Niejednokrotnie gorszej jakości, niejednokrotnie droższe. Ilu Polaków po wizycie u zachodniego sąsiada przyjeżdżało obkupionych w „niemiecką chemię”, której klasa nie ma sobie równych? UE chce skończyć z podwójną jakością żywności i produktów w krajach członkowskich. Aby przepisy weszły w życie, muszą się na nie zgodzić kraje członkowskie w ramach Rady UE. Tymczasem po piętach niektórych rządów drepcze producenckie lobby, które ani myśli o wyrównaniu standardów produktów.
Koniec chemii z Niemiec?
Gdy we wrześniu 2018 r. pisaliśmy, że Parlament Europejskibierze na celownik podwójną jakość żywności w krajach członkowskich i przyjmuje zalecenia zawarte w rezolucji nielegislacyjnej dotyczącej nowego ładu dla konsumentów i nieuczciwych praktyk handlowych, wielu myślało, że to oznacza koniec „chemii z Niemiec”, a jakość produktów w UE w końcu się wyrówna.
W rzeczywistości może okazać się, że był to zaledwie mały kroczek ku zmianie. Poparcie przez europosłów zapisu zakazującego stosowania przez producentów dyskryminacyjnych praktyk musi jeszcze zostać „klepnięte” przez kraje członkowskie w ramach Rady Unii Europejskiej.
Lobby producentów
26 lutego komisarz ds. sprawiedliwości, konsumentów i równouprawnienia płci Vera Jourova zapowiedziała, że prawo zwalczające problem „podwójnej jakości” zostanie przyjęte jeszcze przed wyborami do PE. Zaś jak podawał portal forsal.pl, „na ostatniej prostej są tam prace na poziomie eksperckim i niewykluczone, że ambasadorowie państw członkowskich zajmą się regulacjami" już niebawem. Jednak szanse, by przepisy zostały uchwalone za obecnej kadencji, są według brukselskiego rozmówcy portalu mizerne.
Powodem mają być narzekania producentów, którym wprowadzenie dyrektywy w życie nie w smak. Swoje zażalenia zgłaszają rządom krajów niedotkniętych dyskryminacją, takich jak Niemcy czy Francja. Te z kolei na niechęć rodzimych wytwórców patrzą przychylnym okiem. W końcu to nie ich wyborcy dostają gorszej jakości produkty, prawda?
– Myślę, że te przepisy nie zostaną zlobbowane. To nie lobbiści decydują o wprowadzeniu przepisów, tylko my, posłowie decydujemy – przekonuje w rozmowie z INNPoland.pl europosłanka Róża Thun, angażująca się w walkę z podwójną jakością produktów w UE.
– Nawet jeśli rząd Niemiec zostanie przekonany przez producentów, żeby nie wprowadzać przepisów, to inni mogą go przegłosować. Jednak nie ma powodów, żeby rząd Niemiec chciał, by producenci dyskryminowali albo oszukiwali konsumentów. Oczywiście, kraje Europy Środkowo-Wschodniej bardziej angażują się w sprawę podwójnej jakości produktów, ale bez pomocy krajów starej Unii nie zdziałalibyśmy tyle – twierdzi.
Rządy krajów mogą dużo zmienić
Według eurodeputowanej największym problemem podwójnych standardów żywności i chemii są wewnętrzne przepisy krajów członkowskich, które niewystarczająco chronią swoich konsumentów przed gorszymi produktami.
– Od tego są rząd i urzędy, takie jak UOKiK, żeby ustanawiały normy i standardy prawne, niedopuszczające gorszych produktów na nasze stoły, a później te zapisy kontrolowały – dowodzi Thun.
Tymczasem, jak twierdzi, tak się nie dzieje, a można to zaobserwować chociażby na przykładzie żelek. Ich producenci twierdzą, że konsumenci z rynku niemieckiego wolą żelki bardziej kwaśne, z kolei Polacy chętniej jedzą żelki słodkie.
– Czy to oznacza, że po przekroczeniu Odry wszyscy nagle mają inne podniebienia i bardziej lubią kwaśne smaki? Moim zdaniem niemieckie Ministerstwo Zdrowia po prostu pilnuje, żeby nie karmić ludzi słodkim smakiem, bo to przyzwyczaja dzieci do słodyczy, co jest szkodliwe dla ich zdrowia. W Polsce nie ma takich wymogów, a i badania UOKiK zostały zrobione bardzo późno – mówi Thun.
Produkty z Zachodu są lepsze
Podwójna jakość żywności i produktów rzeczywiście została niejednokrotnie wykazana w badaniach. Obywatelami „drugiej kategorii” są najczęściej mieszkańcy krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Porównując produkty tych samych producentów zakupione w sklepach z Zachodu i na rodzimym rynku, mniej lub bardziej znaczących różnic w co drugim produkcie doszukali się Słowacy. O podobnym problemie informowali również Czesi oraz Węgrzy.
Z kolei kontrola polskiej Najwyższej Izby Kontroli (NIK) wykazała nieprawidłowości w 38 proc. pobranych partii produktów z połowy zbadanych placówek. W przypadku żywności zakwestionowano co piątą partię towaru w 60 proc. sklepów.
– Testy wyrobów z rynku polskiego i zachodnioeuropejskiego wykazały podwójną jakość produktów, czego dowiedzieliśmy się dzięki Inspekcji Handlowej – komentował wtedy Krzysztof Kwiatkowski, prezes NIK.
To niejedyne badania potwierdzające „plotki” o podwójnym standardzie. Swoją analizę wykonał również w 2018 r. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK). Wyszło na jaw, że ze 101 par produktów 12 miało „istotne różnice”.
Rozbieżności dotyczyły m.in. kawy Nescafe Classic, która okazała się mocniejsza u zachodnich sąsiadów czy chipsów paprykowych Crunchips, które w Polsce były smażone na oleju palmowym, zawierały glutaminian monosodowy i miały wyższą zawartość tłuszczu w przeciwieństwie do ich niemieckich odpowiedników, smażonych na oleju słonecznikowym.
Odmienne gusta konsumentów
Producenci od lat tłumaczą, że różnice w produktach na rynkach zachodnich i środkowo-wschodnich wynikają z różnych, odmiennych potrzeb i gustów różnych krajów. Trudno jednak wytłumaczyć większą ilość cukru, soli lub innych substancji konserwujących w poszczególnych produktach odmiennością smaków obywateli innych krajów. Smak bowiem w dużej mierze kształtują nasze nawyki żywieniowe, które przecież można zmienić - na zdrowsze, z mniejszą ilością niezdrowych substancji.