Organem przeprowadzającym kontrolę w placówkach handlowych była Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów-Rolno Spożywczych (IJHARS). Wyniki kontroli mogą zaskakiwać – „polski miód” nie jest z Polski, a „świeże soki” są z suszonych owoców. Najmniej apetyczne dodatki znaleziono w przyprawach.
Jeżeli jesteście krótko po jedzeniu, albo macie bujną wyobraźnię, zastanówcie się najpierw dobrze, czy naprawdę chcecie wiedzieć jakie są wyniki kontroli przeprowadzonej w polskich sklepach przez IJHARS. Niestety mogą one w najlepszym przypadku przyprawić o mdłości, w najgorszym spowodować utratę apetytu na długi czas.
Brudne jaja to dopiero początek
W drugim półroczu ubiegłego roku eksperci pod lupę wzięli produkty dostępne w 121 placówkach trudniących się handlem żywnością. Wyniki podali do wiadomości teraz, informuje portal agropolska.pl. Na liście kontrolowanych znalazły się niemal wszystkie kategorie żywności, które na co dzień możemy kupić w sklepach.
Niedociągnięcia widoczne były już po pierwszym wzięciu produktów do ręki. Jaja miały brudne i uszkodzone skorupki, miód był pozbawiony charakterystycznego smaku, a soki mimo deklaracji na opakowaniu nie były klarowne. Dalej wcale nie było lepiej - w makaronach jajecznych jajek było jak na lekarstwo, a w przetworach mlecznych tłuszczu i wody więcej niż zaznaczono na opakowaniu.
Zdecydowanie najgorzej było w przypadku przypraw. Zawierały one sporo dodatków, które nie powinny były się tam trafić - poza martwymi szkodnikami i ich oprzędami inspektorzy znajdowali również odchody gryzoni.
Polski miód nie był z Polski, śliwki kalifornijskie prosto z Chile
Okazuje się, że niektórzy producenci dość swobodnie podchodzą do informacji zamieszczanych na etykietach. Zapominali na przykład poinformować o mogących się znajdować w żywności alergenach. Amnezją wykazywali się również producenci „świeżych soków”, którzy nie informowali o dodawanych przeciwutleniaczach. Jeszcze inni sprzedawali takie soki po uprzedniej pasteryzacji, bądź przyrządzone z suszonych owoców. Nie lepiej było w przypadku produktów „wiejskich” i „chłopskich”, w których można było znaleźć całkiem sporą dawkę sztucznych dodatków.
Swobodę w nazywaniu inspektorzy wykazali również w przypadku polskiego miodu, który zawierał pyłki kwiatowe spoza naszego kraju oraz śliwek kalifornijskich, które trafiały do sprzedaży z oddalonego od Kalifornii o kilka tysięcy kilometrów Chile.
Efektem kontroli są kary pieniężne o łącznej wysokości 250 tys. złotych oraz grzywny w postaci mandatów karnych na kwotę ponad 27,6 tys. złotych.