Jestem nikim bez moich zasięgów – tak rozpoczyna swoje emocjonalne video Jessy Taylor, influencerka z Los Angeles. Jej konto na Instagramie, na którym obserwowało ją 113 tys. użytkowników, zostało skasowane. Jak się okazuje, wraz z kontem zostało skasowane całe życie influencerki, która poza byciem internetową celebrytką, nie umie robić nic innego.
Jestem nikim bez followersów
Kto chciałby wrzucić na Instagram kilka sponsorowanych postów i leniwie obserwować, jak wraz z każdym kolejnym „lajkiem” nasze środki na koncie bankowym niebotycznie rosną? Chętnych zapewne znalazłoby się wielu, choć zapewne równie duża część społeczeństwa pracę jako influencer potraktowałaby z przymrużeniem oka.
Przypadek Jessy Taylor, amerykańskiej influencerki, która właśnie straciła swoje konto na Instagramie, jest kwintesencją tego, dlaczego zawód influencera wiele osób uważa za niegodny określania mianem "pracy".
Po utracie profilu ze 113 tys. followersów, Taylor, w niedawno opublikowanym filmiku, połykając łzy otwarcie przyznaje, że nie ma żadnych umiejętności ani kwalifikacji zawodowych i nigdy nie mogłaby pracować w „normalnej pracy”. Całe jej życie kręci się wokół Instagrama i Youtuba, na których zarabia wszystkie pieniądze. Zanim zaczęła prowadzić życie social influencerki, pracowała w McDonaldsie oraz jako… prostytutka.
– Wiem, że ludzie chcieliby, żebym zeszła na ziemię i była jak oni, jak 90 proc. ludzi pracujących od 9 do 17. Ale to nie ja, nie po to jestem w Los Angeles, żeby być taka – skarży się influencerka.
Jessy Taylor nie podaje wprost, dlaczego jej popularne na Instagramie konto zostało skasowane. Można jednak wysnuć przypuszczenie, że stało się to z powodu zbyt wielu zgłoszeń udostępnianych przez influencerkę treści - w opublikowanym filmie, szczodrze sypiąc wulgaryzmami, dziewczyna zwraca się bezpośrednio do tych, którzy skarżyli się na jej posty.
– Jestem nikim bez moich followersów. Kiedy ludzie mnie hejtują lub zgłaszają mój profil, naprawdę staram się być lepszą osobą – ubolewa Taylor. – Chcę powiedzieć wszystkim, którzy mnie zgłaszają - pomyślcie dwa razy, bo rujnujecie moje życie, ponieważ wszystkie swoje pieniądze zarabiam online – żali się.
Get a real job
Po tak rozpaczliwym wyznaniu nie trzeba było długo czekać na odzew. Wśród lawiny komentarzy próżno jednak szukać współczucia. Zamiast pochylić się nad biednym losem „bezrobotnej” infliencerki, internauci nie zostawili na niej suchej nitki.
„Poproszę zestaw Big Mac z colą, dzięki”, „Jestem nikim bez… mojego uniformu McDonalds”, „Zaczynam ją obserwować tylko po to, żeby zgłaszać jej profil”, „Influencer = osoba, która nie może znaleźć pracy”, „To dlatego ludzie śmieją się z nas, millenialsów” – ironizują internauci.
Pojawiły się również złote rady w stylu: „znajdź sobie normalną pracę” czy „czas dorosnąć”, a również wyjątkowo trafne przemyślenia: „Właśnie dosłownie przekonałaś ludzi, że nie masz nic do zaoferowania, więc dlaczego myślisz, że zasługujesz, by cię obserwować?”
– Myślę, że nie doceniamy rangi jej tragedii. To młoda dziewczyna, która pokładała wiarę w to, że Instagram to jej droga zawodowa - zwłaszcza, że na prowadzeniu konta na Instagramie można naprawdę dobrze zarabiać – przekonuje dr Małgorzata Bulaszewska, kulturoznawczyni z Uniwersytetu SWPS.
–Gdy pomyślimy, że bycie influencerką jest jej pracą, to zamknięcie konta na Instagramie równa się zwolnieniu z tej pracy. Zaś klasyczne zwolenienie z pracy zwykle jest ogromnym stresem dla pracownika i wiąże się z różnymi tragediami – tłumaczy.
Influencerzy w rzeczywistym świecie
To, czy bycie influencerem jest, czy też nie jest prawdziwą pracą, od dawna rozgrzewa internetowe dyskusje. Jednak nie ma wątpliwości, że aby wybić się na wierzch wśród morza starających się o sławę i zasięgi użytkowników, należy wykazać się pomysłowością, charyzmą, a życiu w social mediach poświęcać wiele czasu.
Co bardziej przedsiębiorczy influencer, zamiast polegania wyłącznie na swoim wizerunku w sieci, decyduje się na prowadzeniu dodatkowego biznesu. – Weźcie się za prawdziwą pracę – poucza młodocianych influencerów Josh Ostrobsky, znany jako „The Fat Jewish”. On sam, na fali internetowej popularności, z sukcesem wypuścił na rynek wina pod marką Swish.
Z Ostrovskym zgadza się Maciej Wapiński, twórca kanału „Wapniak”. – Rynek się nasycił influencerami i bardzo zmienił przez ostatnie lata – zauważa. Według niego bazowanie na samej popularności to drogą donikąd. Za pomocą rozgłosu można odnieść sukces w innych dziedzinach, na przykład rozwijąc biznes. „Wapniak” sam zamierza otworzyć firmę, która będzie zajmowała się doradztwem podatkowym, prawnym i inwestycyjnym.
Zatem kiedy - jak w przypadku Jessy Taylor - influencerska sława się skończy, dodatkowy biznes jest swoistą kopią zapasową i biletem powrotnym do „normalnego” życia. Dr Bulaszewska zauważa jednak, że nawet jeśli influencer nie posiada takiego back-upu, to mając świadomość swoich zalet i umiejętności, będzie potrafił pogodzić się z porażką.
– Jeśli influencer jest silny psychicznie i zna swoją wartość, to zdecydowanie poradzi sobie z taką sytuacją. Pogodzi się z tym, że jedne drzwi się zamknęły i teraz trzeba otworzyć drugie. Przekwalifikuje się bądź poszuka innej możliwości kreowania i rozwijania swojej tożsamości. Jeśli jednak jest to osoba z jakimiś zaburzeniami, to obawiam się, że nie obędzie się bez pomocy terapeuty – mówi.
To nie koniec świata
Jednocześnie ekspertka przekonuje, że choć skasowanie konta na Instagramie dla popularnego influencera może wydawać się równoznaczne z końcem świata, w rzeczywistości nie jest takie złe. Większość influencerów, przy okazji prowadzenia profilów na social mediach, uczy się wielu pożytecznych na dzisiejszym rynku pracy umiejętności. Wystarczy tylko zdać sobie z nich sprawę.
– Osoba, która tak silnie zbudowała swoją tożsamość na Instagramie, sądzi, że nie umie inaczej żyć. Nie ma innych doświadczeń i teraz jest w szoku, bo nie wie, co ma ze sobą zrobić. Moim zdaniem powinna znaleźć inne drogi na samookreślenie siebie, by powiedzieć: „wcale nie jestem nikim, przecież umiem wiele rzeczy” – kwituje dr Bulaszewska.