Film, muzyka, artykuły szkolne, odzież, obuwie – to plejada kolejnych kategorii w najpopularniejszym polskim serwisie e-commerce, w których prowizje poszły w górę, sięgając 10 procent. I to nie pierwsze zmiany tego typu na Allegro, wcześniej podwyżki pobieranych przez platformę prowizji pojawiły się w kategoriach biuro i reklama, przemysł, antyki i sztuka. Jak się łatwo domyślić, korzystający z usług serwisu sprzedający nie przyjęli tych zmian z otwartymi ramionami. Ale nie mają wyjścia – zdaniem ekspertów Allegro przygotowuje się do rewolucyjnych zmian najważniejszym ze swoich biznesów.
„Od kilku lat prowadzę sklep na Allegro – i widzę, że coraz bardziej przestaje mi się opłacać” – skarży się na nowinki wprowadzone przez portal czytelnik jednego ze śląskich serwisów prasowych. – „Allegro zwiększyło od sierpnia prowizję ze sprzedaży w bardzo popularnych kategoriach do 10 procent! Przykładowo za sprzedaż markowych butów górskich w cenie około 500 złotych, wcześniej płaciłem około 20 złotych prowizji, a teraz... 50 zł!” – dowodził.
Rzecznik firmy ripostuje, że mimo podniesienia prowizji od sprzedaży, portal zrezygnował z pobierania opłat za wystawienie oferty oraz dodawanie zdjęć. „To jest nasza świadoma decyzja: chcemy, by sprzedający za darmo wystawiali jak najwięcej ofert sprzedaży, bo tego oczekują klienci kupujący na Allegro ponad milion produktów każdego dnia. Przedsiębiorca nie ponosi więc żadnych kosztów, żadnego ryzyka, wystawiając u nas swoje produkty” – argumentuje przedstawiciel firmy. Jednocześnie podkreśla, że prowizje w serwisie sięgają od 1 do 15 procent, w zależności od kategorii.
Te argumenty niekoniecznie trafiają do przekonania użytkowników. „Co z tego, że wystawienie jest darmowe, skoro w tej chwili prowizje są zaporowe. W takiej sytuacji sklepy muszą albo podnieść ceny wystawianych produktów, albo przejść do konkurencji, gdzie prowizja wynosi 2,7 proc.” – pisze czytelnik.
I na to firma ma odpowiedź. „Allegro oferuje nieporównywalnie większą skalę sprzedaży i działania w Polsce. Ponad milion sprzedanych przedmiotów dziennie i ponad 16 milionów odwiedzających serwis miesięcznie. Jestem więc przekonany, że pomimo zmian w cenniku, sprzedaż u nas się opłaca, a całościowe koszty z nią związane są niższe niż w innych kanałach sprzedaży” – komentuje rzecznik firmy.
Cóż, trudno podważać wyjątkową pozycję Allegro na polskim rynku e-commerce, ale też nic nie jest dane na zawsze. Rywale nie zasypiają gruszek w popiele: ledwie kilka dni po wprowadzeniu ostatnich zmian, eBay – który, jak mogłoby się wydawać, w znacznej mierze „odpuścił” polski rynek po nieudanym debiucie – wprowadził na swoich polskich stronach nowoczesną spersonalizowaną formułę strony głównej, która ma odpowiadać indywidualnym „nawykom i zachowaniom zakupowym”.
To ledwie początek. Pod koniec ubiegłego roku niemiecka wersja największego sklepu świata – Amazon.de – uruchomiła polskojęzyczną wersję serwisu, oferując m.in. darmową wysyłkę produktów nad Wisłę przy zakupach przekraczających kwotę 39 euro. Na naszym rodzimym rynku coraz bardziej rozpychają się Chińczycy: w ubiegłym roku powstała nad Wisłą spółka reprezentująca portal Alibaba.com, a do Aliexpress – serwisu adresowanego do Polaków – zagląda już podobno 5 mln użytkowników miesięcznie, czyli dwa razy więcej niż przed rokiem.
Z pozoru więc Allegro, decydując się na drastyczne – przynajmniej dla najdrobniejszych kupców – zmiany, strzela sobie w stopę. Eksperci nie spieszą się jednak z formułowaniem ostatecznych sądów. – Moim zdaniem, zmiany, jakie Allegro wprowadza w ostatnim czasie, to stopniowe przygotowania do tego, co może zdarzyć się za rok, dwa, może trzy: przekształcenia portalu w „polski Amazon”, z ujednoliconą ofertą – mówi w rozmowie z INN:Poland Marcin Łukiańczyk, specjalista w dziedzinie e-commerce.
– Zmiany w tabeli prowizji oczywiście są bolesne, zwłaszcza dla tych osób, których strategia sprzedaży opierała się wyłącznie na walce ceną. Oni operują na naprawdę minimalnych marżach – kontynuuje nasz rozmówca. To zresztą nie podobało się wielu producentom, tu Łukiańczyk podaje jako przykład producenta kosmetyków, firmę Forever. – Wiele firm nie życzyło sobie, by dystrybutorzy ich produktów sprzedawali na Allegro. Uważano to za psucie marki. Tam produkt, którego cenę końcową firma wycenia na, powiedzmy, 100 złotych, pojawiał się za 65 złotych. Dlatego produkty Forever pojawiały się tylko czasami, najwyraźniej gdy producent przestawał monitorować, co się dzieje na portalu – opowiada Łukiańczyk.
Było to możliwe albo wskutek maksymalnego „zejścia z marży” przez sprzedającego, albo też przy mechanizmach rekompensujących obniżkę ceny – np. programach lojalnościowych lub rabatach przy zakupie większej partii produktu. Pierwsza metoda premiowała sprzedających metodą chałupniczą, druga – hurtowników, którzy mieli zasoby i możliwości kupowania u producenta dużych partii produktów. Tak czy inaczej zarobek w takim scenariuszu jest niewielki. Chyba że pominie się prowizję, finalizując transakcję w realu – wtedy marża może nieco urosnąć. Jednocześnie na takich użytkownikach polskiemu potentatowi e-handlu nie zależy.
Oczywiście, nie wszyscy sprzedający na Allegro mają takie podejście. Część starała się rekompensować wyższe ceny jakością świadczonej usługi, zdywersyfikowaną ofertą, sprzedażą rzadszych towarów. – Allegro, podnosząc ceny, wycina tę konkurencję która walczyła tylko i wyłącznie ceną. Kto kupował z jakichś powodów u sprzedających, którzy oferowali jakąś dodatkową wartość w zamian za ciut wyższą cenę, zapewne nie odczuje specjalnie zmiany cen – mówi ekspert.
Jego zdaniem, o zmianach w polityce Allegro mówi się już na tyle długo, że co bardziej przewidywalni sprzedający zaczęli już szukać alternatywnych dróg dotarcia do klienta. Przykładowo, skoro sprzedający nie mogą na Allegro reklamować własnego e-sklepu, to dodają ulotki reklamowe do produktów sprzedawanych na stronach Allegro – kusząc, by zaglądać do macierzystego sklepu online, przy pomocy dodatkowych rabatów czy rozszerzonej oferty produktów.
– Bywa i tak, że sprzedający ma w swoim sklepie np. tysiąc produktów, ale na Allegro sprzedaje tylko te najpopularniejsze. Do nich dorzucane są materiały informacyjne i reklamowe o reszcie oferty, z odesłaniem już na strony e-sklepu – dodaje Łukiańczyk. – Jeżeli ktoś o tym wcześniej nie pomyślał i zakładał, że będzie bez końca żyć tylko i wyłącznie z samego Allegro, to srodze się właśnie zawiódł. No i udowodnił, że nie ma zbytniego doświadczenia w e-commerce. Kanały sprzedaży trzeba dywersyfikować, zawsze – ucina.