Ten sojusz miał zdetronizować Polskiego Busa, który od kilku lat stopniowo monopolizował przewozy między miastami. SuperPKS powstał dwa lata temu, ale przez dłuższy czas dreptał w miejscu. Teraz jego twórcy zapowiadają jednak, że doszło do przełomu. Czy rzeczywiście?
Gdy w 2016 roku SuperPKS ogłosił pojawienie się na rynku, w mediach zapanowała niemała ekscytacja. Projekt, którego ambicją było zrzeszenie jak największej liczby lokalnych przewoźników pod jedną banderą, miał stworzyć realną alternatywę dla przejazdów Polskim Busem. Życie okazało się jednak brutalne. W listopadzie 2016 pisaliśmy, że do koalicji przeciwko Szkotom przystąpiły trzy podmioty PKS Polonus, PKS Elbląg i PKS Suwałki. Potem ta grupa rozrosła się do 8 przewoźników i...stanęła w miejscu.
FlixBus w Polsce
A zdawałoby się, że dla regionalnych przewoźników oferta będzie atrakcyjna. Spółka z branży IT o nazwie Teroplan udostępniła im przecież platformę do sprzedaży biletów z takimi bajerami, jak dynamiczny kalkulator cen (dzięki któremu koszt biletu zmienia się w zależności od daty zakupu). Co więcej, zaczęła pompować pieniądze w marketing, dzięki któremu przewoźnicy mieli szansę zacząć być rozpoznawalni poza własnym lokalnym środowiskiem. Wszystko na nic.
Dopiero na początku 2018 roku Teroplan pochwalił się, że z jego systemu sprzedaży biletów korzysta już 27 przedsiębiorstw. Dzięki temu oferta rozszerzyła się do 60 tras dalekobieżnych, które obsługuje 100 autokarów.
I rzeczywiście, patrząc na suche liczby inicjatywa wygląda coraz bardziej okazale. Im bardziej wgłębiamy się w szczegóły, tym więcej nasuwa się jednak wątpliwości. W tak zwanym międzyczasie do Polski wszedł przecież FlixBus. Międzynarodowy gigant przejął Polskiego Busa, dzięki czemu jego siatka połączeń przypomina dzisiaj plan linii londyńskiego metra.
W takim ujęciu planowi połączeń SuperPKS bliżej jest do...warszawskiego rozkładu SKM-ek. Co więcej, szybki rzut okiem na lokalizacje pozwala stwierdzić, że punkty docelowe obu sieci praktycznie w ogóle się nie pokrywają.
Aleksandra Markowska, dyrektor ds. marketingu i komunikacji portalu e.podroznik.pl (należacego do Teroplanu), tłumaczy, że SuperPKS tak naprawdę wcale nie ma zamiaru rywalizować ze swoim... największym rywalem.
Krótkie trasy
– Jesteśmy otwarci na mniejsze miejscowości. Siatka FlixBusa opiera się głównie na miastach wojewódzkich, my chcemy dotrzeć do miejscowości powiatowych. Nasza oferta jest w pewnym sensie komplementarna wobec tego, co oferuje nasz konkurent - wyjaśnia w rozmowie z INN:Poland.
Plan biznesowy Teroplanu opiera się więc na przekonaniu, że mimo zapowiedzi, FlixBus nie zdecyduje się na wejście w interior. – Polski Bus również próbował budować siatkę połączeń w oparciu o mniejsze miejscowości i to nie zagrało. To nisza, która jest szansą na rozwój dla SuperPKS-u – przekonuje Markowska.
Dlaczego miałoby się tak stać? Przedstawicielka Teroplanu zauważa, że regionalni przewoźnicy nie opierają się wyłącznie na przewozach długodystansowych, oferując również usługi na dystansach do kilkudziesięciu kilometrów. Dzięki temu dostają np. dotacje od urzędu marszałkowskiego.
Takie tłumaczenie nie przekonuje jednak Bartosza Jakubowskiego z Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. Ekspert wskazuje, że rynkowa nisza, o której mówią przedstawiciele SuperPKS jest mocno niedoszacowana i potencjalnie bardzo zyskowna.
- Wbrew pozorom najwięcej nie zarabia się wcale na przejazdach między aglomeracjami. Zyski są na połączeniach między średnimi miastami, gdzie jest duża rotacja pasażerów. Mamy dużo przystanków, część osób wchodzi, część wychodzi i końcowo zamiast 50 pasażerów, autobus zabiera ich np. 250 – wskazuje. I dodaje, że jeżeli tylko FlixBus znajdzie operatora chętnego do kursowania po tych trasach, to nie ma przeszkód, by skorzystał z okazji na zarobienie dodatkowych pieniędzy.
Stare autobusy
Sukcesów polskiej koalicji nie wróży również stan taboru. Wspomniany na początku skokowy wzrost liczby przewoźników polega bowiem na „liberalizacji” zasad przyznawania członkostwa.
– Zrezygnowaliśmy m.in. z wymogu, by autobusy, których używają, miały nie więcej niż 2 lata. Naszym partnerom dajemy też możliwość zachowania lokalnej marki, mając nadzieję, że z czasem zdecydują się na zacieśnienie współpracy – opowiada Markowska. Pod brandem SuperPKS pojawią się zatem starsze modele, a to może zniechęcić potencjalnych klientów.
– Sukces Polskiego Busa polegał na dostarczeniu pasażerom autobusów o ustalonym poziomie standardu. Trochę jak w McDonaldsie - kupując bilet klient miał gwarancję, że nie otrzyma usługi poniżej pewnego poziomu – wyjaśnia Jakubowski.
Kontrowersyjną kwestią wydaje się również wybór nazwy. Dzięki ujednoliceniu barw autokarów i wspólnej nazwie SuperPKS chce zyskać ogólnopolską rozpoznawalność. Dzisiaj przewoźnik, który jest znany np. w Przemyślu, w Warszawie jest już często kompletnie anonimowy. – Chcemy, by nasza marka parasolowa stała się rozpoznawalna na poziomie ogólnopolskim – wyjaśnia Markowska.
– Ale że PKS? – ekspert Klubu Jagiellońskiego kręci z powątpiewaniem głową. Wskazuje, że ta marka nie kojarzy się ani z solidnością ani z nowoczesnością. – Wydaje się, że ludzie oczekują dzisiaj nowej jakości, a nie reaktywacji marki z czasów PRL – puentuje.