Gdy ponad pięć lat temu Zygmunt Solorz-Żak kupował kopalnie węgla Konin i Adamów, musiał wysupłać około 175 milionów złotych. Kolejne 250 milionów miał przeznaczyć na inwestycje w zakupione firmy. Inwestycje zdały się na nic: po wielomiesięcznym dramacie związanym z restrukturyzacją firm, jeden z najbogatszych Polaków musi zamknąć ten biznes.
Kopalnia Adamów w Turku przestała działać z początkiem bieżącego miesiąca. Zakończenie działalności nie obyło się bez zgrzytu. – Potrafi pan właściwie podziękować za wkład pracy – apelowali związkowcy w liście do właściciela. List pozostał jednak bez odpowiedzi.
W ten sposób, po pięćdziesięciu latach działalności, historia kopalni Adamów dobiega końca. Od lat było jasne, że Adamów „zanieczyszcza” na potęgę i nie spełnia unijnych limitów emisji dwutlenku węgla – wejście polskiego miliardera do firmy miało być dla kopalni ostatnią szansą. Okazało się jednak, że modernizacja kopalni nie ma większego sensu: okoliczne złoża węgla i tak wyczerpałyby się w przeciągu kilku kolejnych lat.
Związkowcy liczyli, że nieuniknione rozstanie z kopalnią przebiegnie jednak inaczej. – Pracownicy zasłużyli na godne odprawy pieniężne, przewyższające unormowania ustawowe, ponieważ poświęcali swoje życie i zdrowie, pracując dla ZE PAK i Kraju – napisali w liście do Solorza-Żaka. Czekało ich jednak rozczarowanie. – Pracodawca nie zaproponował nic więcej niż musiał dać – skarżył się w rozmowie z money.pl Eugeniusz Królikowski, przewodniczący związku pracowników systemów zmianowych w ZE PAK. – W treści porozumień z pracownikami nie ma nic dodatkowego, nic ponad kodeks pracy. I tyle w temacie – kwitował.
Jak komentowano przed laty, zakup kopalni w Adamowie miał być dowodem, że Solorz-Żak nie rezygnuje z energetyki. Okazało się, że ZE PAK (Zespół Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin) to dla miliardera kula u nogi. Nie dość, że inwestycja wymagała walki o zmodernizowanie starych zakładów wydobywczych, to jeszcze rząd wytoczył przeciw nowemu właścicielowi potężne działa, twierdząc, że zapłacił on za nie stanowczo za mało. Zastrzeżenia miała też NIK. Jednak mimo zawiadomień do prokuratury, sprawa najwyraźniej nie miała ciągu dalszego. I trudno się dziwić, dziś o „godnym pożegnaniu” musiałby rozstrzygać gabinet Mateusza Morawieckiego. A tak gorący kartofel musi podrzucać Solorz-Żak.