W jaki sposób delikatnie zasugerować posiadaczom łodzi, że mogliby zarobić w czasie, kiedy ich wodne maszyny kurzą się w porcie? Francuski przedsiębiorca Edouard Gorioux uznał, że najlepiej będzie podsunąć swoją platformę do przetestowania kilku żeglarzom. Ci przetestowali, pokręcili z uznaniem głową i podali newsa dalej.
Taką bez wątpienia jest dzisiaj żeglowanie. Kupno nawet używanego jachtu to wydatek porównywalny z zakupem nowego samochodu – na koncie trzeba mieć co najmniej 30-40 tys. złotych. No chyba, że mamy akurat pod ręką bogatego wujka, który będzie skłonny nam takową pożyczyć na weekend.
Ile kosztuje wynajem łodzi?
Większość Polaków takowych koneksji jednak nie ma, a patent żeglarski posiada przecież aż 4,3 mln naszych rodaków. I tu z pomocą przychodzi im pewna platforma, na której aż roi się od osób z wypchanym portfelem i chęciami do pożyczenia łódki na parę dni. Za drobną opłatą oczywiście.
– We Francji jest wiele łodzi, które są używane praktycznie kilka dni w roku, a ich utrzymanie jest bardzo drogie, ponieważ 10 proc. ceny kupna, to koszty magazynowania i konserwacji. Z drugiej strony mamy zapotrzebowanie od ludzi, którzy chcieliby popływać, ale nie stać ich na kupno własnej łodzi. Zastanawialiśmy się jak połączyć ich interesy. Postanowiliśmy stworzyć w tym celu platformę internetową – wyjaśnia Edouard Gorioux, współtwórca Click&Boat.
Na jego witrynie można znaleźć cały przekrój wodnych maszyn: jachty żaglowe, łodzie motorowe, katamarany, pontony, skutery a nawet domy pływające na wodzie. Ceny w związku z tym też są mocno rozstrzelone, o ile zwykłą motorówkę możemy wynająć już za nieco ponad 200 zł dziennie, o tyle za wypasiony katamaran przyjdzie nam zapłacić nawet i 2,5 tys. zł. Większość łodzi dostępnych na Click&Boat leży w basenie Morza Śródziemnego, (np. w Chorwacji, Włoszech czy Hiszpanii) ale to może się za niedługo nieco zmienić. Start-up wszedł właśnie do Polski i otworzył stronę internetową w naszym języku.
Obawy żeglarzy
Gorioux opowiada, że początkowo miał problem z przekonaniem właścicieli łodzi do wypożyczenia ich, było nie było, całkowicie obcym ludziom.
– To są ich ukochane łodzie, są do nich przywiązani jak do swoich dzieci – tłumaczy. Na początku przedsiębiorca znalazł więc kilku właścicieli, którzy byli gotowi sprawdzić ten pomysł. – Byli zadowoleni. To zintegrowane środowisko. Każdy właściciel łodzi zna kolejnych 10-15. zadziałał marketing szeptany – wyjaśnia Gorioux.
By nie przyprawiać swoich klientów o palpitację serca Francuz postanowił jednak wprowadzić pewne zabezpieczenia. Osoby, które są zainteresowane wynajmem łodzi muszą więc wgrać wcześniej do systemu swoje żeglarskie CV. Wynajmujący zerka na nie okiem i decyduje, czy żeglarz, któremu chce pozostawić łódź pod opieką ma wystarczające doświadczenie.
– Od sumy wynajmy pobieramy 15 proc. prowizji. Opłata jest pobierana dopiero wtedy, gdy rezerwacja dojdzie do skutku, sama publikacja jest całkowicie darmowa – podkreśla Gorioux.
Dzisiaj, po niespełna 5 latach działalności, francuski start-up ma już 22 tys. łodzi, a z jego usług skorzystało 150 tys. żeglarzy z całego świata. Zanim Gorioux zdecydował się na wejście do Polski, pozyskał jeszcze tyleż cennego, co nieoczekiwane inwestora, Françoisa Gabarta, francuskiego rekordzistę w rejsie non-stop dookoła świata.
– Początkowo myśleliśmy że to żart. Okazało się to jednak prawdą, Gabart wrzucił na naszą platformę dwie ze swoich łodzi. Okazało się że nie tylko jest żeglarzem ale także sprawnym przedsiębiorcą. Uznał że zainwestuje w nas i pozwoli nam się rozwinąć – wspomina Gorioux.
Przedsiębiorca nie zamierza jednak spoczywać na laurach. W najbliższej przyszłości chce skoncentrować się na rozwoju firmy, zwiększyć liczbę dostępnych łodzi na Karaibach i otworzyć się na kraje nordyckie.