Coś takiego miało miejsce po raz pierwszy w historii Wall Street. W ciągu 24 godzin wartość akcji Facebooka spadła o ponad 120 mld dolarów, co pociągnęło w dół również inne spółki technologiczne. Mark Zuckerberg dostał właśnie od firmy dodatkowe 10 mln dolarów na ochronę siebie i swojej rodziny.
To nie jest tak, że szef Facebooka do tej pory obywał się bez uzbrojonych po zęby bodyguardów. Amerykańskie dzienniki już w 2016 roku donosiły, że przedsiębiorca korzysta z 16 ochroniarzy, którzy przez całą dobę pilnują jego posiadłości w San Francisco i Palo Alto. Miało to być efektem pogróżek, jakie Zuckerberg dostawał od anonimowych nadawców.
Teraz, jak donosi CNBC, firma zaakceptowała dodatkowe wydatki na ten cel i podniosła roczny budżet na ochronę z 7,3 do 10 mln dolarów rocznie. Sytuacja jest bowiem dużo poważniejsza.
Nagła katastrofa
Nigdy w historii żadna firma notowana na giełdzie w USA jednego dnia nie straciła na wartości tyle, co Facebook – pisał w czwartek Bloomberg. Kłopoty zaczęły się już na otwarciu notowań. W ciągu 5 minut Zuckerberg stracił 15 mld, a po godzinie był już plecy na niemal 17 mld dolarów.
Przez resztę dnia spadki tylko się pogłębiały – na zamknięciu Facebook był już 120 mld dolarów do tyłu.
Kwota może na pierwszy rzut oka wydawać się dość abstrakcyjna, posłużmy się zatem przykładem. 120 mld dolarów to około 440 mld złotych. O jakieś 40 więcej, niż wynoszą wydatki budżetowe Polski w 2018 roku.
Facebook pobił w ten sposób nawet niechlubny rekord Intela z czasów bańki internetowej. Wtedy producent komputerów stracił „zaledwie” 91 mld dolarów.
Co wywołało taki wstrząs? Teoretycznie nie stało się nic strasznego. Zuckerberg pochwalił się po prostu wynikami finansowymi za II kwartał 2018 roku. Rynek oczekiwał przychodów na poziomie 13,36 mld, Facebook ogłosił, że wyniosły 13,23 mld dolarów. Nie spełniły się również przewidywania co do liczby dziennych aktywnych użytkowników (1,47 mld wobec 1,49 mld).
Spółka tłumaczyła, że to wynik osłabienia wartości dolara i wydatków związanych z RODO.
Inwestorów to jednak nie przekonało. Do wyobraźni przemówił im za to komunikat, w którym zarząd przyznał, że tempo wzrostu przychodów będzie w kolejnych miesiącach spadać – kilkudziesięcioprocentowa dynamika ma przejść do historii. A akurat pod tym względem technologiczny potentat zwykł rozpieszczać swoich udziałowców. W 2016 przychody urosły o 52,7 proc, w 2017 – o 47,1 proc.
Wszyscy lecą w dół
Zuckerberg nie jest jednak ze swoim kłopotem całkowicie osamotniony. Problemy Facebooka odcisnęły się piętnem na innych, dużych spółkach technologicznych. W dół poleciały również akcje Twittera (6 proc.), Google'a (2 proc.), Amazona (2 proc.) i Apple'a (1 proc.).
Wydaje się jednak, że do armageddonu nie dojdzie. Jak zauważył Reuters, wśród analityków panuje niemal zgodność, że akcje Facebooka to wciąż dobra inwestycja. Spośród 47 z nich aż 43 rekomenduje dalsze skupowanie udziałów, dwóch zaleca „trzymaj”, a tylko dwie osoby zarekomendowały inwestorom sprzedaż.
Jeden rachunek za wszystkie grzechy
Podobną opinię możemy znaleźć na branżowym portalu „Market Watch”. – Facebook płaci za wszystkie swoje grzechy jednocześnie i jest to zbyt duży rachunek – przekonuje Therese Polet. Publicystka dodaje, że lista przewin technologicznego giganta jest zbyt długa, by ją wymieniać.
Można się jednak domyślać, że Facebook, jej zdaniem, zbiera dzisiaj cięgi za afery z wyciekiem danych użytkowników do Cambridge Analytica, manipulacje rosyjskich agentów podczas wyborów w USA w 2016 roku. Firma, która wydawała się być zaimpregnowana na wszelkiego rodzaju skandale, właśnie taką być przestała. Na jej „teflonowym” wizerunku pojawiła się pierwsza, duża rysa.