
Reklama.
Według danych resortu w Niemczech mieszka już 88 tysięcy kobiet i 50 tysięcy mężczyzn „pochodzenia ukraińskiego”, w większości w wieku produkcyjnym (13 proc. to młodociani, 23 proc. – seniorzy). Przeciętna wieku to 42 lata, zwykle w związku małżeńskim, statystycznie – od 11 lat w Niemczech. 78 tysięcy posiada legalne pozwolenie na pracę.
Statystycznie zatem wciąż dominuje emigracja z poprzednich dekad, mieszkająca w Niemczech od wielu lat. To się jednak zmienia: jak podkreśla portal Puls HR, w 2017 r. Niemcy odnotowali wzrost liczby Ukraińców o niemal 12 tys. osób. Oznacza to, że tych, którzy chcą spróbować swoich sił za Odrą zaczyna szybko przybywać – zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę, że to oficjalne dane, bez szacunków szarej strefy. Sami Niemcy szacują potrzeby swojego rynku pracy na minimum 2 mln osób.
Część obywateli Ukrainy zatrudnionych w Polsce podejmie wysiłek i spróbuje swoich sił na Zachodzie – cytuje Puls HR Katarzynę Soszkę-Ogrodnik z Polsko-Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej. – Jednak podejmując decyzję (Polska czy Niemcy – przyp. red.), wezmą pod uwagę nie samą różnicę w możliwych zarobkach, ale też relację płacy do kosztów życia w każdym z obu krajów. Może być ona z korzyścią dla Niemiec, ale nie musi – kwituje.
Problem w tym, że każdy odpływ siły roboczej z polskiego rynku pracy odbije się niekorzystnie na gospodarce. Mało tego, jak szacują eksperci, powinniśmy postarać się o przyciągnięcie do naszego kraju gigantycznej grupy cudzoziemskich pracowników. – Polska do 2050 r. powinna przyjąć 5 mln emigrantów zarobkowych, by utrzymać taką skalę wzrostu gospodarczego, jaka jest obecnie – podsumowywała podczas niedawnej debaty w ministerstwie pracy Katarzyna Niemyjska ze Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.