Wyjść z dzieckiem na spacer, czy lepiej to przełożyć? Iść pobiegać dziś czy jutro? Takie pytania zadają sobie tysiące osób, żyjących w coraz bardziej zanieczyszczonych miastach. Dzięki rodzimej technologii wiedzą, kiedy mogą wypuścić się na miasto bez obawy o wydychanie smogu.
Airly to polski start-up, o którym robi się głośno nie tylko wtedy, gdy na szybach naszych okien pojawiają się ciemne zacieki, a oddychanie na spacerze czy podczas drogi do pracy staje się utrudnione.
Pomysł Airly jest prosty – firma zaprojektowała i produkuje czujniki smogu, którymi systematycznie pokrywa coraz większe połacie Polski. To nie przypadek, że Airly powstało w Krakowie, od lat noszącym niechlubne miano najbardziej zanieczyszczonego miasta w kraju. Sprzyjają temu zarówno warunki geograficzne, bo Kraków leży w niecce, jak i olbrzymia liczba pieców węglowych, którymi mieszkańcy miasta ogrzewają domy. Smog jest więc produkowany na potęgę, a na dodatek nie ma gdzie przed nim uciec. W efekcie truje tysiące mieszkańców.
Jeden z założycieli Airly, Wiktor Warchałowski, jest biegaczem. Z jednej strony miał po prostu ochotę wiedzieć, czy danego dnia będzie mógł pobiegać bez ryzykowania własnym zdrowiem. Wielu badaczy smogu uważa, że biegacze czy rowerzyści są najbardziej narażeni na negatywne skutki oddychania zanieczyszczonym powietrzem, ze względu na silną saturację. Słowem – wdychają dużo więcej powietrza, niż inni.
Z drugiej strony w problemie smogu kryje się potencjał społeczny, ale i biznesowy. Społeczny, bo dotyczy niestety coraz większej liczby rodaków, a skutecznego rozwiązania problemu wciąż nie ma. Wiąże się to również z niskim poziomem edukacji, wielu ludzi ciągle pali w piecach węglem niskiej jakości, a nawet śmieciami. Liczba zgonów powiązanych ze złym powietrzem ciągle rośnie. Jeszcze niedawno szacowano ją na 45 tysięcy osób rocznie, teraz przekroczyła 52 tysiące. Przynajmniej takie dane prezentuje Europejska Agencja Środowiska.
Airly systematycznie rozbudowuje sieć czujników. To nieduże urządzenia, które można montować praktycznie wszędzie. Firma jeszcze do niedawna nie sprzedawała ich na wolnym rynku z bardzo prostego powodu – powinny być umieszczane w konkretnych miejscach. Gęsto rozmieszczona sieć takich urządzeń pomiarowych (docelowo 2-3 czujniki na 1 km kw. obszaru objętego pomiarem) rozwiązuje problemy jakości danych czy natychmiastowej identyfikacji lokalnych źródeł zanieczyszczenia. Muszą być jednak zamontowane w odpowiednch miejscach.
Wiktor Warchałowski mówi, że jeśli ktoś powiesi sobie czujnik na ostatnim piętrze wieżowca w miejscu gdzie wieje wiatr, wyniki przez cały czas będą rewelacyjne, mimo że kilkanaście pięter niżej praktycznie nie będzie czym oddychać.
Czujniki Airly są więc rozmieszczane w odpowiednich miejscach, w porozumieniu z partnerami. Firma zaczęła niewiele ponad rok temu od Krakowa i gmin ościennych. Dziś sieć dynamicznie się rozszerza, zaczyna z niej korzystać Warszawa, czujniki kupują również partnerzy społeczni i medialni. Dane Airly zintegrowały największe portale pogodowe w Polsce, na stworzenie sieci czujników jakości powietrza decydują się kolejne samorządy. 300 czujników kupiła choćby firma ubezpieczeniowa Aviva.
– W ramach akcji „Warszawa oddycha” zainstalowaliśmy w Warszawie 20 urządzeń we współpracy z firmą Blaupunkt. W międzyczasie rozpoczęliśmy współpracę z Onetem i Interią. A chwilę potem z Avivą – w ramach akcji edukacyjnej „Wiem, czym oddycham” wyposażamy Polskę w dodatkowe 300 czujników. Połowa urządzeń jest instalowana na placówkach tej firmy, pozostałe 150 urządzeń dostaną społeczności lokalne – gminy, spółdzielnie, szkoły. Będą mogły wygrać w konkursie – mówi w rozmowie z INN:Poland Wiktor Warchałowski.
A to ciągle nie wszystko, bo podobną współpracę Airly zaczyna z jednym z banków. Na wybranych placówkach zostaną zainstalowane czujniki, mające pokazywać pracownikom i klientom, że również są odpowiedzialni za jakość powietrza.
Czujniki Airly kosztują ponad dwa tysiące złotych za sztukę, razem z rocznym abonamentem. Duże, profesjonalne stacje badające jakość powietrza – od 300 tysięcy złotych do 1 miliona. Różnica jest więc ogromna – za cenę jednej stacji można rozmieścić lekko licząc kilkaset czujników pokrywających znacznie większy obszar i badających skąd napływa skażone powietrze i gdzie się kumuluje.
Do niedawna sprzedaż urządzeń była ograniczona do odbiorców instytucjonalnych.
– Otworzyliśmy możliwość kupienia czujnika Airly przez osoby indywidualne, ale nie wiążemy z tym większych nadziei biznesowych. W moim odczuciu dla osoby indywidualnej jest to drogie rozwiązanie. Ponad 2000 złotych netto z rocznym abonamentem to spory koszt, więc nie liczymy na dużą sprzedaż, ale uruchomiliśmy taką możliwość – mówi Warchałowski.
Obecnie w całej Polsce działa już ok. 800 urządzeń.
– Po wdrożeniu w pełni współpracy z Avivą będzie ich tysiąc. Niezły wynik jak na spółkę, która obchodziła niedawno pierwszy rok działalności – cieszy się szef Airly.
Firma (w osobie Wiktora Warchałowskiego) została właśnie finalistą New Europe, konkursu organizowanego przez Google i Financial Times. Celem przedsięwzięcia jest wyłonienie setki najbardziej innowacyjnych osób w Europie Środkowo-Wschodniej.
– Z mojego punktu widzenia to jest docenienie całego naszego zespołu. W życiu przedsiębiorcy, na tak wczesnym etapie, wszystko jest szalone, pracuje się czasem nawet 20 godzin dziennie. Ja nie traktuję tego jako docenienia mnie, ale całego teamu, bo zawsze podkreślam, że bez tych osób nie byłbym w stanie otrzymać takiego tytułu. I to jest pozytywny kop na najbliższy czas. To bardzo motywujące – podkreśla Warchałowski.