W ciągu ostatnich miesięcy i lat wiele osób z satysfakcją donosiło, że u nich też wycina się lasy i pali węglem. A nas się czepiają, hipokryci! Coś w tym jest, bo takie "zielone" Niemcy jedną czwartą energii produkują ze spalania własnego węgla brunatnego. Ale już nie chcą i stoją przed piekielnie trudnym wyborem.
Węgiel kamienny i brunatny były podwalinami niemieckiejgospodarki po wojnie. Podobnie było w Polsce – czarne złoto zapewniało prąd i ciepło dla ludzi i zakładów pracy. To kopalne paliwo, tanie w wydobyciu i wybitnie niedobre dla środowiska naturalnego. Podczas jego spalania uwalnia się 3 razy więcej dwutlenku węgla oraz mnóstwo różnych pyłów.
W Polsce ministrowie podejmują niesamowity wysiłek, by było tak, jak było. Niemieccy pracują nad wprowadzaniem zmian. Nasi zachodni sąsiedzi zaczęli od rozwijania zielonych źródeł energii, potem postawili na rezygnację z atomu i węgla.
I gdzieś w tym wszystkim zagubił się węgiel brunatny. We wschodniej części Niemiec, na Łużycach, ciągle wydobywa się go metodą odkrywkową, pozostawiając na powierzchni ziemi wielką bliznę. A obok stoją dwie elektrownie zasilane tym paliwem.
Węgiel brunatny to jedyny surowiec energetyczny, w którym Niemcy są samowystarczalne. Są też światowym liderem w wydobyciu węgla brunatnego – przebijając USA, Chiny i Polskę (prawie trzykrotnie). Z tego brudnego źródła ciągną jedną czwartą swojej energii.
Czemu Niemcy w końcu zobaczyli kominy?
Języczkiem u wagi mógł stać się las. Stało się o nim głośno mniej więcej wtedy, gdy w Puszczy Białowieskiej szalały pilarki i harvestery. Mający 12 tysięcy lat las Hambach od lat był sukcesywnie wycinany – bo pod nim znajdują się bogate złoża węgla brunatnego. Obecnie zostało mniej więcej 10 proc. powierzchni owego lasu a i ta jedna dziesiąta miała zniknąć.
Nie jest zresztą prawdą – jak podkreślały niektóre media – że Niemcy wycinają swój las i nikt przeciw temu nie protestuje. Las Hambach był w Niemczech tak samo głośną sprawą, jak Puszcza Białowieska w Polsce. Przeciw jego wycince protestowały dziesiątki tysięcy ludzi, a obrońcy założyli w lesie obóz. Sytuacja różniła się o tyle, że zaplanowana wycinka niemieckiego lasu była legalna, co potwierdził sąd. Nie oceniał on oczywiście wymiaru środowiskowego.
W obronie lasu stanęli aktywiści z całej Europy. I być może skutecznie, bo po ogłoszeniu rezygnacji z wydobycia węgla kamiennego, Angela Merkel zapowiedziała, że w Niemczech nie będzie się już wykopywać węgla brunatnego.
Koncern RWE wycinający Hambacher Forst chyba zbyt mocno chciał wygrać tę sprawę i w efekcie zwrócił na siebie oczy wielu Niemców, a politykom powiązanym z tą firmą trudno było już wspierać jej decyzje biznesowe.
Drugim zarzutem w stronę Niemców było "a im wolno truć". Faktycznie, kopalnie i elektrownie na węgiel brunatny w kraju określanym jako europejskie zagłębie odnawialnych źródeł energii zdecydowanie psują wizerunek.
Ale Niemcy zaczęli dyskutować o swoich kopalniach i elektrowniach jeszcze przed szczytem ekologicznym COP 24. Tym samym szczytem, na którym polski minister energii, Krzysztof Tchórzewski twardo deklarował, iż nie wyobraża sobie braku kopcących kominów w polskim krajobrazie.
– To jest propozycja odchodzącej Komisji Europejskiej. W warunkach polskich nie przewiduję, że w 2050 r. nie będzie elektrowni węglowej w Polsce. Nie przewiduję, żeby dobre instalacje mogły być zamknięte – powiedział Tchórzewski cytowany przez PAP, komentując unijną strategię neutralności klimatycznej do 2050 r.
Po likwidacji kopalni węgla kamiennego, kanclerz Angela Merkel chce jak najszybszego uchwalenia planu zamknięcia kopalni węgla brunatnego i elektrowni nim opalanych. Zwołała więc konferencję, na której ustali się plan zakończenia wydobycia węgla brunatnego. W zebraniu wezmą udział m. in. premierzy niemieckich landów, w których znajdują się kopalnie węgla brunatnego.
Deklarują oni pomoc, ale nie za darmo – w węglu brunatnym pracuje w Niemczech kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Bez znalezienia dla nich innego, perspektywicznego zajęcia, premierzy landów nie kiwną palcem w sprawie elektrowni, bo mają zbyt dużo głosów do stracenia.
To właśnie warto obserwować – może Niemcy nie są tak zielone, jak chciałyby być. Ale robią w tych sprawach dużo i warto brać z nich przykład. To, jak poradzą sobie z likwidacją energetyki opartej na węglu brunatnym może być świetną nauką dla polskich ministrów. O ile ci zdecydują się coś zrobić a nie trwać w swoim węglowym pancerzyku.