Nawet co drugi z umówionych na rozmowę kwalifikacyjną kandydatów nie przychodzi na spotkanie, a spora część z tych, którzy rezygnują przed rozmową – nawet nie fatyguje się, by uprzedzić o nieobecności. Weterani branży HR niejedno oczywiście widzieli, ale jeszcze nigdy kandydaci nie traktowali rekrutacji z taką obojętnością.
Skalę zjawiska próbuje zilustrować portal Praca.pl. Z rezultatów przeprowadzonego przez ekspertów portalu sondażu wynika, że 54,8 proc. ankietowanych przydarzyło się nie przyjść na umówione z rekruterem spotkanie. Ba, 24,5 proc. nawet nie uprzedziło o nieobecności. 45,2 proc. zawsze przychodzi na takie spotkania – ale oto chyba marna pociecha.
Interesujące jest też to, co wiemy o przyczynach absencji: 14,9 proc. osób biorących udział w sondażu po prostu się rozmyśliło, 10 proc. – otrzymało inną propozycję pracy, a kolejne 10 proc. poznało niezbyt pochlebne opinie o potencjalnych pracodawcy. W 8,4 proc. przypadków chodzi o zdarzenia losowe, 5 proc. odradzono pracę w danej firmie, 3,9 proc. się zestresowało.
Palenie mostów
Cóż, przez ostatnie trzy dekady trzy pierwsze czynniki występowały bardzo rzadko – co jest ewidentnym dowodem na wyjątkowość sytuacji na rynku pracy. Ale jest też element dodatkowy: wspomniany brak informacji o odwołaniu spotkania. Kiedyś byłoby to „palenie mostów” na rynku pracy i dowód krótkowzroczności. Dziś taka nonszalancja najwyraźniej nie niepokoi kandydatów.
– Zdarza się, że wycofują się nawet po podpisaniu już listu intencyjnego u pracodawcy – utyskuje Liliana Swoboda, szefowa firmy Lepsza Praca. – Jesteśmy przekonani, że mamy już zakończony projekt rekrutacyjny, gdy nagle dzwoni pracodawca i mówi, że kandydat postanowił pójść na jeszcze inną rozmowę rekrutacyjną, bo może dostanie więcej – dorzuca.
Według niej, takich sytuacji przybywa. – I wydaje się, że kandydaci nawet nie czują dyskomfortu z tego powodu, a przecież zachowują się nieco nieelegancko – kwituje Swoboda na stronach portalu Puls HR.