Jak pożyczać, to singlom. Różnica między tym, co banki oferują rodzinie z dzieckiem, a co samotnikowi, jest potężna
Marcin Długosz
15 sierpnia 2017, 11:34·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 15 sierpnia 2017, 11:34
Dziennik „Rzeczpospolita” uważnie pochylił się nad danymi Biura Informacji Kredytowej. Obrazek, jaki się z nich wyłania, jest całkiem optymistyczny – średnia kwota kredytu mieszkaniowego udzielonego w pierwszej połowie 2017 roku była 6,6 proc. wyższa niż w tym samym okresie poprzedniego roku. Przybywa wyraźnie kredytów na mieszkania większe, kosztujące od ćwierć do pół miliona (tu liczba kredytów zwiększyła się o 22,2 proc.) oraz takich z przedziału od pół do miliona złotych (18,8 proc.).
Reklama.
Niepokojące jest jednak inne zjawisko. Na potrzeby analizy danych o zdolności kredytowej stworzono pewne modelowe warunki: rodziny 2+1 oraz singla/singielki.
Pierwszy scenariusz to rodzina 2+1, która chce wziąć pożyczkę mieszkaniową na 25 lat – w sytuacji, gdy małżonkowie od pięciu lat pracują na stałych umowach na czas nieokreślony, z łącznym dochodem netto na poziomie 6500 złotych, z autem, mieszkających w 300-tysięcznym mieście, z kosztami utrzymania na poziomie 2 tysiące złotych i pozytywną zdolnością kredytową. W tym scenariuszu olbrzymia większość banków ocenia zdolność kredytową potencjalnych pożyczkobiorców na 440-570 tys. złotych. Wyjątkiem okazał się tylko Plus Bank, który byłby gotowy pożyczyć takiej parze 680 tysięcy.
Tymczasem singiel w porównywalnej sytuacji – wszystkie parametry takie same, włącznie z dochodem netto na poziomie 6500 zł – dostanie znacznie lepsze warunki. W zasadzie nie ma banku, który nie pożyczyłby mu pół miliona złotych, a Deutsche Bank jest nawet gotowy oszacować zdolność kredytową takiej osoby na 790 tysięcy złotych!
Trudno jednoznacznie uzasadnić te różnice. Na korzyść singli z pewnością działa fakt, że nie mają dzieci – więc ryzyko dodatkowych, nieprzewidzianych wydatków maleje. Singiel z dochodami na poziomie 6500 złotych to zapewne też osoba o wysokich kwalifikacjach, bądź prowadząca z sukcesem jakąś działalność gospodarczą. Z drugiej jednak strony, rodzina to zawsze dwie osoby, które są w stanie lepiej wybrnąć z potencjalnych kłopotów (utrata pracy, choroba w rodzinie, następstwa nieszczęśliwych wypadków itd.).
Wątpliwości nie ulega jednak jedno: w ślad za spadającym oprocentowaniem lokat, Polacy zaczęli szukać alternatyw. Oczywistą wydają się nam dziś lokale mieszkaniowe, stosunkowo łatwo dostępne i – przynajmniej teoretycznie – pozwalające mieć nadzieję na uzyskanie dodatkowych dochodów. Stąd też rosnące kwoty zobowiązań. Problem w tym, że podobnie jak z kursem franków, niskie oprocentowanie kredytów nie będzie trwać wiecznie. Kiedy – niskie dziś – stopy procentowe pójdą w górę, wzrosną też odsetki, jakie przyjdzie zapłacić od kredytów. – Należy o tym pamiętać już na etapie decyzji o zakupie konkretnego mieszkania i zaciąganiu kredytu – przestrzega dziennik.