Czytaliście zapewne o wielkich zakupach, na których były niedawno firmy carsharingowe w rodzaju Panka czy Traficaru. Niewiele osób zwróciło jednak uwagę, na ich drugą stronę. Po kilku latach użytkowania samochodów na minuty przez klientów, operatorzy oddadzą je z powrotem. A to oznacza, że u dealerów pojawi się cała masa używanych pojazdów.
Rynek carsharingu rozrasta się nad Wisłą w szybkim tempie. Niedawno „Rzeczpospolita” donosiła, że pod koniec 2017 roku po naszych ulicach będzie jeździło łącznie ok. 2 tys. samochodów, wynajmowanych na minuty. Duży w tym udział dwóch największych graczy – 700 z nich należy do Traficara, kolejne 300 do Panka. A potencjał do dalszego wzrostu jest bardzo duży, bo największy rynek carsharingowy liczy sobie 17 tys. pojazdów.
Już teraz zaczyna jednak robić się ciekawie. Według informacji naszych rozmówców, firmy carsharingowe wzięły swoje floty w umowy leasingowe. Za kilka lat samochody trafią więc z powrotem do dealerów i na rynek wtórny.
– Na rynku z dnia na dzień pojawi się 500 albo tysiąc sztuk tego samego modelu, w tym samym kolorze i z tym samym wyposażeniem. Model będzie taniał – tłumaczy Sebastian, właściciel komisu z używanymi samochodami. – Najbardziej poszkodowani będą właściciele np. Toyot Yaris z roczników 2017 czy 2018. Jeżeli w najbliższej przyszłości będą chcieli sprzedać swoje samochody, to dostaną po kieszeni, bo rynek będzie przez te modele zalany – dodaje.
Poza Yarisami (w Warszawie Panek kupił 300 hybryd) na rynek trafi także wiele Renault Clio (w tym roku Traficar kupił ich ok. 1000). Obok nich działają mniejsze podmioty. We Wrocławiu mamy GoGet.pl, która wynajmuje małe auta Ford Fiesta i Kia Rio, a w stolicy działa jeszcze 4mobility.pl, posiadająca spalinowe i elektryczne auta BMW 1 i 3 oraz Mini.
Gdzie jedni stracą, inni mogą jednak skorzystać. Czyżby przed osobami zainteresowanymi kupnem małych samochodów osobowych z odzysku otwierała się ogromna szansa? – I tak i nie. Wiele razy mieliśmy już do czynienia z sytuacją, gdy firmy pozbywały się całych flot – opowiada dziennikarz motoryzacyjny Jacek Balkan.
Ekspert jest przekonany, że trudno w tej sytuacji mówić o jakimś nowym rozdaniu, wydarzeniu, które zburzy cały rynek. – Yarisy są bardzo pożądane na rynku. Te, pochodzące z wynajmu na minuty, będą zapewne minimalnie tańsze, niż te, od osób prywatnych. Myślę jednak, że mówimy tutaj o różnicach sięgających 10-20 proc., co może przełożyć się na kilka tysięcy złotych – dodaje.
Dziennikarz wspomina, że swego czasu na rynku pojawiło się dużo BMW 1, które pochodziły z loterii smsowej. Ich liczba oscylowała ok. 100-200 egzemplarzy. – Taki model prosto z salonu kosztował jakieś 100 tys. zł, a odkupiony od zwycięzcy – 70. Ale to tylko lekko rozchwiało rynek, wszystkie miały bowiem taki sam kolor, silnik i wyposażenie. A część klientów wciąż chciała srebrne, 5-drzwiowe i z silnikiem diesla – uśmiecha się.
Co więcej, potencjalni nabywcy muszą mieć na uwadze fakt, że przecenione modele mogą być również mocno wyeksploatowane. Użytkownicy aut na minuty, będą z nich przecież korzystać głównie na krótkich trasach, a później odstawiać na miejsce, gdzie czekać będzie kolejny klient.
– Wie pan jeden urwie gałkę, drugi poskrobie paznokciem. Widziałem samochody, które po przebiegu 30 tys. km wyglądały, jakby miały na liczniku 150 tys. Tak właśnie niszczy je brak właściciela – tłumaczy Balkan. Jego zdaniem, w przecenione modele celować będą przede wszystkim kierowcy szukający samochodów np. do przewozu osób. Albo tacy, którzy z góry zakładają, że o swój wóz nie potrafią zadbać i wyjściowy stan techniczny jest dla nich kwestią drugorzędną.
Pojawiają się również głosy, że wszystko zostało już przez dealerów dobrze zaplanowane. – Samochody, które wrócą do dealerów od firm carsharingowych nie muszą trafić na rynek wtórny. Dealerzy mogą je np. wykorzystać w wypożyczani. Dlatego sądzę, że nie wpłynie to na rynek wtórny, liczba używanych samochodów będzie zbyt mała, by wywołać jakieś większe zamieszanie. Trudno jednak dzisiaj przewidzieć ze 100-proc. pewnością, czy cała operacja wyjdzie dealerom na dobre. Carsharing w Polsce wciąż w fazie pionierskiej – wyjaśnia Jan Okulicz-Kozaryn, konsultant Toyoty i członek Polskiej Izby Motoryzacji.
O komentarz poprosiliśmy również przedstawicieli Panka i Traficaru. Od biura prasowego tej drugiej firmy otrzymaliśmy informację, że formą finansowania jest leasing. – Traficar zakłada, że samochody będą użytkowane przez minimum dwa lata. Pojazdy nie zostały zakupione w formule typu buy back, stąd firma nie zakłada zwrotu pojazdów do dealerów. Samochody prawdopodobnie zostaną przekazane do dalszej odsprzedaży – czytamy.