Zastaw się, a postaw się – ta sentencja już dawno temu złośliwie oddawała charakter Polaków. Niestety, wygląda na to, że niewiele się zmieniło. Statystycznie, wydajemy na przyjemności 168 złotych miesiecznie. Z badań wynika, że to więcej niż próbujemy oszczędzić. Dla ekonomistów ta proporcja to najlepszy dowód na to, że poziom życia w Polsce jeszcze długo nie dorówna temu w krajach zachodnich.
W badaniu „Finanse Polaków” opisane są rzeczy oczywiste: że bogatsi wydają na przyjemności więcej, biedniejsi – mniej. Że tych pierwszych jest mniej (10 proc. wydaje na przyjemności 300 zł miesięcznie), a drugich więcej (ponad 25 proc. – 50 zł). Że młodzi są bardziej skłonni do rozrzutności, że kobiety wydają na przyjemności o 30 zł więcej niż mężczyźni, że wykształceni wydają większe kwoty niż ci z wykształceniem podstawowym.
Ale za danymi zebranymi przez ankieterów kryją się też mniej oczywiste trendy. – Środki przeznaczane na przyjemności i rozrywkę są najczęściej proporcjonalne do budżetów, jakimi dysponują poszczególne osoby. Uwagę zwraca fakt, że nawet osoby w słabszej kondycji finansowej starają się wygospodarować pieniądze na swoje przyjemności – komentuje Anna Karasińska, ekspert ds. badań rynkowych w Provident Polska.
I tu pojawia się realny problem. – Nasze badania pokazują, że wydatki na przyjemności są dla sporej części Polaków nawet ważniejsze niż gromadzenie oszczędności – twierdzi Karasińska. – Ponad jedna trzecia Polaków nie jest w stanie przeznaczać regularnie żadnych środków na oszczędności, podczas gdy z wydatków na przyjemności rezygnuje tylko 13 procent – dodaje.
Cóż, Polaków nie stać na oszczędzanie – zaprotestują niektórzy. Problem w tym, że części Polaków rzeczywiście na nie nie stać. Ale już ci, którzy uzyskują dochód pozwalający na pozostawienie w portfelu paru groszy na koniec miesiąca, wolą go wydać niż odłożyć: statystyczny Polak wydaje na utrzymanie 60 proc. budżetu, na przyjemności – 14 proc., odkłada – 10 proc.
Niewątpliwie, trudno jest odmówić dziecku kina, żonie – zakupu „czegoś ekstra” czy kolacji w restauracji. W ciągu ostatnich dwudziestu lat liczba osób, które pozwalają sobie na takie przyjemności, praktycznie się podwoiła. Jednocześnie, z punktu widzenia ekonomistów, taka proporcja między wydatkami a oszczędnościami jest przekleństwem polskiej gospodarki. Zachodnie społeczeństwa na swój dzisiejszy poziom życia oszczędzały przez dekady, jeżeli nie stulecia – twierdzą.
„Oszczędności gospodarstw domowych, szczególnie te o charakterze długoterminowym, wspierają inwestycje. Inwestycje zaś służą temu, aby pobudzać wzrost gospodarczy. Każdy więc, kto inwestuje pieniądze, wspiera wzrost gospodarczy” – możemy przeczytać na stronach Bankier.pl. – „Zainwestowane oszczędności tworzą kapitał (budynki, maszyny, kapitał ludzki), który umożliwia osiąganie zysków w przyszłości. Te będzie można przeznaczyć na późniejszą konsumpcję i... na przyszłe oszczędności”. Cóż, poziom życia nie jest wyłącznie – ani nawet przede wszystkim – zasługą rządzących.