
Reklama.
– Od dawna marzył mi się jeden konkretny model – Jordany „1”, które pojawiły się w 1985 roku. Natrafiłem na ogłoszenie. Sprzedawca nie chciał w ogóle spuścić z ceny. Walczyłem o nie przez kilka miesięcy i w końcu się poddał. Spotkaliśmy się w Londynie na stacji metra. Okazało się, że kupił je w 1986 roku, nie mając pojęcia kim jest Jordan. Podobały mu się, bo miały fajne czarno-czerwone kolory. Pochodził w nich i odstawił, mając dość docinków na ich temat ze strony znajomych. Porozmawiałem z nim dłuższą chwilę, okazało się, że jest dziennikarzem „Daily Mail”. Przepraszał, że nie ma oryginalnego pudełka, ale pochował w nim wcześniej chomika – wspomina swój najbardziej emocjonalny zakup Kamil Kaczyński.
Ile za niego zapłacił? Tego, jako wytrawny kolekcjoner, zdradzić nie chce. – Buty zrobione specjalnie dla Jordana zaczynają się od jakiś 10 tys. dolarów – rzuca. Po chwili dodaje, że problemu z uzyskaniem tak wysokiej ceny nie ma tylko wówczas, gdy para pochodzi od zaufanego źródła lub osoby powiązanej z klubem.
– Bardzo drogie buty pochodziły np. ze słynnego meczu z 1997 roku. Chicago Bulls grali wtedy w Utah, a Jordan był chory. Na zdjęciach widać, jak oddaje je po meczu chłopcu do podawania piłek. Kilka lat temu ten mężczyzna sprzedał tę parę, za dokładnie 104 tys. 765 dolarów czyli wartość ładnego mieszkania. Najdroższa para sprzedana w oficjalnym obiegu poszła natomiast za 190 tys. 373 dolary. Wystąpił w niej na igrzyskach olimpijskich w 1984 roku – relacjonuje Kaczyński.
Gorzej jeżeli nie da się udowodnić takiej zależności, bo najdroższe buty, to takie, za którymi kryje się konkretna historia. Dlatego właśnie szczególnie cenione są buty meczowe. Niektórzy kolekcjonerzy potrafią spędzić kilkanaście godziny na analizowaniu spotkania, z którego ma pochodzić para, którą chcą kupić. Patrzą kiedy zawodnik się przewrócił, czy zderzył się z bandą reklamową. Na podstawie takich wypadków, analizując zarysowania na powierzchni, można potem z dużym prawdopodobieństwem orzec, czy buty które trzyma się w ręce są oryginalne.
Kamil jest w posiadaniu takich rarytasów jak model Air Jordan 12 z 1997 z meczu z New York Knicks i Air Jordan 14 z 1998. Obie pary podpisane przez samego koszykarza. Mówi, że ma jeszcze coś w zanadrzu, ale bardziej dla siebie, nie dla świata.
Ostatnio w środowisku zapanowała jednak czarna rozpacz. W tym roku Jordan kończy prowadzenie „Flight Clubów” – zajęć z koszykówki dla małych dzieci. A to właśnie tam podpisywał zazwyczaj swoje rzeczy. Na co dzień tego nie robi, ze względu na kontrakt z Upper Deck, który zobowiązuje go do podpisywania przedmiotów tylko w obecności przedstawicieli firmy. – To dlatego jego autograf złożony na koszykarskim akcesorium jest tak cenny – tłumaczy Kaczyński.
Pierwszy łup
Pasją do butów Kaczyński zaraził się jeszcze w podstawówce. Miał zaledwie 10 lat, gdy pracujący w Czechosłowacji ojciec zabrał jego i resztę rodziny do Bratysławy. To był przełom lat 80. i 90. Mały Kamil po raz pierwszy widział na oczy centrum handlowe. Jego wzrok przykuły jednak przede wszystkim buty. Długo prosił i w końcu wyprosił u ojca kupno jednej z par. – Mama wspominała, że długo się z nią nie rozstawałem. Podobno spałem nawet z butami w jednym łóżku – wspomina. Częstochowa, nawet po transformacji ustrojowej, nie zaspokajała jednak jego nowo odkrytej potrzeby.
Pasją do butów Kaczyński zaraził się jeszcze w podstawówce. Miał zaledwie 10 lat, gdy pracujący w Czechosłowacji ojciec zabrał jego i resztę rodziny do Bratysławy. To był przełom lat 80. i 90. Mały Kamil po raz pierwszy widział na oczy centrum handlowe. Jego wzrok przykuły jednak przede wszystkim buty. Długo prosił i w końcu wyprosił u ojca kupno jednej z par. – Mama wspominała, że długo się z nią nie rozstawałem. Podobno spałem nawet z butami w jednym łóżku – wspomina. Częstochowa, nawet po transformacji ustrojowej, nie zaspokajała jednak jego nowo odkrytej potrzeby.
Dlatego w liceum mężczyzna zaczął wydawać zaoszczędzone pieniądze na wyjazdy z kolegami do Warszawy i Krakowa. Bo tam butów było więcej. – Gdy wychodziliśmy ze sklepu w markowych butach, to czuliśmy się, jakbyśmy unosili się nad chodnikiem. Na całe miasto, miała takie może garstka osób. Wszyscy chodzili w jakiś chińskich podróbach – opowiada.
Lata 90. to również „Jordanomania”. Legendarny koszykarz NBA był wówczas w życiowej formie, na jego punkcie szalał praktycznie każdy fan koszykówki. Kaczyńskiemu ta fascynacja również się udzieliła. Ale na poziomie butów. To właśnie dlatego spotkanie w londyńskim metrze wywołało u niego takie emocje.
Buty nie do chodzenia
Częstochowianin, poza „Jordanami” kolekcjonuje inne obuwie sportowe, w swoich domach w Polsce i Londynie ma już przeszło 300 par. Trzyma je w pudełkach, a co cenniejsze egzemplarze owija ręcznikiem. Od czasu do czasu zagląda do środka. Po co? – Lubię na nie popatrzeć – kwituje.
Częstochowianin, poza „Jordanami” kolekcjonuje inne obuwie sportowe, w swoich domach w Polsce i Londynie ma już przeszło 300 par. Trzyma je w pudełkach, a co cenniejsze egzemplarze owija ręcznikiem. Od czasu do czasu zagląda do środka. Po co? – Lubię na nie popatrzeć – kwituje.
Pytam, czy zdarza mu się jeszcze wejść do sklepu i kupić buty ot tak. – Oczywiście, mam jakieś 10 par zwykłych butów do chodzenia – słyszę w odpowiedzi.
To fakt, nie we wszystkich butach, które Kamil Kaczyński ma w swojej kolekcji, da się w ogóle chodzić. – Te najstarsze się już do tego nie nadają, gumy w nich parcieją, systemy poduszki pękają. Jako eksponaty są jednak idealne – mówi.
Upływ czasu, który tak bezlitośnie obchodzi się z butami to jedno, inna sprawa, że część kolekcjonerskich butów w ogóle nie jest przeznaczona do tego, by zakładać je na nogi. Za przykład weźmy chociażby najdroższe buty świata, które zostały wystawione na aukcję w Nowym Jorku za 4 mln dolarów (15 mln złotych). Sneakersy sygnowane nazwiskiem amerykańskiego koszykarza Dwayne'a Wade'a zostały ręcznie wykonane, wysadzono je również szlifowanymi białymi diamentami, kawałkami niebieskiego szafiru i 18-karatowym złotem.
"Synku po co ci te buty?"
Kolekcjonerskich butów na otwartych aukcjach raczej się nie znajdzie. Wtajemniczeni wolą wymieniać się między sobą, by mieć pewność, że ich zbiory trafią w dobre ręce. Dlatego ogłoszenia o sprzedaży pojawiają się np. na Instagramie. Środowisko siłą rzeczy zawiązuje też kontakty między sobą, a kolekcjonerzy często wiedzą, kogo poinformować o tym, że ich kolega nosi się z zamiarem sprzedaży konkretnego egzemplarza.
Kolekcjonerskich butów na otwartych aukcjach raczej się nie znajdzie. Wtajemniczeni wolą wymieniać się między sobą, by mieć pewność, że ich zbiory trafią w dobre ręce. Dlatego ogłoszenia o sprzedaży pojawiają się np. na Instagramie. Środowisko siłą rzeczy zawiązuje też kontakty między sobą, a kolekcjonerzy często wiedzą, kogo poinformować o tym, że ich kolega nosi się z zamiarem sprzedaży konkretnego egzemplarza.
Integrację pogłębiają dodatkowo branżowe imprezy, takie jak zorganizowany w tym roku przez Kaczyńskiego w Warszawie Sneakers Life, na którym zjawili się czołowi sneakerheadzi (osoby, które kolekcjonują ekskluzywne wersje butów) Europy.
O tym, jak szybko wzbogacić się na butach, pisaliśmy przy okazji polskiej premiery Yeezy Boost 350 V2. Oryginalnie para kosztowała 899 zł, ale limitowany nakład (kilkaset sztuk na całą Polskę) sprawił, że na rynku wtórnym cena szybko poszybowała do 3-4 tys. – To środowisko "resellerów", interesuje ich głównie zysk. Nie stawiałbym się w jednym rzędzie z takimi osobami, ciężko to nazwać kolekcjonowaniem – zauważa jednak Kaczyński.
Sam nie ma zamiaru na zbieraniu butów się dorabiać. Radzi sobie w inny sposób. Zainwestował w nieruchomości na terenie Polski i w Londynie, w którym mieszka na stałe od 10 lat. Żyje teraz z wynajmu, a żeby mieć zajęcie, zatrudnił się w sklepie.
Mówi, że znajomi i rodzina przyzwyczaili się już do ekscentrycznego hobby, choć z początku wzbudzało one lekkie zdziwienie. – Od mamy często słyszałem: „Synku po co ci te buty? Do końca życia ich nie zedrzesz!”. Po pewnym czasie jednak przywykła i teraz bez protestów odbiera kolejne przesyłki – śmieje się Kaczyński.