Wizje przyszłości obok obietnic wirtualnego i w pewnym sensie nieśmiertelnego człowieka, pełne są niepokojących zapowiedzi sugerujących, że za chwilę wszyscy stracimy zatrudnienie na rzecz inteligentnych robotów. Ich ekspansji nie wymknie się żadna specjalizacja - prawnicy, lekarze, dziennikarze, taksówkarze, sprzątaczki ani magazynierzy. - Zaraz, zaraz, to nie tak - oponuje jednak Tomasz Gibas, ekspert w dziedzinie sztucznej inteligencji. W rozmowie z INN:Poland współzałożyciel Coders Center przekonuje, że ratunkiem przed bezrobociem jest założenie własnego biznesu. I przekucie potencjału robotów w zyski.
W przyszłości przyda się wymiana doświadczeń, co może być o tyle prostsze, że, jak twierdzisz, dzięki robotyzacji naszego życia dostaniemy coś w rodzaju... nieśmiertelności.
Tak, choć to raczej kwestia kolejnych 15-20 lat.
Na czym ta nieśmiertelność ma polegać?
Mówimy tutaj o dwóch aspektach: naszej fizyczności i osobowości. W przypadku tej pierwszej ważnego odkrycia dokonali naukowcy z Uniwersytetu w Wiedniu. Zmapowali oni system nerwowy nicienia (mały, około 1 mm bezkręgowiec) i odtworzyli jako komputerową sieć neuronową. Jak się okazało, dzięki temu „wirtualny” nicień wiernie odtwarzał zachowanie prawdziwego bez żadnej ingerencji ze strony badaczy.
A potem w te ciało wlejemy swój charakter?
To już zadanie dla sztucznej inteligencji. Dziś coraz częściej możemy odnaleźć ją w domach pod postacią głosowych asystentów, którzy pomagają nam w codziennych czynnościach – od zapalania i gaszenia światła, przez zamawianie jedzenia i zakupów online, po asystowanie jako personalny trener czy sekretarka.
I w jaki sposób SI ma potem odwzorować nasze zachowanie?
Dzięki podłączeniu do internetu, ma dostęp do praktycznie nieograniczonych zasobów wiedzy. Z drugiej strony - pozyskuje dane, które sami mu przekazujemy, czyli terminy naszych spotkań, listę zakupów do zrobienia, czy drogę do pracy. Obecnie inteligentni asystenci działają na rynku dopiero kilka lat, ale w dłuższej perspektywie należy przyjąć, że dzieląc się z nimi coraz większą ilością informacji, damy im dostęp do dużego wycinka, a może nawet całości naszego życia.
Taki inteligentny asystent będzie w stanie naśladować nasz sposób wysławiania się?
Każdy użytkownik jest inny, dlatego dąży się do tego, by sztuczna inteligencja bardziej niż na zaprogramowane komendy, stawiała na naukę sposobu komunikacji osoby, z którą rozmawia. Perfekcyjny asystent głosowy powinien wiedzieć, jak jego użytkownik formułuje myśli, aby zawsze poprawnie je interpretować. Nawet wtedy, gdy część informacji, tak jak w naturalnej rozmowie, przekazywana jest w domyśle.
I w końcu maszyna stanie się mną?
W dużej mierze tak. Rys charakterologiczny zostanie po stronie maszyny nawet po twojej śmierci. Robot stanie się twoją kopią zapasową. Przeniesie Cię w świat nieśmiertelności. Pozwoli Twoim pra-wnukom porozmawiać z „Tobą”, kiedy nie będziesz miał swojej fizycznej powłoki.
I do kogo ta kopia będzie należała po mojej śmierci? Zagarnie ją korporacja, z której urządzeń korzystałem?
Nie ma tutaj jak na razie żadnych uregulowań prawnych, ale logika nakazywałaby stwierdzić, że do rodziny. Nie ma więc ryzyka, że twoja nieśmiertelna wersja zostanie zaprzężona do pracy po godzinach (śmiech).
Teraz pytanie z gatunku „tak albo nie”. Roboty pozbawią nas pracy?
Zdecydowanie nie. Te zawody, które znikną, zostaną zastąpione nowymi. Każda rewolucja przebiegała w ten sposób.
To samo mówią przedstawiciele technologicznych korporacji. Ale na pytanie, gdzie te nowe miejsca pracy miałyby się pojawić, zaczynają kluczyć.
Pokażę to na swoim przykładzie. U mnie w domu jest ponad 180 końcówek interaktywnych, które odpowiadają za sterowanie jego funkcjami. Do tego dochodzą roboty czyszczące i wiele innych urządzeń elektronicznych. Opieka nad nimi wymaga - wbrew pozorom - dużo czasu. Ktoś musi wyczyścić pojemniki na śmieci, ktoś naładować baterie albo pomóc znaleźć bazę, gdy urządzenie zgubi drogę. Już za moment będę potrzebował etatowego konserwatora.
Ale to tylko jedna osoba. Tak jak w marketach, gdzie już dzisiaj jeden pracownik może nadzorować kilka samoobsługowych kas. Reszta obsługi staje się zbędna.
Ale kasy się psują, zacinają, nie wydają paragonów. Kiedy chcemy zrezygnować z jednej z zakupionych pozycji często kończy się na wzywaniu obsługi. Poza tym nie wszyscy ludzie będą na tyle otwarci, żeby robić zakupy samodzielnie i będą potrzebowali asysty. Proces o którym mówisz to kwestia kolejnych 15-20 lat, czyli momentu, w którym konsumentami będą głównie osoby, które urodziły się z tabletem w ręku.
A jeżeli roboty, których prace nadzoruje, się zepsują?
To w środku zjawi się kilku techników i je naprawi.
To nie takie proste. Taka awaria to dla firmy ogromne straty finansowe, musi zostać usunięta praktycznie od ręki. Pod telefonem siedzi sztab ludzi, którzy tylko czekają na sygnał do wyjazdu, bo wiedzą, że będą musieli dokonać naprawy w określonym czasie. Tak samo wygląda dzisiaj praca z serwerami wykonywana przez pracowników działu IT. W przyszłości jeden robot będzie potrafił naprawić drugiego robota, ale to jeszcze dość odległa przyszłość.
Czyli roboty nie pozbawią nas całkowicie zatrudnienia. Zamiast pracować, będziemy zajmować się urządzeniami, które będą wykonywały tę pracę za nas. Na czym będziemy więc zarabiać?
Najprościej byłoby powiedzieć, że właśnie na pracy tych maszyn. Jeżeli roboty będą własnością ludzi, problem sam się rozwiąże.
Będziemy je produkować i sprzedawać?
Raczej wypożyczać je firmom. Wyobraźmy sobie, że pan Janek kupuje sobie robota do czyszczenia podłóg. Skrzykuje się ze swoimi wspólnikami, razem mają tych urządzeń kilkanaście i tworzą coś w rodzaju spółdzielni. Następnie podpisują umowę z fabryką i dostarczają je do firmy. A za zyski z tej umowy kupują sobie kolejne roboty.
Firma może również dobrze sama kupić te urządzenia i wtedy cały plan bierze w łeb.
Tak jest dzisiaj. A jeżeli właśnie rządy, broniąc miejsc pracy, umożliwią zastąpienie człowieka maszyną, która będzie należała do tego pierwszego? Koszt zakupu, serwisu i inwestycji będzie leżał po stronie Kowalskiego. Ten będzie musiał z kolei dbać o to, by maszyna była jak najmniej awaryjna, bo inaczej zacznie tracić pieniądze, których będzie potrzebować m.in. do zwiększania produktywności kolejnych urządzeń. Rodzina Kowalskich będzie czerpać korzyść z pracy swojego technicznego sobowtóra, który będzie częścią większej linii produkcyjnej, mieszalnika ciasta na chleb, maszyny vendingowej i innych.
To oznacza, że wszyscy zostaniemy biznesmenami?
W pewnym sensie tak. Będziemy myśleć nad rozwiązaniami, które jeszcze nie powstały oraz zajmiemy się optymalizacją obecnych rozwiązań, tak jak większość dzisiejszych start-up’ów. Miejsce pracy człowieka zastąpimy maszyną, nic nowego, ale teraz monetyzując jej czas na korzyść jej właściciela, nie firmy produkującej samochody, ale Kowalskiego. Czy mam rację?