Dawno nie było usługi, która narobiłaby tyle zamieszania na rynku, co Revolut. Pozwala oszczędzać (może i niewiele, ale zawsze coś) i przede wszystkim unikać kosztownych niespodzianek. O tym, jak używać Revoluta opowiada nam Karol Sadaj, regionalny menedżer firmy.
Gdy tylko mówię, że jadę za granicę, to każdy znajomy poleca, żeby wziąć ze sobą kartę Revoluta. To jest dobre, to jest tanie, fajne. Jakaś moda. Odczuwacie to, że ludzie "rzucili" się na waszą usługę?
To zależy gdzie – w Warszawie jest 40 tysięcy użytkowników, więc to duża społeczność. Ale to nie jest jeszcze usługa masowa. W całej Polsce użytkowników jest ponad 225 tysięcy. Ja sam widzę dużą różnicę pomiędzy obecnym momentem a początkiem roku, kiedy zaczynałem pracę w Revolucie.
Wtedy w Polsce było 40 tysięcy użytkowników. Kiedy mówiłem o Revolucie, większość ludzi kompletnie nie wiedziała, co to jest. A dziś wiedzą wszyscy – oczywiście mówię o ludziach z mojego kręgu znajomych. On jest rzecz jasna ograniczony, wiele osób wciąż nie kojarzy tej usługi. Mamy więc motywację, by to zmienić.
Posiadanie karty to jedna sprawa, drugą jest regularne nią płacenie. I tu pewnie jest nieco mniej użytkowników?
Patrzymy na to przez pryzmat finansów. Na przykład w sierpniu polscy użytkownicy przesłali 100 mln euro. To są zarówno doładowania, jak i transakcje, wychodzi po 500 euro na użytkownika. Nawet jeśli uznamy, że to podwojona kwota (bo żeby wydać, trzeba doładować), to i tak daje tysiąc złotych na osobę.
Mamy za sobą pierwsze polskie wakacje, podczas których zajmowaliśmy się Revolutem. W letnich miesiącach przyrost liczby użytkowników był nawet o połowę wyższy, niż w poprzednich. Dołączyło bardzo dużo nowych osób i tak do końca nie wiedzieliśmy, jak będą korzystać z Revoluta w dłuższym okresie.
To jak ich chcecie namówić do korzystania z usługi?
Na pewno bardzo wierzymy w nasz user experience i to, że jak ktoś zacznie korzystać z aplikacji i zobaczy jak może oszczędzać pieniądze za granicą, to skorzysta z Revoluta, gdy będzie chciał też coś kupić w internecie. I to zarówno podczas płatności obcą walutą, jak i w złotówkach. A jeszcze jak zobaczy, że może mieć karty wirtualne tylko do płatności w sieci albo karty, które zmieniają numer po każdej transakcji, to będzie chciał korzystać z Revoluta dużo częściej.
My przykładowo – już na co dzień – podobnie, jak wiele innych osób, korzystamy z rozliczenia wspólnych wydatków. To działa tak: idziesz ze znajomymi na obiad, płacisz za obiad naszą kartą, dodajesz do rachunku użytkowników, oni dostają wiadomość i jednym kliknięciem oddają pieniądze. Nie ma historii typu „oddam ci w biurze” albo „za miesiąc zrobię przelew”. Jest dużo takich elementów, które sprawiają, że ludzie używają Revoluta w pracy, po pracy, na co dzień.
Ale jacy ludzie? Młodzi, korpo, lunchyk na mieście?
Różnie, nawet moja mama używa Revoluta. Ja wcześniej pracowałem w Uberze, nigdy nie udało mi się jej namówić do tego, żeby używała tej usługi. Ale założyła Revoluta i jest zachwycona. Uważa, że jest dużo bezpieczniejszy podczas transakcji internetowych. Poza tym bardzo się jej podoba to, że widzi na bieżąco po każdej transakcji, ile wydała, bo wyskakuje jej powiadomienie push. A to coś, czego nie ma w jej banku i czuje się pewniej, używając naszej karty płatniczej. Wcześniej używała głównie gotówki.
Latem raczej jeździmy na wakacje, jesień to pora wyjazdów służbowych. Jak walczycie o klientów biznesowych?
Mamy kilka rodzajów kont, od usługi typu freelancer dla jednoosobowych działalności, po konta dla większych firm, do których można podpiąć nielimitowaną liczbę kart. Można założyć ich – powiedzmy – 50 czy 100. Pracownicy wyjeżdżając za granicę będą oszczędzali firmowe pieniądze na przelicznikach czy spreadzie.
To ważne, bo oferta kart biznesowych jest w Polsce często daleka od tych indywidualnych. Przede wszystkim koszty transakcyjne są bardzo duże. Kiedy pracowałem w korporacji i płaciłem służbową kartą, musiałem ją potem spłacać, dopłacając spread. Nieraz wychodziło po 300 - 400 złotych, zdecydowanie mnie to irytowało. Dziś bym używał Revoluta i rozliczał to sam.
Lubi was Visa i MasterCard. Czy którąś z tych organizacji preferujecie?
Nie, przez jakiś czas naszą standardową kartą był MasterCard, potem Visa, teraz znów MasterCard. W Polsce współpracujemy z obydwoma operatorami. Dla nas ważne jest to, że wszystkie wydawane obecnie przez nas karty w kraju są traktowane jak lokalne, więc terminal nie pyta o to, w jakiej walucie będziemy płacić. I te karty działają w połączeniu z coraz bardziej zaawansowanymi rozwiązaniami. Mamy karty wirtualne, które zmieniają numer po każdej transakcji, mamy karty metalowe z obsługą płatności bezstykowych - tego nie ma w Polsce nikt inny.
Jak to metalowe?
Są wykonane z metalu. Cieszą się dużą popularnością. Na początku zamówiliśmy ich 10 tysięcy i myśleliśmy, że wystarczą na jakiś czas, a poszły w 4 godziny.
A karty zmieniające numer?
Płaci się nią i potem ten numer jest dezaktywowany. To bardzo bezpieczne, bo nawet jeśli on gdzieś wycieknie do sieci, to nikt z nim już nic nie zrobi.
W komentarzach do waszej usługi, które można znaleźć w sieci, najczęściej powtarza się taki problem, że sprzedawcy za granicą wybierają nie tę walutę, którą chcemy.
Tak, trzeba zwracać na to uwagę i zawsze wybierać płatność w walucie lokalnej. Uczulamy na to szczególnie w miejscowościach turystycznych. Niektórzy sprzedawcy i operatorzy bankomatów traktują to jako źródło dodatkowego zarobku.
Nasi użytkownicy są tego coraz bardziej świadomi, ale to się zdarza. W Polsce z nową kartą MasterCard można już płacić bez pytania o przewalutowanie.
Może lubią was Visa i MasterCard, ale na pewno nie lubią was banki.
Nic podobnego. Ja mam 29 000 znajomych na LinkedInie, wiele osób z banków. One często mi piszą, że to jest świetna usługa i zapraszają nas na konsultacje, bo planują podobne rozwiązania. Revolut to ciągle komplementarna usługa, bez konta w banku nie działa. Banki teraz mocno reklamują swoje konta wielowalutowe, więc w sumie buduje się pewna kategoria, na której korzystają wszyscy.
Ale oferty banków są skomplikowane, często nie wiem, ile w końcu za coś zapłacę.
Tak bywa, poza tym obsługują po kilka walut. Czyli np. przy wyjeździe do Chorwacji, która jest jednym z najchętniej odwiedzanych przez Polaków krajów w wakacje, zazwyczaj już nie można płacić lokalną walutą. A u nas tak.
Czyli zabieracie im pieniądze!
Wolę mówić, że demokratyzujemy tę usługę. Ponadto promujemy i upowszechniamy płatności kartami. Do tej pory alternatywą dla płatności kartą była wymiana walut w kantorze i płacenie gotówką. Więc summa summarum może się okazać, że Polacy płacą więcej kartami na wakacjach, niż wcześniej.
Ludzie czasem skarżą się na to, że bankomat za granicą pożarł im prowizję.
U nas standardowo można wypłacać do 800 zł bez prowizji, w ofercie "premium" ta suma jest podwojona, w "metal" – potrojona. Powyżej tych kwot płaci się 2 proc. prowizji. To dużo mniej, niż w niejednym banku, w zasadzie jest to symboliczna opłata, zwrot naszych kosztów. Ale w niektórych miejscach pojawiają się opłaty lokalnych sieci bankomatów. Szczególnie w miejscach, gdzie jest dużo turystów, trzeba zwracać uwagę na komunikaty, które się pojawiają na ekranach.
Bo operatorzy bankomatów zgodnie z prawem muszą o tym informować. Sęk w tym, że na świecie są dziesiątki tysięcy lokalnych operatorów, sieci płatniczych. Nie mamy niestety wpływu na ich poczynania. W każdym razie my opłat nie pobieramy.
To zresztą bardzo ciekawa sprawa, bo możliwości płacenia na świecie jest mnóstwo. W Stanach chyba do dziś funkcjonują terminale z maglownicą, są terminale zbliżeniowe, są też takie, gdzie dominuje tylko jeden rodzaj kart. Tak się dzieje na przykład w Niemczech, mimo, że to bardzo rozwinięty gospodarczo kraj. Wciąż dominuje tam gotówka i lokalny system płatności. Polska jest pod tym względem zaawansowana, mamy naprawdę duży komfort. Na przykład adopcja płatności bezstykowych jest u nas jedną z najwyższych w Europie.
A na czym w takim razie zarabiacie?
Na coraz większej liczbie usług i produktów dodatkowych. Są to na przykład ubezpieczenia. Mamy ubezpieczenie telefonu, oparte na geolokalizacji ubezpieczenia podróżne, oprócz tego są odpłatne plany taryfowe. Jeżeli ktoś chce mieć ponadstandardowy plan, może kupić abonament "premium" albo "metal". Odpłatna jest możliwość kupowania i sprzedawania kryptowalut, poza tym np. w Wielkiej Brytanii oferujemy pożyczki i inne produkty, których nie ma na kontynencie.
Ciągle wprowadzamy nowe usługi. Ale podstawą naszych przychodów są płatne plany "premium" i "metal" – w wysokości 29,99 i 49,99 złotych miesięcznie.
Gdzie dla mnie jako dla klienta jest więc granica opłacalności? Za kartę jednorazowo muszę zapłacić 9,99 złotych, potem plan taryfowy, jeśli chcę czegoś więcej.
Jest dość dużo użytkowników, którzy używają Revoluta w wersji darmowej i wciąż sporo na tym oszczędzają. Nasi inwestorzy postawili spółce jeden cel – to jest ekspansja globalna. A przy tym my sami jesteśmy oszczędni. W polskim biurze jest nas dwóch, nie wydajemy pieniędzy na płatne kampanie, na marketing, nie ma nas w telewizji.
To wynika z modelu biznesowego. Można mieć drogi produkt, reklamować go w kosztownych kampaniach, żeby jak najwięcej osób z niego skorzystało. A można mieć produkt, który jest darmowy (albo można na nim jeszcze zaoszczędzić) i go nie reklamować w taki tradycyjny sposób, tylko sprawić, aby użytkownicy sami go poszukiwali i go polecali.
Osoby, które kochają nas jako produkt, są naszymi ambasadorami, często rekomendują nas swoim znajomym. My to obserwujemy – widzimy, że jak ktoś zacznie używać Revoluta, to zaczyna go polecać w mediach społecznościowych i w swoim otoczeniu.
Takich usług jest multum, ale niewiele z nich osiąga poziom 200 tysięcy użytkowników. Ba, nawet 100 tysięcy.
Włożyliśmy w to dużo energii i pracy. Jak tu trafiłem, to pracowałem do 9 rano do 22-23, często również w weekendy. Jesteśmy często na eventach, konferencjach, udzielamy wywiadów, realizujemy partnerstwa. To wszystko sprawia, że nasza marka jest coraz bardziej rozpoznawalna.
Polski rynek różni się jakoś od innych rynków regionu?
Dynamika wzrostu jest bardzo duża, bo Polska jest obecnie drugim najszybciej rosnącym rynkiem dla Revoluta i trzecim co do wielkości – po Wielkiej Brytanii i Francji. Na pewno pomaga nam fakt, że nie jesteśmy w strefie euro. W krajach, które mają już wspólną walutę, nie ma aż takiej potrzeby wymiany pieniędzy. Ale Polacy są też bardzo pragmatyczni, jeśli chodzi o wydatki – jeśli mogą gdzieś oszczędzić, to tak zrobią. I to nawet nie wynika z tego, że są biedniejsi, ale są sprytni. Skoro nie trzeba to po co dopłacać?
No i kolejna sprawa jest taka, że jesteśmy bardzo otwarci na nowości. To widać chociażby w adopcji płatności bezstykowych, w adopcji takich biznesów, jak Uber. Polacy naprawdę chcą korzystać z innowacji i sami ich aktywnie szukają.
Wiele osób ceni fakt, że konto można sobie doładować w każdej chwili, nawet tuż przed zakupem. Jak to jest rozwiązane?
Najłatwiej zrobić to przez podpięcie karty, dzięki temu od razu po doładowaniu konta, pieniądze na nim są. Można też zrobić przelew bankowy, na razie problem jest w tym, że podstawowe konto jest w Wielkiej Brytanii i banki mogą pobierać opłaty za przelew międzynarodowy. My mamy darmowe przelewy ekspresowe i internetowe. Nie pobieramy za nie opłat i wiemy, że działają bardzo szybko.
Ja sam używam Revoluta jako portmonetki do codziennych wydatków. Przewalutowanie odbywa się automatycznie, można mieć konto w złotówkach i płacić w jednej ze 150 walut po bardzo korzystnym kursie i bez opłat.
Jak to się odbywa technicznie i technologicznie? Bo przynajmniej teoretycznie taka transakcja musi mieć przełożenie na rzeczywiste pieniądze.
Są giełdy, które to na bieżąco robią. Obydwaj nasi założyciele zaczynali karierę w bankach inwestycyjnych w Londynie. Kuchnia tego biznesu jest skomplikowana. Ja dopiero jak zacząłem pracować w Revolucie, zobaczyłem jak wiele jest typów przelewów, w zależności od destynacji, waluty, jak wielu jest międzynarodowych pośredników w tych transakcjach.
W takim razie – skoro pieniądze automatycznie przepływają przez różne podmioty – czy płacenie Revolutem jest bezpieczne?
Tak, na to składa się kilka kwestii - emocjonalna i racjonalna. Zacznijmy od tej drugiej. Revolut nie jest bankiem. Polski bankowy fundusz gwarancyjny nie obejmuje Revoluta. Nie oferujemy lokat ani kredytów. To dla części osób może być minusem. Oferujemy jednak konto i aplikację, w której jest sporo plusów. Mamy karty, które mogą być wirtualne, które mogą zmieniać numer po każdej transakcji, można ustawić na nich limity. Banki nie oferują tak wielu funkcjonalności albo każą sobie za nie płacić.
Po wejściu w ustawienia bezpieczeństwa aplikacji można ustawić na przykład blokady w oparciu o lokalizację. Czyli za każdym razem, gdy telefon będzie 500 metrów od karty, transakcja będzie blokowana. Można wyłączyć pasek magnetyczny, można wyłączyć płatności zbliżeniowe albo zablokować wypłaty z bankomatu lub transakcje internetowe. Można też ustawić indywidualne limity dla każdej karty, kartę można włączyć i wyłączyć jednym kliknięciem. Aktywna, nieaktywna.
Jeśli zgubimy kartę, można zamówić nową w dowolne miejsce świata, powinna dotrzeć maksymalnie w ciągu dwóch dni. Tak szybkie "odzyskanie" zgubionej karty w bankach jest na ogół niemożliwe. Od strony samej aplikacji wszystko jest więc naprawdę dobrze pomyślane i zabezpieczone.
Drugą kwestią jest to, że pieniądze, którymi doładowuje się konto w Revolucie, nie idą do nas. My nie jesteśmy bankiem, ale instytucją pieniądza elektronicznego (z ang. E-Money Institution). Nie możemy ich reinwestować. Możemy tylko realizować zlecenia klientów. Fizycznie, te pieniądze trafiają na konta w jednym z dwóch brytyjskich banków – Lloyds albo Barclays. To jedne z największych banków w Europie (top 10) i Wielkiej Brytanii (top 3). Działają nieprzerwanie od 1765 i 1690 roku. To są konta techniczne, same banki nie mają też dostępu do tych pieniędzy, one są ich depozytariuszami.
Podlegamy brytyjskiemu reżimowi regulacyjnemu i nadzorowi ze strony FCA (to brytyjski odpowiednik KNF), któremu na bieżąco raportujemy. Dużo się dziś mówi o cyber-oszustach, praniu pieniędzy i finansowaniu terroryzmu. My rozwijamy własne systemy, które temu zapobiegają. Mamy program oparty na sztucznej inteligencji, który przypisuje każdej aktywności i uczestnikowi transakcji poziom ryzyka. Automatycznie oznaczamy lub blokujemy transakcje, które są ryzykowne albo w jakiś sposób wzbudzają podejrzenia. Użytkownik może wtedy uchronić swoje środki przed cyberzłodziejem. Może z nami też sprawdzić, co się rzeczywiście stało i prześledzić sytuację.
Podsumowując - jest wiele elementów, które zapewniają bezpieczeństwo tej usłudze. My na co dzień korzystamy z Revoluta i czujemy się bezpiecznie. Chociaż nie jest to może wiarygodny przykład, bo przecież tu pracujemy.
Może właśnie wiarygodny, bo w końcu wiecie najlepiej jak to działa.
Inwestujemy w całą sferę bezpieczeństwa, bardzo szybko wprowadzamy nowe europejskie regulacje i reagujemy na przepisy, często szybciej, niż banki na niektórych rynkach. To jest biznes bardzo mocno regulowany. Mamy też partnerów, jak Visa i MasterCard, którzy dbają o to, by transakcje z użyciem ich kart były niezawodne i bezpieczne.
Jak patrzycie na słupki płatności online, to widzicie, że one u was rosną? Czy ludzie jednak traktują was jako narzędzie do płacenia za granicą?
Mamy na bieżąco podgląd na typ transakcji, wolumen, merchantów. Okazuje się, że to są często AliExpress, GearBest, Allegro i podobne platformy internetowe. Polacy bardzo dużo kupują w internecie i bardzo dużo w chińskich sklepach. Dla bezpieczeństwa coraz częściej stosują nasze karty wirtualne ze zmiennym numerem. Kupują też przez PayPala i łączą go z Revolutem.
Jest nawet na Facebooku taka grupa fanów zakupów na AliExpress, ma – uwaga – pół miliona użytkowników. Revolut jest dla nich usługą, która pozwala im bezpiecznie kupować.
Można sobie wyrobić kartę wyłącznie do zakupów na AliExpress albo włączać ją tylko na czas potrzebny do zrealizowania transakcji. Widzimy, że na takich grupach sporo jest dyskusji o Revolucie. Widzimy też, że Polacy często używają Revoluta do przelewów międzynarodowych. Ludzie wyjeżdżają za granicę, pracują dajmy na to w Norwegii i w ten sposób błyskawicznie przesyłają pieniądze do Polski.
To jaki w końcu jest profil waszego klienta?
Bardzo szeroki. Ostatnio zrobiliśmy spotkanie dla stu najaktywniejszych użytkowników. Kilka godzin siedzieliśmy wspólnie przy piwie i gadaliśmy. To nie są tylko osoby młode, mamy wielu klientów powyżej 60 czy 70 roku życia. Średnia wieku to 34 lata. Mamy dzisiaj więcej klientów, niż niektóre małe banki.
Ale bez banków nie istniejecie.
Nie próbujemy, my zresztą jesteśmy fanami nowoczesnych polskich banków. Sukces Revoluta współtworzy wiele osób pracujących w Polsce. Można nawet powiedzieć, że jedynym jednorożcem, czyli firmą, która przekroczyła 1 mld dolarów kapitalizacji, z "polskim akcentem" jest Revolut.
Jak to?
Jeden ze współzałożycieli mówi bardzo dobrze po polsku, pracował w Krakowie, odwiedza Polskę, właśnie w Polsce firma ulokowała swoje europejskie centrum usług. Większość spośród ponad 500 pracowników Revoluta pracuje właśnie w Krakowie. To międzynarodowy zespół ponad 300 osób, który obsługuje 3 mln naszych użytkowników w Europie. Niektóre osoby, które zaczynały w Krakowie, kontynuują teraz karierę w centrali firmy w Londynie.