
Reklama.
Jak pisze Artur Włodarski w Gazecie Wyborczej, progi zwalniające, zwane "leżącymi policjantami", to ciągle najpopularniejszy sposób na wymuszenie na kierowcach wolnej jazdy. Albo inaczej – na odstraszenie ich od jazdy osiedlowymi traktami. Nie lubią ich kierowcy, ale cierpią przez nie również mieszkańcy.
Nawet wolno poruszające się auto musi jeszcze zwolnić przed progiem, a za nim przyspieszyć. To powoduje zwiększenie spalania nawet trzykrotnie. Do atmosfery dostaje się też porcja pyłu z klocków hamulcowych i opon.
Progi zbudowane wbrew przepisom
Z pomiarów Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Warszawie wynika, że w powietrzu stolicy jest 2,5 raza więcej pyłów pochodzących ze ścierających się klocków hamulcowych i opon niż ze spalin.
Z pomiarów Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Warszawie wynika, że w powietrzu stolicy jest 2,5 raza więcej pyłów pochodzących ze ścierających się klocków hamulcowych i opon niż ze spalin.
"Najbardziej zagrażają one dzieciom, które z racji niższego wzrostu wdychają ich więcej i więcej zatrzymują w drobniejszych pęcherzykach płucnych" – pisze Włodarski.
Plagą ulic są przede wszystkim progi zbudowane wbrew przepisom – zbyt wysokie, zbyt strome, niektóre są postawione nielegalnie i potrafią mieć nawet 15 cm wysokości. To prawie tyle, co prześwit małego samochodu.
Eksperci cytowani przez gazetę podkreślają, że dużo lepsze dla wszystkich są zwężenia dróg i szykany, które wymuszają wolniejszą jazdę i przy okazji nie przyczyniają się do zwiększenia poziomu hałasu i zanieczyszczeń. A to przecież tylko jeden z kłopotów. Jak pisaliśmy niedawno w INNPoland.pl, wydatki kierowców będą w tym roku wyjątkowo wysokie.