
Reklama.
Okolice sklepów firmowych Adidasa wyglądały na początku tego tygodnia jak noclegownie. Chodniki zastawione były namiotami i leżakami, na których przyszli klienci marźli pozawijani w grube koce - informuje brytyjski portal standard.co.uk.
Kolejki do punktów sprzedaży ustawiły się w dwóch berlińskich dzielnicach – Mitte i na Kreuzbergu. Przed jednym z nich dziennikarze naliczyli o pierwszej w nocy aż 550 osób – część z nich stała tam od soboty.
Walka toczyła się o zdobycie pary sneakersów z limitowanej edycji, liczącej zaledwie 500 sztuk. Adidas wyprodukował je we współpracy z berlińskim operatorem transportu publicznego BVG z okazji 90 rocznicy jego istnienia - na butach można znaleźć wzór znany z tapicerki w wagonach metra. Wydaje się jednak, że tak duże zainteresowanie butami nie wynikało z rozpoznawalności marki, unikalnego designu ani ograniczonej dostępności.
"Buty są fajne, ale przede wszystkim chcę bilet"
Producent zaszył bowiem w językach sneakersów bilet, dzięki któremu ich posiadacz będzie mógł do końca roku za darmo jeździć berlińskim metrem, tramwajami i autobusami. Oczywiście jest to możliwe tylko wtedy, gdy mamy na nogach akurat ten konkretny model.
Producent zaszył bowiem w językach sneakersów bilet, dzięki któremu ich posiadacz będzie mógł do końca roku za darmo jeździć berlińskim metrem, tramwajami i autobusami. Oczywiście jest to możliwe tylko wtedy, gdy mamy na nogach akurat ten konkretny model.
– Buty są fajne, ale przede wszystkim chcę bilet BVG – wyznała dziennikowi „Tagesspiegel” 18-letnia Sara.
Sprytni klienci szybko porównali sobie ceny. Roczny bilet na komunikację miejską w stolicy Niemiec kosztuje 761 euro. Nowe adidasy wyceniono tymczasem na skromne 180 euro. Inna sprawa, że tuż po rozpoczęciu sprzedaży o godz. 10 cena butów zaczęła szybować w górę – część z nich znalazła się na aukcjach internetowych, a ceny dochodziły nawet do 1150 euro. Jeden z zagadniętych przez dziennikarzy kolejkowiczów pochodził z Lipska, co pokazuje, że wydarzenie zgromadziło również rzeszę kolekcjonerów.
Tak czy owak, dla samej BVB akcja okazała się jednak marketingowym strzałem w dziesiątkę. Operator włączył się do przedsprzedażowej gorączki na Twitterze z autoironicznym komentarzem: "Pozwólmy ludziom czekać - to jedna z naszych supermocy".
Kolekcjonerski szał
Sceny z Berlina nie są wyjątkowe. Kolekcjonerzy sneakersów są znani ze swojego poświęcenia (nawet wtedy, gdy w grę nie wchodzą takie dodatkowe atrakcje jak gratisowy bilet). W listopadzie ubiegłego roku do warszawskich sklepów trafiły wyprodukowane również przez Adidasa Yeezy Boost 350 V2. Tutaj walka toczyła się wprawdzie wyłącznie w internecie,ale za samo dopuszczenie do możliwości kupna klienci musieli zapłacić od 100 do 500 zł.
Sceny z Berlina nie są wyjątkowe. Kolekcjonerzy sneakersów są znani ze swojego poświęcenia (nawet wtedy, gdy w grę nie wchodzą takie dodatkowe atrakcje jak gratisowy bilet). W listopadzie ubiegłego roku do warszawskich sklepów trafiły wyprodukowane również przez Adidasa Yeezy Boost 350 V2. Tutaj walka toczyła się wprawdzie wyłącznie w internecie,ale za samo dopuszczenie do możliwości kupna klienci musieli zapłacić od 100 do 500 zł.
Niedawno pisaliśmy również o jednym z najsłynniejszych polskich kolekcjonerów butów - Kamilu Kaczyńskim. Częstochowianin ma w swoim zbiorze kilkaset par, a wśród nich takie rarytasy jak model Air Jordan 12 z 1997 z meczu z New York Knicks i Air Jordan 14 z 1998. Za jeden, upatrzony model potrafi dać dziesiątki tysięcy dolarów.