Reklama.
W pierwszej grupie – produktów, których możemy dziś za „przeciętną pensję” kupić więcej – znajdują się m.in. chleb, ciasto, drób, kiełbasa, sery, jabłka czy pomidory. Przykładowo – jak liczy „Dziennik Gazeta Prawna” – chleba możemy dziś kupić o 189 bochenków więcej (w skali roku). To samo dotyczy drobiu (109 kg więcej), goudy (47 kg) czy kiełbasy myśliwskiej (22 kg).
– Ich ceny rosły wolniej niż przeciętne wynagrodzenia – cytuje gazeta prof. Krystynę Świetlik z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. – Głównie dlatego, że występuje bardzo ostra konkurencja wśród producentów tych artykułów, co mocno ogranicza wzrost ich cen – kwituje.
Dobra (prawie) deficytowe
Odwrotnie w przypadku innych dóbr – szybciej od naszych wynagrodzeń rosły ceny produktów mięsnych, od wołowiny, przez kaszanki, po parówki, a także jajek i masła. O ironio, po tej stronie zestawienia znalazły się też ziemniaki. I tak, za dzisiejszą średnią kupilibyśmy o 7 kg wołowiny mniej niż w 2008 r., podobnie o 498 jajek, 70 200-gramowych kostek masła i 30 kg ziemniaków mniej niż w 2008 r.
Odwrotnie w przypadku innych dóbr – szybciej od naszych wynagrodzeń rosły ceny produktów mięsnych, od wołowiny, przez kaszanki, po parówki, a także jajek i masła. O ironio, po tej stronie zestawienia znalazły się też ziemniaki. I tak, za dzisiejszą średnią kupilibyśmy o 7 kg wołowiny mniej niż w 2008 r., podobnie o 498 jajek, 70 200-gramowych kostek masła i 30 kg ziemniaków mniej niż w 2008 r.
Tu rolę odgrywają rozmaite czynniki: od cen na rynkach międzynarodowych (np. w przypadku wołowiny i masła), które skłaniały naszych krajowych producentów do podwyżek, przez skok jakościowy w hodowli kur (jajka) oraz w standardach produkcji (kaszanka i parówki są lepszej jakości, zatem chętniej kupowane, a wzrost popytu przełożył się na skok cen).