Jedni twierdzą, że jest smaczniejsza, inni, że czują się po niej świetnie. Prawda o soli himalajskiej jest bardziej prozaiczna. Nie leczy raka, nie poprawia potencji. Jest po prostu droższa, ale szkodzi tak samo, jak najtańsza. Na dodatek wcale nie jest z Himalajów.
Specjaliści od żywienia rozprawiają się z mitem, jakoby tzw. sól himalajska była źródłem zdrowia i fontanną młodości. To po prostu sprytny marketingowy zabieg, by coś zwykłego sprzedać za dużo większe pieniądze – twierdzi Andrea Ghiselli, włoski specjalista od żywienia.
– Różową barwę tę zawdzięcza temu, że nie jest oczyszczona z niektórych minerałów, takich jak żelazo, cynk, magnez i wapń, a przede wszystkim tlenek żelaza. Substancje te nie są obecne w takich ilościach, by mogły mieć dobroczynne działanie - tłumaczy Ghiselli w rozmowie z agencją Ansa.
Mity, które narosły wokół różowej soli, są źródłem wielu nieporozumień. W sieci można znaleźć na przykład zalecenia, by codziennie pić szklankę wody z sokiem z cytryny i łyżeczką himalajskiej soli. To groźna bzdura – łyżeczka to nawet ponad 5 gramów, a więc cała dopuszczalna dzienna dawka soli.
Sól himalajska - właściwości
Produkt z Azji ma ładną różową barwę, którą widać, gdy kryształki są stosunkowo duże. Rozgniecione nie wyglądają już tak atrakcyjnie. Sól ta nie ma żadnych specjalnych właściwości, a zawarte w niej minerały ani nie pomagają, ani nie szkodzą. Jest ich zbyt mało, by miały jakikolwiek wpływ na zdrowie.
Ten produkt w żaden sposób nie poprawia pracy tarczycy ani nie obniża ciśnienia krwi. Nie znaczy to, że jest zła. Można jej używać tak samo, jak każdej innej soli.
Na dodatek wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że "himalajska sól" wcale nie pochodzi z Himalajów. Jest wydobywana kilkaset kilometrów od tych gór, w pakistańskiej kopalni Khewra.