Szokujący reportaż „Superwizjera” o chorych krowach, zabijanych nocą na polskich gospodarstwach i sprzedawanych jako „zdrowe” mięso, wstrząsnął zagranicznymi mediami. Wychodząca na jaw coraz szersza skala działalności nielegalnego uboju zwierząt sprawia, że polski eksport wołowiny zatrząsł się w posadach. – Importerzy już zwracają nam dostawy – alarmują eksperci.
Mięso pochodzące od chorych krów miało być pojedynczymi incydentami, jak zapewniał minister rolnictwa Krzysztof Ardanowski. Tymczasem co najmniej 300 kg wołowiny z polskich „leżaków” znaleziono na Słowacji, a 795 kg mięsa z chorych krów trafiło do francuskich sklepów.
Importerzy boją się polskiego mięsa
Jak alarmuje „Gazeta Wyborcza”, eksperci potwierdzają, że niektórzy importerzy polskiej wołowiny wstrzymują, a nawet zwracają dostawy mięsa, z obawy przed otrzymaniem „leżaka”.
Sytuację komentuje Jerzy Wierzbicki z Polskiego Zrzeszenia Producentów Bydła Mięsnego. W rozmowie z dziennikiem mówi, że doniesienia medialne są „niezgodne ze stanem faktycznym” i „nie można twierdzić, że krowy były chore”.
– Widzieliśmy, że były kontuzjowane, miały prawdopodobnie połamane nogi lub uszkodzone kręgosłupy – przekonuje. Przekonuje, że mięso z połamanych zwierząt nie stwarza zagrożeń biologicznych i jest bezpieczne, zaś takich krów nie zabija się w ubojni, tylko w gospodarstwie. Informacje o bezpieczeństwie mięsa potwierdza w komunikacie również Ministerstwo Rolnictwa.
Spadek popytu na wołowinę
Z drugiej strony mięso niekoniecznie musi być bezpieczne, bo zwierzęta były zabijane bez nadzoru weterynarza. Niepewna sytuacja wprowadza popłoch wśród importerów polskiej wołowiny. Jakub Olipra, analityk z banku Credit Agricole w rozmowie z „GW” potwierdza, że afera prawdopodobnie przełoży się na spadek popytu, a w konsekwencji na wielkość eksportu i ceny polskiego mięsa, szczególnie wśród krajów, które próbowały ostatnio ograniczać import żywności z Polski.
Mimo to analityk uspokaja, że spadek najprawdopodobniej będzie przejściowy. A nawet jeśli nie, to zagraniczni konsumenci wcale nie muszą wiedzieć, że jedzą polskie mięso. – Importerzy mają wiele narzędzi, by ukryć jego polskie pochodzenie, określając je ogólnie - Unia Europejska - albo przetwarzając je w innym kraju, co pozwala na zmianę metki. Jeśli producenci mają stałych partnerów handlowych i dostarczają dobrej jakości mięso, to nie ucierpią znacząco – podsumowuje analityk.