
Reklama.
DGP przekonuje, że politycy PiS od dawna zabiegali u BMW o inwestycje w elektromobilność. Niemiecki koncern traktuje ten temat bardzo poważnie. Do 2025 roku firma chce wprowadzić na rynek 25 aut z udziałem napędu elektrycznego. Firma jest również jednym z grantobiorców unijnego programu NEXT-E, który ma przeznaczyć 18,8 mln euro na budowę stacji ładowania wzdłuż najważniejszych dróg.
Plany spaliły jednak na panewce. Z informacji gazety wynika, że to skutek...ustawy o OZE. PiS uznał, że farmy wiatrowe budowane są „na dziko, w miejscach, które szkodzą zdrowiu i majątkowi” (słowa posła Bogdana Rzońcy). Efekt? W 2016 rząd wprowadził tzw. ustawę odległościową, która zakazała budowy wiatraków w odległości mniejszej niż 10-krotności wysokości masztu.
Oprócz tego zmieniły się również ceny tzw. „zielonych certyfikatów”, które w ciągu kilku lat potaniały o 90 proc. Państwowe koncerny zaczęły przez to tracić pieniądze i wycofywać się z umów z dostawcami prądu pochodzącego z odnawialnych źródeł energii. Eksperci przewidują, że w związku z tym branżę czeka fala upadłości.
Wśród rozwścieczonych inwestorów znalazła się pani Susanne Klatten (z domu Quandt), prawnuczka założyciela BMW, która ma dzisiaj kilkanaście procent udziałów w firmie. Kobieta jest udziałowcem spółek, które kontrolują C&C Wind. Przedsiębiorstwo miało kontrakt z państwową Energą, ale koncern uznał go za nieważny. Ta historia miała przekreślić szansę na inwestycje BMW nad Wisłą.
– To kwestia zaufania. Jeśli wiążące przepisy prawa w jakiejś branży są nagle drastycznie zmieniane, zastanawiasz się, czy za chwilę tak się nie stanie w twojej branży – wyznał DGP informator z otoczenia Quandtów.
źródło: Gazeta Prawna