Piotr Gliński wicepremier i minister kultury, Wojciech Jasiński - odwołany niedawno prezes Orlen, Orlgierd Cieślik prezes Totalizatora Sportowego.
Piotr Gliński wicepremier i minister kultury, Wojciech Jasiński - odwołany niedawno prezes Orlen, Orlgierd Cieślik prezes Totalizatora Sportowego. Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta
Reklama.
Od połowy listopada 2015 roku – kiedy to doszło do pierwszej dymisji prezesa państwowej firmy pod rządami Prawa i Sprawiedliwości – aż do chwili obecnej stanowiska w państwowych firmach straciło 50 osób. Gazeta porównuje tę statystykę do okresu rządów koalicji PO-PSL oraz pierwszych rządów PiS – i dochodzi do wniosku, że tempo jest rekordowe. W czasie pierwszych rządów partii Jarosława Kaczyńskiego, w latach 2005-2007, prezesów odwoływano średnio raz na 24 dni. Tymczasem w ciągu ośmiu lat rządów PO-PSL odwołano w sumie 51 menedżerów, co można przeliczyć na 57-dniowe przerwy między jedną a drugą dymisją.
Eksperci krytykują te obyczaje z perspektywy ładu korporacyjnego. – Za czasów PO-PSL nierzadko zdarzały się sytuacje nie do pogodzenia z zasadami ładu korporacyjnego, ale obecny rząd ład korporacyjny ma za nic. Jego pakiet akcji to często około 30 proc., a zachowuje się, jakby miał 300 – komentował Andrzej S. Nartowski, specjalista z dziedziny ładu korporacyjnego.
Zmiany przychodzą falami. Pierwsza nadeszła tuż po wygranych wyborach i można ją w skrócie określić jako wymianę nominatów poprzedniej władzy. Teraz, po rekonstrukcji rządu przyszedł czas na następną dużą falę. Tym niemniej w okresie pomiędzy tym wzmożeniem zmiany w zarządach również się zdarzały. Z biznesowego punktu widzenia może to oznaczać brak długoterminowej strategii oraz stratę czasu – w końcu każdy nowy menedżer musi poznać swoją firmę. A gdy weźmie się pod uwagę, że między październikiem 2015 a styczniem 2018 r. stanowiska straciło w sumie 2542 osób z władz poszczególnych spółek, skala zmian staje się jeszcze bardziej uderzająca.