Na post jednego z najbardziej znanych polskich youtuberów, który skarży się na obsługę klienta w jednym z oddziałów Bank BGŻ BNP Paribas, odpowiedział z prywatnego konta sam prezes banku. Poprosił o drugą szansę.
Sylwester Wardęga to jedna z czołowych postaci polskiej sceny YouTube. Popularność, a co za tym idzie ogromną, przekraczającą 3,5 mln liczbę subskrypcji swojego kanału, Wardęga zawdzięcza tzw. prankom, czyli żartom, które stroi sobie z przypadkowych przechodniów.
Tym razem jednak nie o żart chodzi, a o skargę, którą Wardęga napisał na facebookowym profilu Banku BGŻ BNP Paribas. Dotyczy ona zachowania jednego z pracowników oddziału, w którym youtuber chciał założyć konto.
„Nie szanujecie czasu swoich klientów”
Wardęga opisuje, że ze względu na ilość obowiązków w ciągu dnia umówił się z doradcą na konkretną godzinę w oddziale banku na ulicy Wrocławskiej w Warszawie. Niestety już po przybyciu okazało się, że pomimo ustalenia konkretnej godziny pracownik zajęty był obsługą innego klienta. Youtuber podszedł ze zrozumieniem do słów doradcy klienta, że ten zajmie się sprawą jak tylko zakończy obsługę poprzedniej osoby. I pewnie na tym sprawa by się skończyła gdyby nie fakt, że nagle zjawił się kolejny klient, który został obsłużony bez kolejki.
Tym razem jak wspomina youtuber zabrakło już informacji ze strony pracownika oddziału, że wróci do wcześniej umówionego klienta później, bo właśnie ma innego ważnego klienta do obsłużenia. Co ważne, z opisu rozmowy doradcy z tym nowym klientem zamieszczonego przez Wardęgę wynika, że panowie znali się na stopie koleżeńskiej.
Jak twierdzi Wardęga, „nie stała mu się krzywda”, jednak jego zdaniem traktowanie klientów w ten sposób jest niepoważne i świadczy o braku szacunku do nich. Wspomina również, że taka obsługa nie przystoi bankowi, który otrzymał nagrodę za jakość obsługi klienta.
Prezes prosi o drugą szansę
Na skargę tę zwrócił uwagę prezes banku, Przemysław Gdański, który z prywatnego konta odpowiedział na skargę Wardęgi. Przeprosił za zachowanie pracowników oddziału. Stwierdził on, że było to „wypadek przy pracy”, a nie standardowy sposób obsługi klientów w banku i poprosił Wardęgą o „drugą szansę”.