Polska scena start-upowa pełna jest technologicznych inicjatyw. A ja postanowiłam zrobić coś bliższego ludziom – opowiada nam Martyna Zastawna. Polka uruchomiła firmę, skupiającą się na odnawianiu ludziom starych butów i ich personalizacji. Zainteresowanie klientów przerosło jej najśmielsze oczekiwania.
– Nowy kolor to ja, nowy styl to ja. Custom, jeden egzemplarz na całe WWA miasto – rapuje w jednej ze swoich ostatnich piosenek „Szacunek za klasyk” znany ze współpracy z Taco Hemingwayem raper Otsochodzi. O jakim tajemniczym „customie” mowa? Ano o spersonalizowanych butach, stworzonych przez WoshWosh start-up Martyny Zastawnej. Choć teledysk został opublikowany zaledwie miesiąc temu, na Youtubie może się już pochwalić liczbą 1,6 mln wyświetleń.
Dla Zastawnej takie epizody, jak tworzenie spersonalizowanych butów na potrzeby nagrania, to jednak tylko miły dodatek. Jej firma rozwija się w błyskawicznym tempie i bez tego. Tajemnica sukcesu? Chyba dość prozaiczna – 26-latka zdecydowała się wyjść poza zaklęty krąg aplikacji, kontrolujących już chyba każdą dziedzinę naszego życia, i postawiła na renowację zwykłych butów.
– To nie jest tak, że nie mam szacunku do firm technologicznych. Uważam jednak, że brakuje start-upów z innych dziedzin. Często pojawiam się na branżowych konferencjach i jestem na nich osamotniona. Na palcach jednej ręki mogę policzyć start-upy, zajmujące się czymś innym niż technologia, które spotkałam w ciągu ostatniego półrocza. A szkoda, bo uważam, że na rynku jest miejsce również dla start-upów z innych dziedzin – przekonuje Zastawna.
– Pomysł na biznes to była potrzeba chwili. Zobaczyłam moje ubrudzone, zimowe buty i chciałam oddać je do czyszczenia. Byłam pewna, że istnieją pralnie butów, nawet się nad tym nie zastanawiałam. Wpisałam hasło w wyszukiwarkę i zamiast adresów pralni znalazłam wpisy zdziwionych ludzi, którzy nie mieli gdzie wyczyścić swoich butów – wspominała.
Mało jednak brakowało, a do upadku start-upu już na początku jego funkcjonowania doprowadziło by...zbyt duże zainteresowanie. Gdy 26-latka zakładała firmę przewidywała w biznesplanie, że w pierwszym miesiącu trafi do niej 10 par butów. Trafiło 500.
– Nie byłam na to kompletnie gotowa. To był jeden wielki fakap – przyznaje bez ogródek .
Z perspektywy czasu widzi, że wszystko zrobiła wówczas nie tak. Przede wszystkim nie miała wykwalifikowanych pracowników. Specyficznego fachu Zastawna uczyła się na własną rękę, na kilka miesięcy przed otwarciem firmy. Konsultowała się z szewcami, kaletnikami, know-how zdobywała również w internecie. Sama radziła sobie z renowacją obuwia, jak jednak samemu obsłużyć kilkuset klientów miesięcznie?
Po półtora miesiąca w jej firmie było już zatrudnionych 30 osób.Kobieta opowiada, że rekrutowała ich wśród kandydatów o zdolnościach manualnych. Dlaczego tak? Wystarczy przejść się do przeciętnego szewca, by przekonać się, że ludzie z fachem w ręku to gatunek na wymarciu. Średnia wieku w tym zawodzie prawdopodobnie dawno już przekroczyła wiek emerytalny.
Chaos organizacyjny
Zastawna szybko jednak przekonała się, że same chęci to zbyt mało. Na Facebooku powstał nawet fanpage „dedykowany” WoshWosh, w którym sfrustrowani klienci opisywali swoje przygody z firmą. Opryskliwa obsługa, odklejające się podeszwy – lista zarzutów rosła z każdym dniem. Na początku 2017 roku stronę polajkowało ponad 300 osób, pojawiła się nawet inicjatywa, by zgłosić Wosh Wosh do UOKiK.
– Ten fanpejdż to inicjatywa mojej konkurencji – odgryza się Zastawna. - Część historii, które się na nim pojawiły, były zwyczajnie zmyślone. Liczba poszkodowanych klientów również odbiega od tej rzeczywistej – dodaje. Nie ukrywa jednak, że krytyka, która na nią wówczas spłynęła była w sporej mierze uzasadniona.
– Klienci mieli czekać na realizację zamówienia 2-3 tyg. Część z nich czekała nawet i pół roku. Nie dziwię się ich niezadowoleniu – opowiada.
Przyznaje też, że podstawowym błędem, jaki popełniła, była nadmierna centralizacja. - Zajmowałam się praktycznie wszystkim. Tłumaczyłam pracownikom, jak odnowić but, zajmowałam się tym, że ktoś nie przyszedł do pracy, zbierałam skargi od klientów – wspomina.
Wielki comeback
Dzisiaj po tych trudnościach nie ma już śladu. Zastawna nie przebierała w środkach. Pożegnała się ze swoją współpracowniczką, w lipcu 2017 zdecydowała nawet na zamknięcie firmy na miesiąc, by uporządkować jej funkcjonowanie. Zlikwidowała również jeden z dwóch oddziałów stacjonarnych, przerzucając się na zbieranie zleceń przez internet.
Wdrożyła w tym celu system informatyczny do zarządzania zamówieniami. Dzisiaj miesięcznie przyjmuje 600 par butów. W firmie pracuje za to tylko 8 osób. – Udało się zoptymalizować cały proces realizacji – cieszy się założycielka WoshWosh.
Podkreśla jednocześnie, że nie tworzy konkurencji dla szewców. WoshWosh nie tylko bowiem naprawia zepsute buty, ale także nadaje odświeżony wygląd starym, przywracając im pierwotny kolor i usuwając zabrudzenia.
Buty dla elfa
Ceny renowacji wahają się od 99 do 200 zł. Wśród najbardziej zapadających w pamięć zleceń kobieta przytacza pracę nad męskimi botkami, w których przed II wojną światową, dziadek zleceniodawcy wrócił z Syberii. Dziś odnowione obuwie stoi w domu właściciela pośród rodzinnych pamiątek. Zastawna wspomina również mężczyznę, który zażyczył sobie...elfie buty. – Z zaokrąglonymi czubami i dzwoneczkami. Miały wydawać z siebie melodyjkę przy każdym kroku – opowiada. I dodaje, że jedna z klientek zażyczyła sobie także, by na bucie jej chłopaka znalazło się odbicie ust. Ust jego ukochanej oczywiście.
Ostatni okres to dla założycielki WoshWosh pasmo sukcesów. W ciągu jednego tygodnia najpierw została wybrana do finału konkursu start-upów podczas Wolves Summit, by kilka dni później wygrać Startup Day. Kilka miesięcy temu została wybrana przez magazynu Brief do grona 50 najbardziej kreatywnych osób polskiego biznesu. Zdobyła również nagrodę Diament Kobiecego Biznesu. Snuje także plany wyjścia za granicę. – Na pierwszy ogień pójdą Niemcy – zapowiada.