Szumnie zapowiadany przez obecny rząd podatek od marketów, który z jednej strony miał pomóc drobnym polskim handlowcom, zaś z drugiej zmiażdżyć zagraniczne konkurencyjne sieci handlowe, znów wraca pod obrady Sejmu. Lecz wcale nie chodzi o jego wprowadzenie, a odroczenie. Po raz trzeci.
Podatek od marketów, który nakładał na sklepy daninę 0,8 proc. oraz 1,4 proc. oraz kwotę wolną od podatku do 17 mln zł miesięcznie, będzie po raz kolejny zawieszony. Do Sejmu właśnie trafił projekt ustawy na rok 2019 odraczającej wejście przepisu w życie, jak donosi „Gazeta Wyborcza”.
Podatek jest nielegalny w UE
Dlaczego? Przede wszystkim podatek w obecnej formie nie przejdzie. Komisja Europejska uznała, że pomysł obecnego rządu jest nielegalny i narusza unijne zasady pomocy państwa, bo faworyzuje sklepy o niższych przychodach.
Zaproponowała więc wprowadzenie podatku liniowego dla wszystkich sklepów - zarówno małych, jak i dużych. Mógłby on wynosić 1,2 proc. obrotu lub zależeć od kryteriów powierzchniowych - np. sklepy powyżej 250 m kw. powierzchni płaciłyby 2 proc. od obrotu.
Żadne z rozwiązań nie przypadło do gustu polskim sieciom handlowym i drobnym handlowcom. Wskazywali oni, że podatek w takiej formie najboleśniej uderzyłby w najsłabsze sieci z najniższymi zyskami.
Nie przed wyborami
Odroczenie podatku rząd tłumaczy oczekiwaniem na stwierdzenie nieważności decyzji Komisji Europejskiej, o którą starał się we wrześniu br. Wyjaśnia, że odpowiedź w tej sprawie ma nadejść pod koniec 2018 r. lub na początku 2019 r.
„GW” przewiduje, że PiS nie podejmie takiego ryzyka w roku wyborczym. Chyba, że wygra jesienne wybory i będzie próbował załatać dziurę w budżecie.
Zaś przychód z tego tytułu w kasie państwa byłby znaczący. W 2015 r. rząd przewidywał, że nowe obciążenie zasiliłoby budżet o 3,5 mld zł.