Sieci handlowe najwyraźniej odetchnęły z ulgą po marcu, kiedy to po raz pierwszy miały do czynienia z niedzielami wolnymi od handlu. O ironio, ustawowy zakaz nie stał się dla nich końcem świata, wręcz przeciwnie: dał im impuls do dodatkowego zarabiania.
Już w ten weekend z ofensywą rusza Biedronka: 2000 produktów w cenach niższych o podatek VAT ma stanowić dla klientów pokusę nie odparcia. Tym bardziej, że w końcu będą one dostępne zaledwie przez kilkadziesiąt godzin – w piątek i sobotę. Promocja „bez VAT” obejmie tak kluczowe kategorie produktów, jak kosmetyki (tu rabat będzie największy, bo kosmetyki to kategoria produktów obłożonych 23-procentowym podatkiem), „wszystko w słoikach”, nabiał i tłuszcze czy karmy dla zwierząt.
Łowcy promocji będą mieli dodatkowe wyzwanie. Jednocześnie z promocją „bez VAT”, Biedronka rusza z rozplanowaną na kolejne cztery tygodnie akcją „Kropka po kropce”: przy zakupach wartości minimum 49 złotych klient będzie otrzymywać „kropkę”. Siedem zebranych kropek umożliwi mu uzyskanie do 2 maja 10-procentowego rabatu na zakupy.
Wyższa sprzedaż w piątki i soboty W Rossmanie trwa kolejna odsłona promocji, zakładającej obniżki cen nawet do 55 proc., tym razem pod hasłem „Piękny początek sezonu”. Promocja teoretycznie rozpoczyna się 9 kwietnia i potrwa do 18 kwietnia, ale najaktywniejsi członkowie Klubu Rossman mogą z niej korzystać już od 3 kwietnia. Co oznacza, że Rossman bardzo intensywnie wspiera zakupy online, gdyż w marcu drogerie zorganizowały akcję promocyjną typu „do dwóch kupionych produktów – dwa dodatkowe gratis”. Nie przypadkiem zapewne data promocji – 10-19 marca – pokryła się akurat z dwoma wolnymi od handlu niedzielami.
– Kwiecień będzie krytycznym testem dla ustawy ograniczającej handel w niedzielę i operatorów, którzy muszą dostosować swoją działalność do nowych przepisów – podkreśla portal Wiadomości Handlowe. – Prawdziwy obraz sprzedaży w weekendy bez handlowych niedziel zobaczymy dopiero teraz, wcześniejsze dane zakłóciły Święta Wielkanocne, które są czasem żniw dla firm sprzedających żywność – dorzuca serwis. Mało tego, „największym sieciom w Polsce udało się wyższą sprzedażą w piątki, soboty i poniedziałki zrekompensować brak handlowej niedzieli, która generowała średnio 7 proc. obrotów w sklepach spożywczych” – jak ma wynikać z nieoficjalnych informacji.
To spektakularne przykłady, pozostałe sieci jeszcze się powstrzymują przed agresywnym marketingiem. – Nie sądzę, żeby te kampanie były tak intensywne, jak się spodziewano – mówi w rozmowie z INN:Poland Zbigniew Kmieć, ekspert Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, nawiązując do agresywnych kampanii marketingowych, jakie ruszyły na Węgrzech po wprowadzeniu tam zakazu handlu w niedziele. – Myślę, że sieci wciąż przyglądają się sytuacji i naprawdę poważne działania, zmierzające do rekompensowania utraconych obrotów, są jeszcze przed nami – podkreśla.
Jak robimy zakupy? Małe zakłady usługowe prawdziwymi ofiarami
Według niego, trwa na razie liczenie rzeczywistych efektów nowych rygorów na wpływy do sieci handlowych. Przy czym nasz rozmówca jest przekonany, że sieci nie odczuły większego spadku. – Nie dotarły do mnie sygnały, żeby w którejkolwiek z dużych sieci nastąpiło jakieś załamanie obrotów. Jeżeli doszło do zmian, to były one raczej wynikiem zmian w organizacji i niewielkich zmian zachowań konsumenckich – podsumowuje. – Zresztą, trudno mi sobie wyobrazić, żeby poważna sieć – taka, która zatrudnia speców od marketingu czy analityków sprzedaży – była w stanie coś takiego odczuć w bolesny sposób – dodaje.
Zareagowali sami konsumenci. Według badań ankietowych przeprowadzonych przez firmę IQS, Polacy robią dziś niedzielne zakupy w dniach poprzedzających święto – zwłaszcza w piątek. Odsetek klientów, którzy kupują w piątki artykuły spożywcze na następne dni wzrósł między styczniem a marcem z 16 do 22 proc. Zwiększył się też ruch w sobotę – z 18 do 21 proc. w analogicznym okresie.
Według Kmiecia są jednak przegrani niedzielnego zakazu handlu – to małe zakłady usługowe, którymi obrosły centra handlowe i duże markety, np. lodziarnie Grycana. – Już wcześniej robiliśmy duże i ciężkie zakupy w tygodniu – mówi ekspert. – Niedziele były przeznaczone na zakupy bardziej na chodzenie po sklepie i wrzucanie do koszyka tego, co akurat wpadło nam w oko. Niedzielne zakupy były bardziej sposobem na spędzanie czasu niż polowaniem na produkty i promocje – dodaje.
Częścią takiego kupowania było wstępowanie do sąsiadujących z marketem punktów usługowych czy małej gastronomii. W takich zakładach niedzielny utarg stanowił znacznie więcej niż siódmą część przychodów. – Te przyległości są zbudowane na ruchu weekendowym – podkreśla Kmieć. I to one ucierpią najbardziej, bo ich promocje, nawet najagresywniejsze, nie będą miały większego znaczenia dla łowców promocji.