W ostatnich tygodniach pasażerowie dość często wyrażali obawy co do podróżowania samolotami polskiego przewoźnika. Powodem był strajk personelu, częste zmiany załóg i ich zmęczenie. W środku nocy negocjatorzy osiągnęli porozumienie: strajk zakończony.
W jego osiągnięciu nie pomógł prezes LOT, Rafał Milczarski. Po serii niefortunnych, często wręcz ocierających się o kabaret wypowiedzi, szef firmy został wyłączony z negocjacji. Wsławił się choćby oskarżeniem Moniki Żelazik (szefowej jednego z LOT-owskich związków i jednej z przywódczyń strajku) o kupowanie broni i terroryzm.
Zarząd LOT wspomagali w negocjacjach inni menedżerowie państwowych spółek (np. Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju) i członkowie Rady Nadzorczej LOT. W nocy ze środy na czwartek udało się wypracować porozumienie.
W jego efekcie strajk pracowników LOT-u zostaje zakończony. Monika Żelazik i 67 osób, które za udział w strajku Milczarski dyscyplinarnie wyrzucił, wracają do pracy. Nagana dla szefa Związku Zawodowego Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT Adama Rzeszota zostaje cofnięta, podobnie jak żądania rekompensat za odwołane loty.
Jednocześnie zdecydowano, że 7 listopada rozpoczną się rozmowy na temat nowego regulaminu płac w spółce. Protestujący chcieli przywrócenia sposobu nagradzania z 2010 roku – wtedy zgodzili się na obniżenie pensji, by pomóc ratować firmę. Kryzys minął, kryzysowe wynagrodzenia zostały. Mimo porozumienia, związkowcy mają się na baczności.
– Zakończono strajk, ale spór zbiorowy z pracodawcą trwa - powiedziała po spotkaniu wiceprzewodnicząca Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego Agnieszka Szelągowska, cytowana przez RMF24.pl.