Batalia o likwidację śmieciowych umów o pracę to nic więcej, jak pozory. Z opublikowanego właśnie badania Głównego Urzędu Statystycznego, zatytułowanego „Wskaźniki jakości pracy”, wynika, że w ciągu ostatnich trzech lat sytuacja pracowników na polskim rynku pracy poprawiła się w mniejszym stopniu niż wynikałoby to z toczących się publicznie dyskusji.
Urząd porównał wskaźniki z drugiego kwartału 2014 i drugiego kwartału 2017 roku. Wynika z nich, że sytuacja na rynku pracy poprawiła się w niewielkim stopniu. Umów o pracę na czas nieokreślony przybyło, ale zaledwie o 2 proc. (z 59 proc. ogółu zatrudnionych w 2014 r. do 61 proc. w 2017 r.).
Spora grupa z 16,5-milionowej rzeszy pracowników w Polsce wciąż jednak pracuje na umowach na czas określony: to 22,4 proc. ogółu (tu odnotowano spadek o zaledwie 1 proc.). To przede wszystkim ludzie młodzi – ponad połowa zatrudnionych w wieku 15-24 lata, co nie dziwi, bo to zwykle wciąż ludzie kształcący się i pracujący w sporej mierze dorywczo lub w nietypowych godzinach. Gorzej, że w grupie 25-34 lata, więc wśród profesjonalistów wchodzących i zakorzeniających się na rynku odsetek zatrudnionych na umowach na czas określony sięga 29 proc.
Można powiedzieć – przecież zakładają firmy. Samozatrudnionych jest 13,6 proc. pracujących w Polsce. I tu, niestety, należy wtrącić, że mamy do czynienia w olbrzymiej mierze z fikcją – bowiem 7,8 proc., ponad połowa z nich, pracuje dla jednego klienta. A to oznacza po prostu wypchnięcie osób z umów śmieciowych na samozatrudnienie. Trzy lata temu odsetek „samozatrudnionych pracujących dla jednego klienta” wynosił 5,6 proc. Ponad 2-procentowy przyrost to zapewne w sporej mierze „zasługa” oskładkowania umów cywilnoprawnych i zabiegów o utrudnienie takiego zatrudniania.
Do tego należałoby dorzucić osoby, które wciąż pracują na bazie umów o dzieło lub zlecenie (3,7 proc.) oraz niewielką grupę osób zatrudnianych przez agencje pracy tymczasowej (0,6-0,7 proc.).
Na pocieszenie portal Gazeta.pl wskazuje, że pracujemy ciut krócej niż kilka lat wcześniej: w 2014 r. z danych wynikało, że siedzimy w pracy niecałe 41 godzin, w 2017 r. zbliżyliśmy się do 40 godzin. Inna sprawa, że 12 proc. pracujących wciąż przesiaduje w miejscu zatrudnienia ponad 50 godzin tygodniowo. Spadła też liczba osób „zwykle pracujących w niedzielę” (a pamietajmy też, że dane zbierano przed wprowadzeniem zakazu handlu w niedzielę): z 7,8 do 6,8 proc.
No i w sumie jesteśmy ze swojej sytuacji raczej zadowoleni – odsetek tych, którzy są usatysfakcjonowani swoją obecną sytuacją sięga 53,5 proc., a „bardzo zadowolonych” – 9 proc. 27 proc. ankietowanych odżegnało się od dokonywania takiej oceny. Odsetek niezadowolonych był stosunkowo niski; źle swoją sytuację zawodową oceniało 9 proc. osób, bardzo źle – tylko 2 proc.