
Reklama.
Nowa stawka składa się z dwóch elementów: podstawy na poziomie 3000 złotych brutto oraz 550-złotowej „nagrody za 100 procent obecności”. Oferta będzie adresowana do osób zatrudnionych od minimum 3 lat w warszawskich marketach sieci, z sięgającą 100 procent frekwencją. Nie trzeba jednak być biedronkowym weteranem, żeby skorzystać: nowicjusze dostaną niewiele niższą podstawę (2700 zł brutto), podobnie jak pracownicy ze stażem od jednego do trzech lat pracy w Biedronce (2800 zł brutto). Bonus frekwencyjny będzie identyczny. Do tego można jeszcze dorzucić bonus obrotowy, za wyniki osiągnięte przez dany sklep – ze spekulacji wynika, że będzie on wynosić 600 złotych brutto, czyli mniej więcej dwukrotnie więcej niż w tej chwili.
Oczywiście, podwyżki do pewnego stopnia są aktem desperacji: na warszawskim rynku pracy panuje gigantyczna posucha i sieci handlowe wyrywają sobie pracowników z rąk. Zatem nowy program adresowany jest przede wszystkim do warszawiaków, w nieco dłuższej perspektywie – zapewne też do krakowian, poznaniaków czy gdańszczan. Ale nie ulega wątpliwości, że sieć w spektakularny sposób przeciera szlaki dla nowych standardów zatrudnienia.
Program jest efektem eksperymentów z frekwencją i płatnościami, jakie Biedronka prowadziła w ostatnich miesiącach. Menedżerowie zresztą tego nie ukrywają: na ich decyzji miały zaważyć „wnioski wynikające z analizy wyników badania rynku pracy w Polsce, propozycje i opinie pracowników” i „zaangażowanie i wkład całego zespołu w wyniki firmy”. Istotnym czynnikiem mogły być też rozmowy, jakie związki zawodowe z Biedronki toczyły w ostatnich tygodniach z kierownictwem firmy.
Jak opowiadali nam niedawno eksperci, na przestrzeni ostatnich 10 lat wynagrodzenia w usługach zaczęły przewyższać te znane np. z sektora produkcji. – Statystyki mówią, że w sektorze usług płaci się już 25 proc. więcej niż w produkcji. To powoduje, że mamy dzisiaj do czynienia z odpływem ludzi właśnie w takie miejsca jak Biedronka czy Lidl. Bo taka różnica, to już solidny argument do tego, żeby zmienić pracę – podkreślał w rozmowie z INN:Poland Piotr Goliński, partner zarządzający CTER, członek Senior Management Worldwide (SWM) w Polsce.
Co więcej, na jednej z państwowych uczelni, naukowiec z tytułem doktora zarabia ok. 3,5 tys. brutto. Dokładnie tyle samo będą po podwyżkach zarabiać pracownicy Biedronki. Płace nie są też wyższe w urzędach. W ubiegłym roku Urząd Patentowy szukał pracownika na stanowisko szefa jednego z działów, proponując pensję w wysokości 4,5 tys. zł brutto. To o kilkaset złotych mniej, niż zarabia kierownik sklepu Biedronka.
źródło: Wiadomości Handlowe