Miała być odbudowa polskiego przemysłu motoryzacyjnego, wyszła klapa. Na dodatek nie wiadomo, gdzie podziało się 4,5 mln złotych dotacji, które miały iść na reaktywację kultowej polskiej Syrenki.
Jednym z projektów, który uzyskał dofinansowanie NCBiR, była "odbudowa polskiego przemysłu motoryzacyjnego poprzez reaktywację polskiej marki motoryzacyjnej". Chodzi o Syrenkę, która miała być następczynią legendarnej Syreny.
Firma AMZ-Kutno i Przemysłowy Instytut Motoryzacji z Warszawy w 2013 roku zawarły umowę, dzięki której konsorcjum miało zbudować pojazd i wdrożyć jego małoseryjną produkcję.
Plan był i nie ma
Koszt projektu miał wynieść 7,44 mln zł, konsorcjum dostało prawie 4,5 mln zł dofinansowania z funduszy europejskich. Za tę cenę miała zostać uruchomiona produkcja 300 Syrenek rocznie.
Same auta miały być hybrydowe, nowoczesne, z kompozytową karoserią. Do 2016 roku miały być gotowe 3 egzemplarze testowe.
Jeszcze w 2015 roku Ministerstwo Infrastruktury twierdziło, że produkcja w 2016 roku ruszy bez przeszkód, w pierwszym roku powstanie 50 aut, w kolejnym 100, następnie po 300 rocznie. I faktycznie na drogach pojawiły się auta testowe, jedno nawet rozbiło się w Warszawie.
Na wielu imprezach motoryzacyjnych i wyścigowych pojawiała się też sportowa wersja Syreny - Meluzyna R, ale to auto jest produkowane przez zupełnie inną firmę i z zagubionym projektem nie ma nic wspólnego.
Bo o Syrence słuch zaginął. CBA ma sprawdzić, co się dzieje z autami, których nie ma.