
55 tysięcy dolarów – taka jest obecna stawka za podanie o pracę, jakie napisał 18-letni Steve Jobs. Dokument jest lakoniczny, zawiera kilka odręcznych dopisków do wystukanej na maszynie do pisania krótkiej noty.
REKLAMA
Termin zakończenia zorganizowanej przez firmę RR Auction licytacji upływa 15 marca, więc w ostatecznym starciu cena może jeszcze ostro pójść w górę. Oznacza to jednak, że kult współzałożyciela firmy Apple ma się dobrze.
Dokument – którego oryginalność potwierdzono specjalną ekspertyzą – nie wnosi wiele nowych faktów do biografii słynnego biznesmena, ale pełno tam ciekawych detali. Jobs po semestrze nauki w Reed College rzucił studia, choć mieszkał na kampusie i przychodził na wybrane wykłady jeszcze przez kolejne półtora roku. No i, jak widać, szukał w tym czasie pracy.
W przygotowanym podaniu brak najistotniejszych szczegółów: Jobs nie pisze, na jakie stanowisko aplikuje, pomija pozycję „poprzednie miejsca zatrudnienia”, choć w dopisku wspomina o pracy dla Hewlett-Packard, numer telefonu zbywa krótkim „none”, czyli „żaden” lub „nie ma” (co dziś wydaje się być paradoksem w przypadku twórcy iPhone'a). Posiada prawo jazdy oraz umiejętność obsługi komputera i kalkulatora. „Umiejętności specjalne”? Elektronika i inżynieria projektowania.
Nie wiadomo, gdzie chciał się zatrudnić Jobs – podanie datowane jest po prostu „1973”, w kolejnym roku twórca kultowych Mac'ów i iPhone'ów pracował już w Atari, a w 1976 roku – zakładał ze Stevem Wozniakiem Apple. W 1980 roku dwaj trzydziestolatkowie wprowadzili swoją firmę na giełdę, co w błyskawicznym czasie uczyniło z nich milionerów. I jak widać, sprawiło, że każda pamiątka po biznesmenie uważanym za jednego z najważniejszych wizjonerów biznesu stała się cenna sama w sobie.
