Z rzekomych dobrodziejstw diety bezglutenowej może korzystać już nawet 8 proc. Polaków.
Z rzekomych dobrodziejstw diety bezglutenowej może korzystać już nawet 8 proc. Polaków. Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Gazeta
Reklama.
– Wartość rynku produktów bezglutenowych w Polsce cały czas rośnie: w 2013 roku wynosiła 108,6 mln zł, w 2014 roku – 113,3 mln zł, w 2016 roku – 117,7 mln złotych – dowodził w rozmowie z Wiadomościami Handlowymi Sławomir Chłoń, prezes firmy Organic Farma Zdrowia. – To nie jest moda. Faktycznie wielu z nas odczuwa nietolerancję na gluten i laktozę. Wielu z nas często jeszcze nie ma tej nietolerancji uświadomionej, ale ogólny trend wellness, czyli świadomego dbania o siebie, skłania nas do sprawdzania swojego stanu zdrowia, dlatego coraz więcej Polaków odkrywa nietolerancję na różne alergeny – dodawał.
Nie są to słowa rzucane na wiatr: firma Mintel w swoich badaniach udowadnia, że z konsumpcji glutenu rezygnują zarówno osoby, które odczuwają jakieś gastryczne nieprzyjemności po zjedzeniu, jak i takie, które nieprzyjemności nie odczuwają, ale gluten odstawiają w ramach zdrowego stylu życia. – Według danych firmy Mintel, w Polsce jest to 8 proc. konsumentów, co jest spójne z wynikami dla pozostałych krajów europejskich objętych badaniem – tłumaczyła Honorata Jarocka, analityk Mintela. – Patrząc natomiast na tempo innowacji w odniesieniu do produktów z oświadczeniami „bez glutenu”, jest ono coraz bardziej dynamiczne – kwitowała.
I rzeczywiście, wystarczy przebić się przez informacje portali spożywczych, żeby znaleźć potwierdzenie tych komentarzy. Naukowcy z Katedry Towaroznawstwa Żywności uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu szukają receptur na nowe produkty bezglutenowe, które byłyby smaczniejsze od dotychczas dostępnych. Pieczywo, chrupki, płatki, ciastka, mleko, makarony – to spektrum najczęściej spotykanych produktów, które zostały zaadaptowane na potrzeby nowego trendu. Celują w nich zarówno starzy rynkowi wyjadacze – jak Krakowski Kredens czy Sotella, jak i mniejsi gracze, np. producent lodów Anita czy firma Borowik Przetwórstwo Spożywcze, albo stworzona na fali zainteresowania nowymi dietami firma Bezgluten.
logo
Można z powodzeniem zakładać, że rynek produktów bez glutenu nad Wisłą jest warty 120-130 mln zł rocznie. Fot. 123rf.com
Eksperci, obserwujący rynek FMCG jednak dosyć sceptycznie odnoszą się do tej fali. Wyjąwszy niewielką – liczącą średnio około 1,3 proc. populacji – grupę osób chorych na celiakię (lub ze skłonnościami do tej choroby), cała reszta osób z rzekomą nadwrażliwością na gluten (według niektórych źródeł może to być nawet 12 procent populacji) mogłaby sobie dietę śmiało odpuścić.
– Gluten to ściema. Sposób na wyciągnięcie dodatkowych pieniędzy od konsumentów – komentuje dosadnie w rozmowie z INN:Poland Adam Rzepkowski z portalu Alleceny.pl. – Zdarzają się nawet produkty, które z definicji nie mają glutenu. Jeżeli producent naklei na nich etykietkę „bez glutenu” i podniesie cenę o 10 proc., ludzie będą je kupować. To smutne – kwituje.
Portal Alleceny.pl w połowie ubiegłego roku opublikował raport na temat żywności bezglutenowej. Nie brak w nim paradoksów – choćby ten związany z cenami: produkty bezglutenowe są tańsze na półkach supermarketów niż w sklepach internetowych (różnice sięgają 20 proc. ceny, gdy produkt jest w promocji – widać, w internecie bezglutenowe produkty są jeszcze bardziej bezglutenowe). Bez glutenu żyje przede wszystkim Warszawa, coraz bardziej dietą zainteresowani są mężczyźni – w ciągu roku odsetek miłośników takiej żywności wzrósł o 40 proc., z jakiegoś powodu Polacy uznają najwyraźniej, że dieta bezglutenowa pozwoli zrzucić zbędne kilogramy i przypominają sobie o niej zwłaszcza w okresie świątecznym. O ironio, poza bezglutenowym pieczywem jednym z najczęściej wyszukiwanych produktów jest... piwo.
logo
Pieczywo, chrupki, ciastka - to najważniejsze kategorie produktów bezglutenowych. Fot. Cezary Aszkielowicz / Agencja Gazeta
Problem w tym, że badacze coraz częściej udowadniają, iż przynajmniej osoby z „nadwrażliwością” na gluten w rzeczywistości nie mają powodu do unikania tej mieszaniny białek. Najświeższym przykładem jest eksperyment naukowców z Oslo University Hospital: na podstawie obserwacji uczestników badania doszli oni do wniosku, że za nieprzyjemności gastryczne odpowiada nie tyle gluten, ile fruktany – związki pochodzenia roślinnego, zawierające fruktozę czy glukozę, podobnie jak gluten występujące w zbożach.
I nie jest to jakieś novum. Kilka miesięcy wcześniej badacze z australijskiej School of Health Science oraz Canadian Sport Institute sprawdzili, jak gluten wpływa na wyniki osiągane przez sportowców. No cóż, jeśli wierzyć uzyskanym przez wynikom, nie wpływa. W 2013 r. ci sami naukowcy, którzy wcześniej dopatrzyli się kłopotów gastrycznych wywoływanych przez gluten u sporej grupy „nadwrażliwych”, opublikowali artykuł, w którym dowodzili, że u osób – nie chorujących na celiakię, ale twierdzących, że gluten źle działa na ich organizm – nie doszukano się żadnej negatywnej reakcji na tę mieszaninę białek.
Wygląda zatem na to, że pogoń za bezglutenowymi produktami nie ma żadnego naukowego uzasadnienia. – Roztrząsanie wyników takich badań nie jest nikomu na rękę – ucina jednak Rzepkowski. No i trudno się dziwić: jeżeli w Polsce dietę bezglutenową stosuje 8 proc. populacji, to na Zachodzie jest to średnio niemal 20 proc., a zainteresowanie przejściem na taką dietę deklaruje kolejne 10 proc. Jest więc potężny potencjał wzrostu rynku: dziś rynek rośnie o ponad 10 proc. rocznie, za kilka lat tempo zmaleje i – jak oczekują specjaliści z rynku FMCG – ustabilizuje się na poziomie kilku procent. Po co zatem niszczyć tak perspektywiczną branżę?