Dla przeciętnego Polaka Kolumbia to egzotyczny, odległy kraj. Jako kierunek oryginalnych wakacji - owszem, jednak mało który rodak porwałby się na to, by prowadzić tam biznes. Z odmiennego założenia wyszła polska firma marketingowa Performante. Jak przystało na agencję performance, nawet poszukując miejsca pod drugie biuro, wykazała się kreatywnością. Zamiast zakładać kolejny biznes w Warszawie, zdecydowała się na nietypową lokalizację - Bogotę, stolicę Kolumbii. O tym, dlaczego wybór okazał się strzałem w dziesiątkę, opowiedziała INNPoland.pl Maria Dulnikiewicz, Managing Director w Performante.
Jedno biuro w Warszawie, a od niedawna również w Bogocie. Dość nieoczywisty kierunek zagranicznej ekspansji.
Jesteśmy agencją, która posiada klientów i dostawców na całym świecie, ale największa część naszego biznesu pochodzi z obu Ameryk. Od dawna rozglądaliśmy się za lokalizacją, która zapewniłaby nam bardziej efektywną obsługę istniejących klientów i partnerów biznesowych. Czekaliśmy na moment, gdy staniemy się na tyle dojrzali biznesowo, żeby pozwolić sobie na biuro po drugiej stronie oceanu i ten moment nastąpił.
Dlaczego akurat Kolumbia?
Już na samym początku drogą eliminacji odrzuciliśmy Amerykę Północną. Przeważyły o tym liczne bariery wejścia na rynek, duża konkurencja i trudność w zatrudnianiu najlepszych talentów.
Pomysł Kolumbii podsunęło nam samo życie. Ponad rok temu zostaliśmy zaproszeni na “Mobile Summit” w Bogocie. Był to nasz pierwszy kontakt z tym rynkiem, wtedy też zaczęliśmy przyglądać się procesowi ewentualnego zakładania tam oddziału. Okazało się to na tyle atrakcyjne, że teraz z Bogoty rozwijamy biznes po drugiej stronie oceanu.
Atrakcyjne przez optymalizacje podatkowe?
Bardziej chodzi o ułatwienia samych procesów biznesowych, niż o optymalizacje kosztowe czy podatkowe. Kolumbia jest szalenie atrakcyjna, ponieważ nie ma tak wielu barier wejścia na ten rynek, jest również solidna pomoc ze strony kolumbijskich organizacji rządowych oraz stowarzyszeń i akceleratorów biznesu.
Jest bardzo dużo ciekawych szans dla takiej spółki jak nasza. Rynek kolumbijski jest naprawdę otwarty na kooperację z europejskimi spółkami i bacznie śledzi co dzieje się na naszych rynkach w danych sektorach. Jesteśmy tam postrzegani jako dostawcy usług o bardzo wysokiej jakości. Przekonanie, że robimy i rozumiemy digital lepiej niż lokalni dostawcy sprawia, że start z biznesem jest nieco łatwiejszy niż w Polsce czy Europie.
Lokalne agencje nie rozumieją digitalu?
Może zabrzmi to nieskromnie, ale mamy dużo większe doświadczenie od lokalnych dostawców i naprawdę widać różnicę w jakości tworzonych przez nas koncepcji. Technologia, którą rozwijamy i stosujemy do realizacji projektów jest dużo bardziej zaawansowana. Jest to też poparte faktami - zrobiliśmy research i okazało się, że bardzo mało dostawców podobnych usług specjalizuje się w tym, co jest naszym core'owym biznesem, czyli w kampaniach “pure performance”.
Jaka jest różnica?
My oferujemy naszym klientom tak zwany „risk free model” - klient płaci za nasze usługi tylko w momencie, gdy wygenerujemy dla niego pożądaną konwersję. Na przykład, gdy dostarczymy ruch do jego sklepu internetowego, ale nic tam się nie wydarzy, nie dojdzie do zakupu, on nie ponosi żadnych kosztów.
To jest unikatowe podejście w porównaniu z lokalnymi dostawcami. Tam cały czas agencje skupiają się na wyświetleniach czy kliknięciach, które wcale nie muszą mieć żadnego przełożenia na biznes klienta. Naszym wyróżnikiem jest właśnie to, że idziemy krok dalej i oferujemy podejście, gdzie ryzyko jest po naszej stronie.
Zauważyłaś różnice między polskim, a kolumbijskim podejściem do pracy? Stereotypowy Kolumbijczyk robi rzeczy na jutro, a typowy Polak przecież musi mieć wszystko na wczoraj.
To było moje największe zaskoczenie, bo też wyobrażałam sobie, że właśnie tak to będzie wyglądało, głównie bazując na dotychczasowych kontaktach hiszpańskich czy włoskich. A jest zupełnie inaczej.
Jak?
Kolumbijczycy są bardzo zmobilizowani! Wydaje mi się, że jest to podyktowane etapem, na którym jest ten rynek. Kolumbia przechodzi teraz ogromną rewolucję na wielu płaszczyznach, co ma swój wpływ na ogólne podejście do pracy i dyscyplinę.
Obecne pokolenie widzi szanse, których wcześniej poprzednie pokolenia nie miały - dopiero teraz do Bogoty i innych większych miast dochodzą jakiekolwiek inwestycje z zewnątrz. Kolumbijczycy rozumieją, że muszą odpowiedzieć na tempo, oczekiwania i sposób, w jaki dzisiaj pracuje się na bardziej rozwiniętych rynkach. Poza tym Kolumbijczycy są bardzo pracowici i konkretni.
Naprawdę? Przeciwnie do stereotypu.
Tak. Najbardziej cenię to, że nie mamy straconych spotkań i długo zamykających się deal’ów. Spotkania są bardzo konkretne i od początku wiem, czy nasz potencjalny klient jest zainteresowany naszą usługą, ale też czy może sobie na nią pozwolić. Taka szczerość jest w biznesie na wagę złota.
Samo prowadzenie biznesu w Polsce różni się od prowadzenia biznesu w Kolumbii?
Oczywiście, że tak. Dyktują to etapy, na jakich są oba rynki, począwszy od zatrudnienia osób - polski rynek jest po stronie pracownika. Należy mu stworzyć idealne miejsce pracy, bo w przeciwnym razie odejdzie do innej firmy. W Kolumbii rynek zatrudnienia wygląda zupełnie inaczej. To firmy przebierają w pracownikach i dyktują warunki zatrudnienia.
Jest też dużo mniej formalnie. Nie ma długich łańcuchów decyzyjnych, nawet w dużych organizacjach o skomplikowanej strukturze. Nawet w dużych firmach mamy zazwyczaj jedną osobę kontaktową i nie ma konieczności przedstawiania jednego konceptu dziesięciu różnym ludziom.
W Kolumbii mamy też mniej konkurencji. Modelu biznesowego, który proponujemy klientom tam nie ma, a to sporo ułatwia.
Na myśl o Kolumbii pojawiają się od razu kolejno - korupcja, kartele narkotykowe i przestępczość. Z punktu widzenia przedsiębiorcy ma to wpływ na prowadzenie biznesu?
Odkąd mam okazję spędzać więcej czasu w Kolumbii i wszystko obserwować, nie tylko w tych obszarach biznesowych, ale również prywatnie, to staram się być takim mini ambasadorem tego kraju i dementować to co powszechnie się myśli. Owszem, są miejsca niebezpieczne i kraj naznaczony jest dosyć krwawą historią, ale dzisiejsza Kolumbia kwitnie i zaprasza: zarówno biznes, jak i turystów.
Docierają do nas praktycznie same negatywne informacje, a nie słyszy się o bardzo pozytywnych zmianach, które tam zachodzą, chociażby w kwestii zwalczania korupcji czy poprawy bezpieczeństwa. Powstało też wiele udogodnień i programów, wspierających młodych przedsiębiorców. W tym aspekcie Kolumbijczycy wyprzedzają nas o lata świetlne.