Jak długo można nie płacić rachunków? To pytanie, zadane z nutą paniki i chwilowym zatrzymaniem akcji serca, pada z ust każdego, komu zdarzyło się zapomnieć o opłaceniu na czas czynszu lub rachunku za prąd czy internet. Nad tą kwestią rozmyślają też prawdopodobnie ci, którzy z premedytacją odkładają decyzję o uregulowaniu opłat, na przykład z powodu problemów finansowych. Informację o terminie, w jakim wierzyciel zacznie nakładać na nas sankcje za brak płatności, zazwyczaj można znaleźć w zawieranych przez nas umowach lub regulaminach. Tyle że nie zawsze ma to odzwierciedlenie w rzeczywistości.
Zaleganie z czynszem to duży problem w Polsce. Długi czynszowe Polaków sięgają aż 136 mln zł, jak wynika z tegorocznych danych BIG InfoMonitor. Większość mieszkańców lokali zwyczajnie zapomina o terminowej wpłacie, ale zdarzają się też osoby, które nieopłacony czynsz traktują jak darmowy kredyt. Tacy snują bardziej ekstrawaganckie wyjaśnienia - niektórzy nie uiszczają opłat, bo np. nie przypadnie im do gustu ochroniarz lub osiedlowa sprzątaczka.
Na internetowych forach i w mediach społecznościowych można znaleźć porady, według których zalegać z czynszem można przez miesiąc „na luzie”. Ewentualnie symboliczna wpłata 20 zł na konto spółdzielni powinna załatwić sprawę, jako uzasadnienie „dobrej woli”. Czy spółdzielnie patrzą na taką niefrasobliwość z przymrużeniem oka?
– Wszystko zależy od wewnętrznej procedury, która jest przyjęta w danej spółdzielni czy wspólnocie. We wspólnotach trwa to nieco dłużej, bo zwykle są zarządzane zewnętrznie. Natomiast spółdzielnie działają szybciej. Generalnie im większa instytucja, tym bardziej sformalizowane zasady i tym szybciej następuje podjęcie decyzji o rozpoczęciu procesów windykacyjnych – wyjaśnia Dominik Jaremko, prawnik specjalizujący się w postępowaniach windykacyjnych.
Każda spółdzielnia działa inaczej
Skontaktowałam się z kilkoma spółdzielniami mieszkaniowymi, aby wybadać, po jakim czasie zaczynają podejmować działania mające na celu wyegzekwowanie zaległych opłat. Niestety, ich przedstawiciele nie byli chętni do udzielania jakichkolwiek informacji na ten temat. Na 10 spółdzielni, z którymi się kontaktowałam, zaledwie dwie udzieliły mi szczątkowych informacji. W jednej resztę pytań polecono mi skierować na piśmie w celu otrzymania oficjalnego, pisemnego oświadczenia, zaś w drugiej usłyszałam, że takie tematy to "ingerencja w wewnętrzne działanie podmiotu".
– Każda spółdzielnia ma swoje zasady, swoje procedury. My staramy się jak najszybciej. To nie jest tak, że pół roku ktoś nie płaci i my nic nie robimy. Miesiąc, dwa zaległości i już interweniujemy. Wysyłamy ponaglenia i listownie wzywamy do zapłaty. Jeśli to nie działa, to kierujemy sprawę do sądu. Tyle mogę pani powiedzieć – wyjaśnia pracownica Spółdzielni Mieszkaniowej „Osiedle Młodych” na warszawskim Grochowie.
– To są normy określone ustawowo w zarządzeniach wewnętrznych. Po pewnym czasie wszczynamy windykację, jak wszędzie. Nasza praktyka nie odbiega od innych spółdzielni. U nas po trzech miesiącach zadłużenia rozpoczynamy windykację – opowiada księgowa z Mareckiej Spółdzielni Mieszkaniowej pod Warszawą. – Ja w ogóle nie powinnam na takie tematy z panią rozmawiać – dodaje.
Jaremko twierdzi, że zazwyczaj przez okres 2-3 miesięcy spółdzielnie starają się przekonać lokatorów do uregulowania zapłaty "po dobroci". Jak to nie zdaje egzaminu, sprawa jest przekazywana na zewnątrz.
– Jednak działania mogą być równie dobrze podejmowane dopiero po pół roku, a nawet roku. To wszystko zależy od danej spółdzielni, od tego, w jaki sposób działa, ilu ma lokatorów. Są ogromne spółdzielnie, które mają po kilkadziesiąt tysięcy lokatorów, ale są też małe wspólnoty, które posiadają 15 mieszkań. Nie można ich wrzucić do jednego worka – dodaje.
Kiedy w końcu spółdzielnia zdecyduje się na podjęcie kroków w celu odzyskania zaległego czynszu, zazwyczaj rozpoczyna od przypomnień. Gdy to nie skutkuje, zaczynają się wzywania do zapłaty. Czasem spółdzielnie grożą wpisaniem niesumiennych lokatorów do Krajowego Rejestru Dłużników. Jednak według Jaremki, wierzyciele rzadko decydują się na wpis do KRD, ponieważ nie widzą, żeby odnosiło to jakiś skutek. Częściej decydują się na skierowanie sprawy do sądu i wszczęcie procedury windykacyjnej.
– Są ludzie, którzy zwlekają z czynszem po 3-5 lat, bo zwodzą wierzyciela i mieszkają nielegalnie w jego mieszkaniu. Zaś nasze doświadczenia mówią, że jak ktoś decyduje się nie płacić za czynsz, to takiej osobie nie robi różnicy, czy będzie wpisana do KRD, czy nie – twierdzi prawnik.
Jednak czasem zdarzają się sytuacje, kiedy pewne sytuacje losowe uniemożliwiają nam opłatę za czynsz. Czy jest wtedy szansa, żeby jakoś dogadać się ze spółdzielnią?
– Nie! Ludzie, ale w czym się dogadać? Bywają jakieś sporadyczne przypadki, bardzo rzadko, ale wtedy rozpatrujemy je indywidualnie – słyszę w Mareckiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
Zwlekanie z rachunkami za internet
30 proc. Polaków opłaca rachunki po terminie, a 17 proc. z nich nie pamięta, czy miewa opóźnienia w płatnościach czy nie, jak wynika z badań przeprowadzonych przez Millward Brown na zlecenie BIG InfoMonitor. Co ciekawe, aż 70 proc. opóźnień płatności jest spowodowanych niefrasobliwością Polaków. Najczęstszymi powodami, dla których zwlekamy z rachunkami są zapomnienie o terminie płatności, niepamiętanie o obowiązku opłacenia czy zgubienie samego rachunku.
– Ja się w tych wszystkich rachunkach gubię, więc generalnie płacę wtedy, kiedy dostaję przypomnienie o zapłacie SMSem. I tak właśnie działa Cyfrowy Polsat, z którego mamy telewizję. Oni wysyłają tobie SMSy z przypomnieniem co godzinę, nawet w nocy, wydzwaniają do ciebie nieustannie – opowiada Piotr z Łomianek.
Na pytanie, czy zdarzyło mu się nie opłacić w terminie rachunków odpowiada, że nieustannie. Co więcej, zapomina nie tylko o rachunkach, ale również o mandatach lub podatkach.
– Raz przez rok nie płaciłem podatku od nieruchomościi, więc dostałem kilka pisemek od gminy. To jest śmieszny proceder, bo najpierw wysyłają upomnienie, następnie jakieś pismo przedsądowe, później już sądowe, potem nagle ugodowe. I tak w kółko. Ostatecznie nie ma żadnego sądu. Zadzwoniłem tam i usłyszałem, żebym się nie przejmował, bo oni wszystkim wysyłają takie pisma, żeby postraszyć – wspomina.
Nie zawsze jest tak miło. Zwlekanie z opłaceniem rachunków niekoniecznie kończy się groźbami bez pokrycia. Sankcje są - brak opłat może skutkować odcięciem internetu lub przerwą w dostawie energii elektrycznej. Jednak, co ciekawe, często skutków niepłacenia doświadczamy ze sporym, kilkumiesięcznym opóźnieniem.
– Orange wrzuca mi na któregoś maila przypomnienie o zapłacie za internet, a to leży, leży i leży, aż w końcu wyłączą mi internet. Jak wyłączają, to ja wtedy do nich dzwonię, a oni dopiero mówią mi: „proszę pana, ale pan za cztery miesiące nie zapłacił” – śmieje się Piotr.
Co więcej, często za każdy kolejny dzień zwłoki naliczane są odsetki. Ich wysokość ustala dostawca usług. Dodatkowo ponowne włącznie świadczenia też kosztuje. W przypadku kablówki i internetu jest to koszt od 25 do 100 zł, w zależności od operatora.
Na szczęście dla osób, które mają przejściowe problemy z płaceniem rachunków wielu dostawców przewiduje albo prolongatę, czyli przedłużenie terminu płatności bieżącego lub ostatniego rachunku albo rozłożenie płatności na raty. Taką opcję proponuje m. in. Orange, które na swojej stronie podkreśla, że takie działanie może uchronić klienta od naliczania niechcianych odsetek.
Kiedy następuje odcięcie prądu?
Podobnie sytuacja ma się w przypadku opłat za energię elektryczną. Choć na forach internetowych pojawiają się opinie, że od płatności za prąd można umykać nawet przez pół roku, to ostatecznie i tak przychodzi fachowiec, który go odłącza. Nie można też zapomnieć o naliczanych odsetkach.
W przypadku wielkiej piątki, czyli PGE, Innogy, Tauron, Energa oraz Enea, odłączenie prądu nastąpi zazwyczaj po ok. 30 dniach zwłoki z opłatą i 14-dniowym braku reakcji na pismo z ponagleniem. Jednak w praktyce może wyglądać to inaczej. W zależności od dostawcy, odcięcie energii elektrycznej może nastąpić nawet po kilku miesiącach.
– Ja mam nieopłacone za pięć miesięcy. Każdego dnia drżę, że przyjdą – pisze jeden z forumowiczów Kafeterii.
Ponowne włączenie usługi to koszt rzędu ponad 80 zł. Niesolidni odbiorcy mogą również liczyć się z założeniem licznika przedpłatowego.
Ciekawym i odmiennym przypadkiem jest brak opłat za abonament komórkowy. Okazuje się, że kiedy decydujemy się nie płacić za telefon, wciąż możemy z niego korzystać. Oczywiście faktury będą przychodzić nadal, ale zamiast odcięcia usług, prędzej otrzymamy ostateczne wezwanie do zapłaty.
Żyć bez płacenia rachunków można… lecz do czasu. Ostatecznie i tak pojawi się pismo, mail lub SMS ponaglający do dokonania opłaty, dodatkowo powiększonej o odsetki. A w ostateczności do naszych drzwi zapuka komornik.