Świeżo zerwane warzywa, które lądują na naszych stołach prosto z ogródka - wielu mieszkańców miasta może tylko o tym pomarzyć. Smak warzyw, które znamy z półek sklepowych nie jest tak intensywny, a dodając do tego brak kontroli nad tym, jak zostały wyprodukowane - czy przy użyciu pestycydów i nieekologczinych oprysków - w niektórych mieszczuchach budzi prawdziwą tęsknotę za własnym ogródkiem. Sławek Szymaszek i Szymon Kowalke postanowili zaspokoić tę potrzebę. Stworzyli usługę, dzięki której zapracowani miastowi będą mogli uprawiać własne warzywa.
Nasza usługa pozwala zapracowanym mieszkańcom miasta, którzy nie mają ani działki, ani wiedzy o uprawianiu warzyw, ani przede wszystkim czasu na opiekę nad nimi, na produkcję swojej własnej, wiejskiej żywności. Ogródek jest zlokalizowany na wsi, a wszystko odbywa się przez internet.
Zajmowanie się ogródkiem przez internet? To wasi klienci będą uprawiać wirtualne pomidory?
Absolutnie, pomidory będą jak najbardziej prawdziwe! Będą zasadzone na rzeczywistej grządce pod stałym monitoringiem, a zajmować się nimi będzie ogrodnik z krwi i kości. Klientowi wystarczy zarejestrować się na stronie, wybrać wariant działki i opłacić abonament. Wyhodowane warzywa zostaną dostarczone klientowi pod wskazany adres.
Klient nie opiekuje się osobiście pomidorem, ale czy może go chociaż odwiedzić?
Jak najbardziej, po wcześniejszym uzgodnieniu. Dodatkowo, przez całą dobę klient może kontrolować stan swojego ogródka - na każdej grządce zamontowana jest kamera.
Co się stanie, gdy warzywa uschną albo zaatakuje je jakiś szkodnik?
Dużo o tym myśleliśmy. Na początku w razie takiej ewentualności chcieliśmy zaoferować klientom ubezpieczenie rolnicze, jednak żadna firma nie chciała podjąć się takiego nietypowego tematu.
Postanowiliśmy więc, że póki co, przez pierwszy rok pilotażowy będziemy prowadzić dwie bliźniacze grządki. W razie gdyby warzywa umarły w jednej, wtedy, po wcześniejszym poinformowaniu klienta, przerzucamy go na lustrzaną. Jednak w przyszłości chcemy po prostu ubezpieczyć te grządki.
Skąd wziął się pomysł na stworzenie usługi wynajmowania ogródka?
Odkąd dwa lata temu przeprowadziłem się ze wsi do miasta, brakowało mi własnych, ekologicznych warzyw, takich prosto z ogródka. Zacząłem rozmawiać z ludźmi i okazało się, że to nie tylko ja odczuwam taką potrzebę. Potrzebę kontroli nad tym, skąd pochodzą warzywa i jak wygląda proces ich produkcji.
Zacząłem więc szperać w internecie i okazało się, że dla ludzi z miasta jedyną opcją na spełnienie tej potrzeby są sklepy ekologiczne sprzedające ekologiczną żywność. Tymczasem z raportu, na który trafiłem wynikało, że nie zawsze w tych miejscach znajdziemy wyłącznie ekologiczne produkty, a ponad 40 proc. certyfikowanych gospodarstw ma jakieś uchybienia.
Kto finansował wasz pomysł?
Na razie wszystko finansujemy ze swoich oszczędności, ale planujemy również pozyskać środki z innych źródeł - teraz startujemy w konkursie EIT, gdzie nagrodą jest 10 tys. euro, a także w konkursie Młodzi w Łodzi, później planujemy poszukać inwestorów czy aniołów biznesu.
Działki na grządki też są wasze?
Działki odziedziczyliśmy po rodzicach. Na początek naszej działalności wystarczy. W przyszłości planujemy szukać działek pod nasze ogródki w pewnej odległości od miast, by dostawy warzyw były proste a jednocześnie ziemia nie zanieczyszczona, jak to ma miejsce na działkach w centrum miast.
Z twoim wspólnikiem Szymonem znaliście się wcześniej?
Nie, ten projekt poznał nas ze sobą. Gdzieś w lutym wpadłem na pomysł stworzenia naszej usługi i postanowiłem jak najszybciej sprawdzić, czy ma on jakikolwiek sens. Swoim pomysłem podzieliłem się na kilku ekologicznych forach. Nie dość, że został bardzo dobrze przyjęty, to jeszcze zgłosił się do mnie Szymon, który również miał podobny pomysł, ale do jego wykonania brakowało mu wspólnika.
I padło na ciebie.
W naszej relacji ja zajmuję się marketingiem, mediami społecznościowymi i networkingiem, a Szymon jest programistą, osobą techniczną oraz posiada większą wiedzę na temat ekologicznej uprawy warzyw.
Zajmujecie się tylko zdalnymogródkiem.pl czy macie jeszcze „normalną” prace?
Pracujemy full-time - ja jestem freelancerem i zajmuję się grafiką, wideo i marketingiem, zaś Szymon jest programistą. Zdalnyogródek.pl jest dodatkiem po godzinach pracy.
Można was określić eko freakami?
Szymona właściwie tak - przeprowadził się z miasta na wieś, prowadzi swój własny ogródek. Mnie? Na pewno obaj patrzymy na to, co jemy, co wkładamy do garnka, skąd pochodzą nasze warzywa. Ja nie hoduję własnych warzyw, czego żałuję, ale staram się nie kupować ich w supermarketach, tylko kupić je od rolnika na giełdzie czy pojechać na bazarek.
Czy Polacy są na tyle ekologiczni, żeby skorzystać z waszej oferty?
Patrząc na entuzjazm, z jakim przyjęto nasz projekt na forach ekologicznych i wnioskując z kilkuset wstępnych rozmów, jakie przeprowadziliśmy z ludźmi, wydaje nam się, że tak. Lekko przeraża ich cena, ale już znaleźli się chętni, którzy są skłonni zapłacić za fakt posiadania własnego, kontrolowanego pomidora.Za to, że to oni się nim opiekowali i pod ich okiem wyrósł. Co prawda nie poświęcili mu tyle czasu, ile trzeba by normalnie poświęcić, ale my mu ten czas zwracamy. Klient właśnie za to płaci.
Wydaje mi się, że rynki zachodnie będą jeszcze bardziej przychylne temu pomysłowi, ale w tym roku jeszcze nie jesteśmy gotowi, żeby wkroczyć za granicę.
Czyli w planach macie również ekspansję zagraniczną?
Na razie skupiamy się na Polsce. W tym roku mamy dwie lokalizacje - jedną 80 km od Łodzi i drugą 50 km od Trójmiasta. Dużo zapytań mamy z Warszawy i w przyszłości planujemy też wkroczenie na ten rynek.
Rozważamy również opcję „Ubera dla ogródków” - każdy, kto ma działkę, mógłby się podłączyć do naszego modelu biznesowego na zasadach franczyzy.