Wartość rynku produktów bezglutenowych już kilka lat temu przebiła pułap stu milionów złotych. Kolejne firmy prześcigają się w tworzeniu nowych ofert: na rynku pojawiają się kolejne chipsy, makarony czy lody bez glutenu. Powstają firmy, które są w pełni oparte na produkcji żywności bezglutenowej. Z badań wynika, że nawet 8 procent Polaków może być na diecie bezglutenowej. Tymczasem naukowcy przekonują, że w olbrzymiej większości rzekoma nadwrażliwość na gluten nie ma uzasadnienia – a za „nadwrażliwość” na gluten odpowiadają zupełnie inne substancje.
– Wartość rynku produktów bezglutenowych w Polsce cały czas rośnie: w 2013 roku wynosiła 108,6 mln zł, w 2014 roku – 113,3 mln zł, w 2016 roku – 117,7 mln złotych – dowodził w rozmowie z Wiadomościami Handlowymi Sławomir Chłoń, prezes firmy Organic Farma Zdrowia. – To nie jest moda. Faktycznie wielu z nas odczuwa nietolerancję na gluten i laktozę. Wielu z nas często jeszcze nie ma tej nietolerancji uświadomionej, ale ogólny trend wellness, czyli świadomego dbania o siebie, skłania nas do sprawdzania swojego stanu zdrowia, dlatego coraz więcej Polaków odkrywa nietolerancję na różne alergeny – dodawał.
Nie są to słowa rzucane na wiatr: firma Mintel w swoich badaniach udowadnia, że z konsumpcji glutenu rezygnują zarówno osoby, które odczuwają jakieś gastryczne nieprzyjemności po zjedzeniu, jak i takie, które nieprzyjemności nie odczuwają, ale gluten odstawiają w ramach zdrowego stylu życia. – Według danych firmy Mintel, w Polsce jest to 8 proc. konsumentów, co jest spójne z wynikami dla pozostałych krajów europejskich objętych badaniem – tłumaczyła Honorata Jarocka, analityk Mintela. – Patrząc natomiast na tempo innowacji w odniesieniu do produktów z oświadczeniami „bez glutenu”, jest ono coraz bardziej dynamiczne – kwitowała.
I rzeczywiście, wystarczy przebić się przez informacje portali spożywczych, żeby znaleźć potwierdzenie tych komentarzy. Naukowcy z Katedry Towaroznawstwa Żywności uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu szukają receptur na nowe produkty bezglutenowe, które byłyby smaczniejsze od dotychczas dostępnych. Pieczywo, chrupki, płatki, ciastka, mleko, makarony – to spektrum najczęściej spotykanych produktów, które zostały zaadaptowane na potrzeby nowego trendu. Celują w nich zarówno starzy rynkowi wyjadacze – jak Krakowski Kredens czy Sotella, jak i mniejsi gracze, np. producent lodów Anita czy firma Borowik Przetwórstwo Spożywcze, albo stworzona na fali zainteresowania nowymi dietami firma Bezgluten.
Eksperci, obserwujący rynek FMCG jednak dosyć sceptycznie odnoszą się do tej fali. Wyjąwszy niewielką – liczącą średnio około 1,3 proc. populacji – grupę osób chorych na celiakię (lub ze skłonnościami do tej choroby), cała reszta osób z rzekomą nadwrażliwością na gluten (według niektórych źródeł może to być nawet 12 procent populacji) mogłaby sobie dietę śmiało odpuścić.
– Gluten to ściema. Sposób na wyciągnięcie dodatkowych pieniędzy od konsumentów – komentuje dosadnie w rozmowie z INN:Poland Adam Rzepkowski z portalu Alleceny.pl. – Zdarzają się nawet produkty, które z definicji nie mają glutenu. Jeżeli producent naklei na nich etykietkę „bez glutenu” i podniesie cenę o 10 proc., ludzie będą je kupować. To smutne – kwituje.
Portal Alleceny.pl w połowie ubiegłego roku opublikował raport na temat żywności bezglutenowej. Nie brak w nim paradoksów – choćby ten związany z cenami: produkty bezglutenowe są tańsze na półkach supermarketów niż w sklepach internetowych (różnice sięgają 20 proc. ceny, gdy produkt jest w promocji – widać, w internecie bezglutenowe produkty są jeszcze bardziej bezglutenowe). Bez glutenu żyje przede wszystkim Warszawa, coraz bardziej dietą zainteresowani są mężczyźni – w ciągu roku odsetek miłośników takiej żywności wzrósł o 40 proc., z jakiegoś powodu Polacy uznają najwyraźniej, że dieta bezglutenowa pozwoli zrzucić zbędne kilogramy i przypominają sobie o niej zwłaszcza w okresie świątecznym. O ironio, poza bezglutenowym pieczywem jednym z najczęściej wyszukiwanych produktów jest... piwo.
Problem w tym, że badacze coraz częściej udowadniają, iż przynajmniej osoby z „nadwrażliwością” na gluten w rzeczywistości nie mają powodu do unikania tej mieszaniny białek. Najświeższym przykładem jest eksperyment naukowców z Oslo University Hospital: na podstawie obserwacji uczestników badania doszli oni do wniosku, że za nieprzyjemności gastryczne odpowiada nie tyle gluten, ile fruktany – związki pochodzenia roślinnego, zawierające fruktozę czy glukozę, podobnie jak gluten występujące w zbożach.
I nie jest to jakieś novum. Kilka miesięcy wcześniej badacze z australijskiej School of Health Science oraz Canadian Sport Institute sprawdzili, jak gluten wpływa na wyniki osiągane przez sportowców. No cóż, jeśli wierzyć uzyskanym przez wynikom, nie wpływa. W 2013 r. ci sami naukowcy, którzy wcześniej dopatrzyli się kłopotów gastrycznych wywoływanych przez gluten u sporej grupy „nadwrażliwych”, opublikowali artykuł, w którym dowodzili, że u osób – nie chorujących na celiakię, ale twierdzących, że gluten źle działa na ich organizm – nie doszukano się żadnej negatywnej reakcji na tę mieszaninę białek.
Wygląda zatem na to, że pogoń za bezglutenowymi produktami nie ma żadnego naukowego uzasadnienia. – Roztrząsanie wyników takich badań nie jest nikomu na rękę – ucina jednak Rzepkowski. No i trudno się dziwić: jeżeli w Polsce dietę bezglutenową stosuje 8 proc. populacji, to na Zachodzie jest to średnio niemal 20 proc., a zainteresowanie przejściem na taką dietę deklaruje kolejne 10 proc. Jest więc potężny potencjał wzrostu rynku: dziś rynek rośnie o ponad 10 proc. rocznie, za kilka lat tempo zmaleje i – jak oczekują specjaliści z rynku FMCG – ustabilizuje się na poziomie kilku procent. Po co zatem niszczyć tak perspektywiczną branżę?