Ogrodnicy i sadownicy nie mogą obejść się bez pracowników. Jeśli obróbka może być jeszcze zrobiona maszynowo, tak zbiór musi być ręczny - inaczej niemożliwe będzie osiągnięcie jakości, której wymagają konsumenci. Tych rąk do pracy jest coraz jednak mniej.
Problemy branży z pracownikami opisuje portal money.pl. Do tej pory prace wykonywali pracownicy z Ukrainy. Jednak oni w ostatnim czasie chcą większych pensji. Może się okazać, że pracodawcy będą ratować się imigrantami z Wietnamu czy Bangladeszu.
Sadownictwo i ogrodnictwo w okresie letnim zatrudnia masę pracowników sezonowych. Praca ludzkich rąk potrzebna jest, by zachować jakość zbiorów.
Coraz rzadziej chcą ją wykonywać Polacy. Z jednej strony przyczyną jest sama sezonowość pracy - która zmniejsza liczbę chętnych, z drugiej niezbyt wysokie pensje. Polacy coraz chętniej przyjmują także prace w miastach. Pracownicy ze wschodu zapełnili tę lukę. Sezonowość im nie przeszkadzała, a niskie pensje nie stanowiły bariery.
Pracownicy z Ukrainy chcą wyższych pensji
Pracownicy ze wschodu również jednak chcą coraz wyższych pensji. Jeśli ich nie dostaną, mogą nie przyjmować ofert pracy. Problem w tym, że nie wiadomo czy sadowników będzie stać na podwyżki. Wszystko zależy bowiem od popytu na owoce na polskich i zagranicznych rynkach.
Pomóc mogą nowe przepisy. Dzięki nim możliwe będzie zaoferowanie pracownikom tymczasowym ubezpieczenia medycznego czy wypadkowego. Branża jednak liczy na ułatwienie procedur, pozwalających zagranicznym pracownikom podejmować pracę w naszym kraju.
W zeszłym roku ceny w skupach np. malin, były tak niskie, że nie opłacało się ich zbierać. Z kolei w sklepach potrafiły kosztować nawet 6 zł za 250 gramów. I mimo internetowych protestów niewiele dało się z tym zrobić.