Ceny prądu oszalały – twierdzą eksperci. Na giełdach energii prąd tak podrożał, że branża zaczyna się dopatrywać przekrętu, choć przyczyna może być bardziej prozaiczna: drożejące uprawnienia do emisji dwutlenku węgla.
W kontraktach na trzeci kwartał cena energii z dostawą w godzinach szczytu sięgnęła dziś 440 złotych, a kontrakty bazowe doszłu do 320 zł za MWh – tak opisywał sytuację na Towarowej Giełdzie Energii we wtorek Michał Berg, trader firmy Fiten dziennikarzowi „Pulsu Biznesu”. – Masakra, takich cen nie pamiętam – kwitował. I rzeczywiście, wzrost w porównaniu do ubiegłego roku jest niemalże dwukrotny.
Ceny prądu coraz wyższe - rekord w 2018 r.
Ceny zaczęły gwałtownie rosnąć dwa miesiące temu. Cześć z analityków podejrzewa tu manipulację – Towarzystwo Obrotu Energią ma przygotowywać zawiadomienie Urzędu Regulacji Energetyki o podejrzanych transakcjach na rynku terminowym TGE. URE miało już otrzymać dwa takie zawiadomienia.
Ale jest też teoria nieco mniej spiskowa. Według niej skok cen to konsekwencja drożejących uprawnień do emisji dwutlenku węgla, co z kolei wymusiła Unia Europejska. – To główny czynnik odpowiedzialny za wzrost cen prądu. Rok temu ceny były na poziomie 6-7 euro, dziś jest to 14 euro – cytuje „Puls Biznesu” prezesa Hutniczej Izby Przemysłowo-Handlowej. Dodatkowo, na ceny emisji nakładają się też wyższe temperatury w ostatnich tygodniach oraz wyższe ceny surowców takich jak węgiel. W obu przypadkach oznacza to wyższe koszty produkcji energii.
Tak czy inaczej, dla przemysłu to fatalne wieści (dla przeciętnego konsumenta zresztą również). – Energia elektryczna to u nas blisko 30 proc. kosztów – podkreśla prezes grupy Ożarów, Andrzej Ptak. – W tej sytuacji trudno oczekiwać, że nie znajdzie to odzwierciedlenia w cenach cementu – kwituje.