Ta firma była kiedyś nie do zatrzymania. To dzięki jej technologii astronauci z Księżyca zadzwonili na Ziemię. Grała obok Nokii pierwsze skrzypce na rynku komórek. „Brzytwa” (Motorola Razr) była klasą samą w sobie. Aż przyszedł moment załamania i na lata Motorola marka odeszła w niebyt. Teraz, z silnym zapleczem i nowym szefem - Kubą Pancewiczem, weteranem Nokii, próbuje zdobyć dawną pozycję.
Motorola przez lata przeszła różne perturbacje. Z biegiem lat zaczęła tracić na świetności. Po drodze zaliczyła epizod w Google, który zatrzymując jej szefa i co lepsze patenty, odsprzedał Motorolę na rzecz Lenovo. Ale świat się od tego czasu zmienił. Samsung, w czasach świetności Motoroli synonim tandety, dziś jest jedną z najdroższych i najbardziej prestiżowych marek na rynku mobilnym. Po drodze pojawił się iPhone, w siłę urośli chińscy producenci, jak Huawei czy Xiaomi. Nokia, Motorola, BlackBerry próbowały tymczasem nie upaść. Ale dawne gwiazdy chcą rewanżu i nie będzie to mecz z góry przegrany.
Krzysztof Majdan, innpoland.pl: Nowy szef, nowa strategia.
Kuba Pancewicz, General Manager Lenovo MBG Polska & CEE: Ma kilka aspektów. Nie zadowala nas obecny udział w rynku, chcemy być - jak dawniej - producentem liczącym się, celujemy w stabilną pozycję na miejscach 3-4. Kolejny aspekt to portfolio dla szerokiego grona użytkowników. Mamy flagowe smartfony z serii Z, kultowe Moto G ze średniej półki i budżetowe Moto E. Co ważne, nasze smartfony to nie stare modele przecenione do tych przedziałów cenowych, tylko urządzenia od początku są projektowane z myślą o masowym rynku, a wiec są zaprojektowane zgodnie z ostatnimi trendami i oczekiwaniami klientów, działają na aktualnych podzespołach, itp. Celujemy także w nową grupę klientów, młodych, energicznych, przebojowych, a więc pasujących do filozofii marki. Staramy się wprowadzać rozwiązania z urządzeń premium do tańszych serii łącząc to naszymi własnymi funkcjonalnościami, takimi jak ulepszenia Moto.
Tym starszym wystarczą wspomnienia? To pytanie w zasadzie o siłę nostalgii w biznesie.
Sama marka Motorola jest ogromną wartością, to bardzo pomaga, ale równie dużym wsparciem jest także część korporacyjna w postaci wielkiej, technologicznej firmy - Lenovo. To, w połączeniu z prawie stuletnią historią Motoroli, daje potężną kombinację. Przez lata telekomunikacja równała się Motorola i na odwrót. Sentyment do niej jest na pewno, ale samym sentymentem ciężko wygrać, potrzebna jest jeszcze nowa jakość i cena, a także konsekwencja w działaniu.
Co się stało, że Motorola podupadła?
To, co spotyka każdego lidera. Gdy jest się liderem, trzeba być równie skupionym na innowacjach, jak te firmy, które dopiero wchodzą na rynek, na wsłuchaniu się w potrzeby użytkownika. To wymaga ciągłej czujności, by nie spaść z tego konia. Jest dużo przykładów firm, które tę czujność straciły, a powrót na bardzo konkurencyjny rynek nie jest prosty.
Dlaczego rynek tak niechętnie reaguje na doczepiane do smartfonów moduły? Z perspektywy użytkownika to super sprawa. Tymczasem Project Ara padł, LG próbował, ale również przegrał. U dużych producentów o modułach nie chcą słyszeć i kropka.
Może zabrakło pewnej stanowczości w dążeniu do celu i odpowiedniego przedstawienia tego użytkownikom. Z naszej perspektywy klienci oczekują ciągłych innowacji i elastyczności. I temu właśnie służą mody – rozszerzanie możliwości telefonu. Mamy moduł z projektorem, którego nie muszę nosić stale podpiętego do telefonu, ale ogromnie przydaje się na spotkaniach, gdzie nie ma ekranu większego niż smartfon, jest za to ściana. Inny moduł - głośnik, jest atrakcyjny dla klientów w krajach rozwijających się, gdzie telefon jest często ich jedynym urządzeniem elektronicznym - słuchają na nim radia, rozkręcają imprezę. Z kolei moduł przemieniający telefon w pada dostarcza całkiem nowe wrażenia z gry, zaś mods baterii to w zasadzie bezprzewodowy, odpinany powerbank.
Dla każdego rynku coś innego?
Naszym celem jest danie użytkownikom wielu opcji pozwalających rozbudować podstawową funkcjonalność smartfona odpowiednio do kontekstu w danej chwili. Zatem jeśli ktoś chce do starszego modelu dokładać nowsze modsy – proszę bardzo, są wstecznie kompatybilne. Sam koncept modułów nie potrzebuje ogromnej skali, aby być rentownym, bowiem niektóre z nich są stosunkowo proste w produkcji. Wreszcie, to otwarta, androidowa platforma, więc zewnętrzni producenci są mile widziani. Na targach MWC w Barcelonie prezentowaliśmy przykład właśnie współpracy z partnerami w postaci modułu Health Mod, który podłącza się do telefonu, a on robi podstawowe pomiary medyczne, tj. temperatura, ciśnienie krwi, tętno, częstotliwość oddychania i saturację, czyli poziom tlenu we krwi.
Czy to nie jest piłowanie gałęzi, na której się siedzi? Cykl życia telefonu to jakieś 2 lata, i nie dlatego, że przestają po tym okresie działać. Chcę fajny telefon, muszę regularnie wykładać na bryłę 2-3 tys. zł. A wystarczyłoby przykładowo po tych dwóch latach odświeżyć jeden moduł - np. nowy aparat za kilka stówek. Z perspektywy użytkownika – bomba. Z perspektywy producenta – burzenie status quo.
Cóż, nie wiem, co sądzą inni producenci, ale moim zdaniem tylko wsłuchiwanie się i reagowanie na potrzeby klientów oraz dawanie możliwości konfiguracji i rozbudowy smartfonów to strategia, która przyniesie sukces. Cykl życia smartfonów nieco się wydłużył, co też pokazuje, w jakim miejscu aktualnie jesteśmy. Szybki rozwój innowacji i nowości znacząco skracają ten cykl. Nowe moduły to nowe możliwości, czyli dokładnie to, co chcemy zaoferować naszym klientom, a zarazem coś, co znacząco wyróżnia nas na rynku. Stworzyliśmy ekosystem, który ograniczony jest tylko wyobraźnią i aktualnymi możliwościami technicznymi tworzenia nowych modułów.
Co czeka rynek w najbliższych latach? Dalsze spłaszczanie brył i zwężanie ramek, czy szykuje się grubsza innowacja?
Każdy ma swoje teorie. Te przewidywania mają zwykle jeden wspólny mianownik, czyli wiele urządzeń w różnej formie i kształcie. Jak to dokładnie będzie wyglądać, chyba nikt jeszcze nie wie, lecz spodziewamy się, że ten centralny sprzęt w sieci powiązanych urządzeń, czyli smartfon, będzie współpracował z całą resztą, komunikował się z otoczeniem, korzystając z inteligencji w chmurze. To naturalna ewolucja. Duży nacisk jest i będzie wciąż kładziony na rozwijanie funkcji fotograficznych, w tym wirtualnej i rozszerzonej rzeczywistości. Współczesne aparaty już teraz robią coraz lepsze zdjęcia, a dodatkowo mogą np. skanować w trójwymiarze rzeczywiste przedmioty.
To brzmi jak ta bliższa przyszłość. A dalsza? Elastyczne ekrany? Smartfon zawijany na przegub, jak zegarek? Lenovo zdaje się miało taki prototyp.
Stara zasada projektowania urządzeń konsumenckich mówi, że jeśli urządzenie nie jest potrzebne w danej chwili, powinno być jak najmniejsze, a jak jest potrzebne – jak największe. I ta zasada wciąż obowiązuje. Rozwijano to na różne sposoby. Historycznie to Motorola stworzyła pierwszy telefon z klapką, z większym ekranem i klawiaturą, który po złożeniu stawał się równie mały jak komórki konkurentów. Elastyczne ekrany wciąż są w fazie doświadczeń, a już tworzą się nowe koncepcje. Są pewne trendy na rynku, których nie da się już zatrzymać.
Na przykład?
Wypełnienie przedniego panelu telefonu ekranem w maksymalnym możliwym stopniu. Oczywiście wciąż musi zmieścić się jeszcze głośnik, mikrofon, sensor, ale rynek wyraźnie idzie w tę stronę. Ekrany muszą być i będą coraz większe, nie zwiększając jednocześnie bryły. Jestem przekonany, że wszyscy będą eksperymentować z różnymi formami. Ekrany składane, wyginane czy zawijane, na pewno znajdą swoje miejsce. Skoro da się zrobić telewizor rozwijany z rulonu na ścianie, to czemu nie zastosować innowacji w smartfonach? Tu pozostaje jeszcze kwestia codziennych obciążeń. Smartfonów używamy w trudnych warunkach, tj. wilgoć, temperatura, klucze w kieszeni itd., dodajmy – używamy ich na okrągło, dlatego pewnych rzeczy, nawet jeśli pozwala to zrobić technologia, jeszcze mieć nie możemy, byłyby zwyczajnie niepraktyczne.
Jak miałaby wyglądać ta inteligencja w chmurze? Nie będę instalował aplikacji, tylko ikonkę, skrót do programu działającego w całości w chmurze?
Posłużę się analogią do ewolucji komputerów. Historycznie mieliśmy terminale współpracujące z serwerem, potem zachłysnęliśmy się ideą komputera osobistego, moc obliczeniowa i funkcjonalność z centrów serwerowych przeszła do domów użytkowników. Teraz znów przenosimy się centrów obliczeniowy, czyli jak nazywamy „chmury”. Myślę, że podobnie będzie za smartfonami – inteligencja, moc obliczeniowa, terabajty danych zostaną w chmurze, a urządzenie wciąż będzie potrzebowało dużej mocy obliczeniowej, by przetworzyć dane generowane przez użytkownika czy polecenia, jakie wydaje telefonowi oraz szybko i sprawnie prezentować efekty działania aplikacji i tych lokalnych i tych w chmurze.