Oprócz głośnych wypadków polityków i ich ochrony, żandarmerii czy policji, codziennie rozgrywają się ciche tragedie setek Polaków, tracących życie na drogach. Echem odbijają się przede wszystkim korki, jakie na nowych, szerokich drogach powoduje śmierć. I wydaje się, że wszyscy – łącznie z rządzącymi – są na to coraz bardziej obojętni, bo oprócz rosnących cen paliwa nie zmienia się nic.
Nie ma dnia, żeby w Polsce nie przydarzył się poważny wypadek samochodowy. Każdego ranka media alarmują o zamkniętej autostradzie, węźle komunikacyjnym, karambolu i ofiarach. Warto pamiętać, że osoby, które giną na polskich drogach, to jedna sprawa.
Druga jest taka, że „ranni”, o których donosi policja i media, to nie tylko osoby z zadrapaniami czy powierzchownymi obrażeniami. To przede wszystkim ciężko pokiereszowani ludzie, którzy do końca życia będą przykuci do łóżka, wózka inwalidzkiego albo będą zmagali się ze skutkami tego wypadku.
Dlaczego takie wypadki zdarzają się praktycznie codziennie? Czy Polacy jeżdżą jak idioci, czy powodem tych tragedii jest zły stan dróg i aut? A może w dobie szybkiej komunikacji po prostu szybciej się o nich dowiadujemy?
– Patrząc tylko na statystyki wypadków drogowych można przyjąć, że praktycznie z roku na rok zmniejsza się liczba wypadków drogowych w Polsce. Wciąż jednak jest ich zbyt dużo, by przejść nad tym do porządku dziennego. Na pewno z racji mnogości informacji medialnych, które docierają do nas, te dramatyczne dla ofiar zdarzenia, są częściej nagłaśniane niż jeszcze jakiś czas temu, a więc dowiadujemy się o nich szybciej, co pozwala nie tylko wzbudzić w sobie refleksję z tym związaną, ale również (po usłyszeniu takiej informacji) na zmianę trasy dojazdu do miejsca docelowego – mówi INNPoland.pl Monika Ucińska, psycholog transportu z Instytutu Transportu Samochodowego.
– Do dziś nie mamy umocowanej prawnie instytucji, która zajmowała by się w skoordynowany sposób kwestiami bezpieczeństwa ruchu drogowego. Jeśli nie ma kogoś, kto wyznacza cele, proponuje drogi i dba, by znalazło się to w prawie, systemie edukacji itd., to mamy chaos i działania pozorowane – twierdzi Łukasz Zboralski, ekspert tematyki bezpieczeństwa ruchu drogowego (BRD) i szef portalu brd24.pl.
– Nie istnieje system - więc nie istnieją audyty miejsc wypadków. Nie wiadomo, jaki wpływ na wypadek ma infrastruktura i jak ją przeprojektowywać w takich miejscach – dodaje.
O śmierć na drodze sami się prosimy
– Wypadek to nie przypadek, wpływ na niego ma wiele czynników. Popełnianiu błędów na drodze, skutkujących zdarzeniami drogowymi, sprzyjają m.in. pośpiech, presja czasu, stres z tym związany, nieadekwatna ocena sytuacji, agresja, a także zbyt duża liczba bodźców oddziałujących na kierowcę, które powodują obciążenie poznawcze. To nie prędkość jest przyczyną wypadków, a niedostosowanie jej do warunków infrastruktury drogowej – podkreśla Monika Ucińska.
A szosy mamy przecież coraz lepsze. Autostrady i drogi szybkiego ruchu powinny być najbezpieczniejsze dla osób poruszających się samochodami. Ale w Polsce wszystko musi stać na głowie.
– Owszem, mamy najnowsze autostrady w Europie, ale statystycznie najniebezpieczniejsze (biorąc pod uwagę liczbę wypadków na liczbę kilometrów przejechanych przez liczbę samochodów). Nie mamy wyspecjalizowanej policji autostradowej i nie mamy nawet w prawie definicji właściwego odstępu od poprzedzającego pojazdu – mówi nam Łukasz Zboralski.
Dodaje, że budowa nowych dróg i przecinanie wstęg na asfaltach poprawia sytuacje tylko nieznacznie. Potrzebne są prawdziwe działania.
– Tych politycy każdej opcji boją się jak diabeł święconej wody, bo nie rozumieją, że Polacy społecznie dojrzeli już do tego, że bezpieczeństwo na drogach jest istotniejsze niż źle rozumiana "wolność" kierowców od prawa – twierdzi.
Podobnego zdania jest Monika Ucińska. – Mamy coraz lepsze drogi, coraz więcej pojazdów wyposażonych w odpowiednie systemy bezpieczeństwa, jednakże to człowiek, jako użytkownik pojazdu i drogi, jest w dalszym ciągu kluczowym elementem odpowiedzialnym za powodowanie wypadków na drodze – mówi nam.
Kary? Jakie kary?
Zboralski podkreśla, że liczba wypadków w Polsce od wielu lat spada, ale ostatnio, od 2016 r., to się poważnie zatrzymało.
– I wiadomo mniej więcej dlaczego - polscy politycy nie dość, że kroczą w chaosie, to od lat zmierzają w zupełnie innym kierunku niż cała UE. Gdy w wielu krajach zmniejsza się dopuszczalne limity prędkości, w Polsce je w 2011 r. podniesiono. Gdy w Europie zaostrza się kary za poważne wykroczenia drogowe, polskie kwoty mandatów pozostały niezmienione od wielu lat i relatywnie w porównaniu do średnich zarobków są bardzo niskie na tle Europy – mówi nam ekspert.
Dodaje, że na całym świecie fotoradary udowodniły swoją skuteczność. W miejscach, w których stoją, liczba śmiertelnych wypadków spada niemal o połowę. A u nas? Posłowie odebrali samorządom prawa do ich ustawiania.
– Gdy w wielu krajach UE piesi mają pierwszeństwo jeszcze przed wejściem na pasy, u nas dopiero, gdy postawią na nich nogę - a i tak odsetek pieszych wśród ofiar wypadków mamy jeden z najwyższych w Europie, bo przekracza on już 30 proc. – mówi Zboralski.
Reagujemy jako społeczeństwo?
Monika Ucińska przypomina, że wypadków jest statystycznie coraz mniej, ale my więcej o nich słyszymy.
– Myślę, że jako społeczeństwo nie podchodzimy już do problemu wypadków jako do czegoś codziennego, o czym nie warto wspominać. My po prostu nie dajemy przyzwolenia na wypadki, na tragedie na drodze – mówi nam.
– Jest to urzeczywistnianie wizji zero, która od dwóch dekad jest podstawą światowego, europejskiego, ale i polskiego programu bezpieczeństwa ruchu drogowego. Oczywistym jest, iż uczestnik ruchu nie może być karany śmiercią za błędy na drodze, niezależnie czy swoje, czy innych. Właśnie dlatego mówimy wprost o tym, co jeszcze jest złe w zachowaniu kierowcy i podkreślamy, co trzeba wyeliminować z życia społecznego, aby osoby odpowiedzialne mogły z tych nieszczęśliwych zdarzeń wyciągać wnioski i podejmować działania prewencyjne – dodaje Ucińska.
Psycholog przypomina, że kierowcy powinni zwracać większą uwagę na to, co się dzieje przed pojazdem, na utrzymywanie właściwego odstępu od pojazdu poprzedzającego. Niedopuszczalne są rozmowy telefoniczne, pisanie wiadomości i surfowanie po internecie. Oczywiście wiele z tych zachowań zależy od kultury jazdy.
Robienie miejsca przy wyprzedzaniu, zachowanie bezpiecznej odległości, ostrzeganie innych użytkowników o zagrożeniach, kierowanie się rozsądkiem, a nie brawurą, właściwe sygnalizowanie manewrów, to tylko niektóre elementy, które częściej wprowadzane w życie pomogą uniknąć sytuacji trudnych i konfliktowych na drodze.
– Musimy zdawać sobie sprawę, że prowadzenie pojazdu jest złożoną czynnością, która wymaga odpowiedniej sprawności poznawczej, percepcyjnej i motorycznej. Kierowanie w dużej mierze zależne jest od czynników indywidualnych – podsumowuje.