Na scenie politycznej pojawiło się nowe ugrupowanie, Wiosna, prowadzone do wyborów przez Roberta Biedronia. – Wszystko obliczyliśmy. 35 mld zł będą kosztowały wszystkie przedstawione przeze mnie dzisiaj propozycje – przyznał polityk. My też policzyliśmy i wyszło nam zupełnie co innego. Biedroń jest bardziej rozrzutny niż Morawiecki. A pieniędzy będzie potrzebował dużo więcej, niż zadeklarował.
Na konwencji Wiosny jej lider złożył bardzo dużo kosztownych obietnic. Widać, że budżet na zmiany gospodarcze proponowane przez Biedronia po prostu się nie spina. W kwestii rozdawnictwa chce przebić "dobrą zmianę".
W programie Wiosny znaleźć można mnóstwo obietnic społecznych, politycznych i gospodarczych. Skupmy się na kwestiach czysto ekonomicznych. Co obiecał Biedroń?
Równość płac między kobietami i mężczyznami
Ten postulat Biedronia w zasadzie powinniśmy zostawić z dopiskiem – wstyd, że one się ciągle różnią. Ta luka płacowa w Polsce wynosi ok. 700 złotych na niekorzyść kobiet. Co ciekawe, jeśli wyrazimy tę wartość w procentach, to tzw. gender gap w Polsce jest jednym z najniższych w Europie. Nasze 7,2 proc. można porównać do Belgii, Włoch czy Słowenii, a Niemcy i Wielka Brytania z ponad 20 proc. różnicy między zarobkami mężczyzn i kobiet mogą brać z nas wzór.
Niestety, jest to tylko część problemu.
– Różnica w płacach ze względu na płeć na poziomie 7 proc. odnosi się do stawek godzinowych. Jeśli weźmiemy pod uwagę przeciętne wynagrodzenia miesięczne brutto, to jest ona na poziomie 18 proc. na niekorzyść kobiet. Różnice w wynagrodzeniach mają charakter statystyczny i wynikają z tego, że zawody sfeminizowane są gorzej opłacane niż zmaskulinizowane oraz z tego, że kobiety rzadziej niż mężczyźni zajmują stanowiska kierownicze najwyższego szczebla. Ale jest też tak, że na tych samych stanowiskach kobietom płaci się mniej w przypadku istnienia widełek (kobiety rzadziej się awansuje, częściowo z powodu przerw w pracy, ale nie tylko) – mówi INNPoland.pl dr hab. Ewa Lisowska, prof. ekonomii z SGH.
Na dodatek gender gap w Polsce nie maleje. Jego likwidacja lub zminimalizowanie jest trudne do oszacowania, bo koszty musiałyby ponieść wszystkie firmy – i to nie przez obniżenie pensji mężczyzn, lecz wyrównanie pensji pań.
– Nie wydaje mi się, aby było możliwe odgórne (rządowe) zrównanie płac dla kobiet i mężczyzn. Można to zrobić w sektorze publicznym, czyli dopilnować poprzez analizę danych (monitorowanie wynagrodzeń), żeby płace kobiet i mężczyzn na tych samych lub podobnych stanowiskach nie różniły się. Można też zwiększyć płace w sektorach sfeminizowanych, np. nauczycieli czy pielęgniarek – mówi nam prof. Lisowska.
– Jeśli zaś chodzi o sektor prywatny, to można nałożyć na firmy obowiązek corocznego sprawozdawania w zakresie wynagrodzeń ze względu na płeć. To skłoniłoby przedsiębiorstwa do monitorowania płac i analizy pod względem występujących nierówności oraz ich przyczyn – dodaje.
Jej zdaniem można to zrobić w jeszcze inny sposób. – Jest jeszcze jedno rozwiązanie, które wydaje mi się możliwe do wprowadzenia przez rząd, a mianowicie wprowadzenie ustawą odtajnienie wynagrodzeń (tak jest np. w Szwecji). Niektórzy mówią, że w Polsce nie nadszedł jeszcze czas na taką zmianę, ale ja uważam, że jest to możliwe – twierdzi prof. Lisowska.
Nieopodatkowana emerytura minimalna – 1600 zł
Trzeba pamiętać, że Robert Biedroń dopiero zaczyna mówić o swoim programie. Jeśli chodzi o kwestie świadczeń, wiemy na razie tyle, że minimalna emerytura w wysokości 1600 złotych byłaby wypłacana każdemu, kto przynajmniej przez 40 lat mieszka w Polsce. Biedroniowi nie podoba się, że pół miliona emerytów dostaje mniej niż 1000 złotych emerytury. To nie są – obiektywnie rzecz ujmując – pieniądze, za jakie da się godnie przeżyć miesiąc.
Obecnie minimalna emerytura ma wzrosnąć od 1 marca do 1100 złotych. Biedroń chciałby więc swoistego 500 plus dla najbiedniejszych emerytów. Postulat wydaje się o tyle słuszny, co trudny do zrealizowania. Eksperci wskazują, że pachnie to niesprawiedliwością – w końcu system emerytalny promuje oszczędność i regularność. Na dodatek demotywowałoby to pracowników do opłacania jakichkolwiek składek, a pracodawców do zatrudniania ludzi na etat.
Zakładając, że podwyżka emerytur dla pół miliona osób wyniosłaby jedynie 500 złotych, to mówimy o sumie 3 miliardów złotych rocznie.
Z pewnością obsługa systemu wg Biedronia byłaby dużo prostsza i nie wymagałaby pieczołowitego gromadzenia przez całe życie dowodów opłacania składek. Biedroń chciałby znaleźć pieniądze na swoje obietnice przez podniesienie stawki na KRUS o 30 proc. i uporządkowanie ZUS-u. Ten drugi krok miałby przynieść nawet 1,5 mld zł oszczędności.
Trudno ocenić, czy to realne. Na razie sytuacja na rynku pracy jest tak dobra, że w 2018 roku ZUS zrezygnował z ponad 10 miliardów dopłat z budżetu państwa. Ale trzeba pamiętać o tym, że i tak wymagał zasilenia sumą ponad 40 miliardów złotych.
Drugą sprawą jest postulat likwidacji podatków od emerytur. To rozwiązanie popiera ok. 80 proc. Polaków. Projekty likwidacji podatku regularnie zgłasza Polskie Stronnictwo Ludowe, za każdym razem są odrzucane. Emeryci płacą państwu daniny od swoich emerytur, jest to ok. 20 proc. należnej im sumy. Można przyjąć, że po likwidacji podatków od tych świadczeń państwo musiałoby na emerytury wydawać jedną piątą więcej.
Koszty tego rozwiązania są znane. Wpływy z tytułu podatku dochodowego od osób fizycznych spadłyby o 15 mld złotych, zaś z tytułu składek zdrowotnych o kolejne 20 miliardów. Co prawda część z nich wróciłaby do budżetu w postaci VAT od zakupów, ale trudno to wycenić.
Płaca minimalna - 60 proc. średniej krajowej
Obecnie minimalna płaca na rok 2019 wynosi 2250 zł brutto, czyli ok. 1634,00 zł na rękę. W ostatnim kwartale 2018 roku średnia pensja w Polsce wyniosła 4521 zł brutto. 60 proc. tej sumy to 2713 złotych, czyli ponad 460 złotych więcej, niż obecnie. Rok temu minimalną krajową zarabiało ok. 1,5 mln osób. Zakładając, że ta liczba się nie zmieniła, pracodawcy musieliby wydać na zwiększone pensje ok. 8,3 miliarda złotych rocznie.
500 plus także na pierwsze dziecko
Koszty tego rozwiązania są znane – rząd oszacował je na ok. 19 miliardów z budżetu rocznie. I to był wystarczający argument, by świadczenie było wypłacane jedynie na co najmniej drugie dziecko oraz na pierwsze, gdy rodzice są w kiepskiej sytuacji finansowej.
Zniesienie kontroli skarbowych
– Zniesiemy kontrole skarbowe jakie znamy. W małych firmach zastąpi je weryfikacja internetowa. Uprościmy też prawo podatkowe. Tak, by właściciele firm nie zajmowali się ciągłym śledzeniem nowelizacji. Wszystkie procedury załatwimy przez internet. Uwaga, symbolem tego będzie brak pieczątek do 2022 roku – mówił Robert Biedroń podczas konwencji na warszawskim Torwarze.
Temu postulatowi z pewnością mogą przyklasnąć przedsiębiorcy, którzy zyskają więcej czasu na realną pracę, a nie sprawdzanie przepisów i wypełnianie deklaracji. Służby skarbowe mogą mieć inne zdanie.
Górnictwo
Na razie nie do oszacowania jest koszt likwidacji kopalń, bo taki postulat Biedroń również postawił. Z pewnością jest to konieczność, ale sam proces zajmie lata i pochłonie dziesiątki miliardów złotych.
Chodzi przecież nie tylko o samo zamknięcie zakładów pracy, ale i zapewnienie tysiącom rodzin innego źródła dochodu, przekwalifikowanie górników i zbudowanie zupełnie nowych gałęzi przemysłu w regionach typowo górniczych. Oczywiście nie obejdzie się bez przebudowy całego systemu energetycznego i przekonania środowisk górniczych, że tradycja wydobywania węgla nie ma przyszłości, a przeszłością nie da się wyżywić rodziny i regionu.
Czy Biedroniowi wystarczy pieniędzy?
Wszystkie możliwe do szybkiego oszacowania koszty programu Wiosny to łącznie 65,3 miliarda złotych – o 30 miliardów więcej, niż podaje Robert Biedroń. Z tego 57 miliardów to koszty budżetu.
Po stronie przychodów nie mamy aż takich sum. Według programu Wiosny, rozdział państwa od Kościoła może przynieść 3 mld zł dla budżetu, cyfryzacja procedur – łącznie 4,5 mld zł więcej w gospodarce i 1 mld zł w budżecie, opieka zdrowotna – 10 mld zł więcej w gospodarce oraz 3,6 mld zł oszczędności w budżecie. Ludzie mają też więcej kupować, co przyniesie kolejne 5-7 mld zł z VAT.
Nie wiadomo, skąd Robert Biedroń wziął sumę 15 mld złotych, jaką ma przynieść walka ze smogiem. Wszak najpierw należy poczynić wiele inwestycji, które będą zwracać się latami, a nie w ciągu miesięcy.
Ale już likwidacja Instytutu Pamięci Narodowej i Polskiej Fundacji Narodowej to wymierne pieniądze. Te dwie instytucje pochłaniają olbrzymie sumy. W zeszłym roku IPN miał 363 miliony, w tym dostanie ok. 350 mln złotych. W ciągu dwóch lat budżet PFN przekroczył 200 mln złotych, pochodzących ze spółek skarbu państwa. Owe 3 mld złotych oszczędności na likwidacji obu instytucji to więc perspektywa kilkuletnia.
W najbardziej optymistycznej wersji reformy planowane przez Roberta Biedronia mogą przynieść niemal 33 mld złotych, chociaż 15 mld ze zwalczenia smogu jest kwestią bardzo dyskusyjną. Wydatki – przynajmniej 57 mld zł rocznie z budżetu. Zgrubnie liczony bilans to 25 miliardów na minusie w budżecie.