Poczta Polska w ostatnich latach nie miała ani dobrej passy, ani dobrej prasy. Firma ma niebagatelne kłopoty finansowe, a na dodatek jej pracownicy konsekwentnie domagają się podwyżek. Po wielu miesiącach firma może doczekać się rządowej interwencji – i to na niebagatelną skalę.
W sumie rządowe kroplówki to dla wielu państwowych operatorów jedyna dziś szansa przetrwania w świecie, w którym muszą konkurować z prywatnymi firmami kurierskimi. Tak przynajmniej jest na Zachodzie – konkluduje dziennik „Rzeczpospolita”, który odwołuje się tu do przykładów z Francji, Włoch czy Wielkiej Brytanii.
Fatalny efekt podwyżek
– Teraz kurek ma odkręcić nasz rząd – konkluduje gazeta. I to na całego: do firmy ma trafić 200 milionów złotych bezpośredniego wsparcia. Poczta Polska dostanie status agenta celnego odpowiedzialnego za wejście towarów na obszar celny UE. Ba, mało tego – jak podaje „Rzeczpospolita”, PP ma przejąć od Ruchu dystrybucję prasy, co oznaczałoby poświęcenie tej drugiej firmy (a przynajmniej jej dotychczasowego core business) dla dobra pocztowców.
Z publikowanych w mediach pod koniec ubiegłego roku informacji wynika, że 2018 rok wypadł znacznie gorzej od poprzedniego, gdy chodzi o wyniki finansowe. Być może to po części efekt podwyżek, jakie miało dostać ponad 70 tys. pracowników PP po wielomiesięcznych sporach i negocjacjach płacowych. O ironio, pocztowcy, którzy otrzymali podwyżki rzędu średnio 226 zł brutto miesięcznie, musieli zapomnieć o świątecznych premiach.