W tym roku zbiory owoców będą na poziomie porównywalnym do ubiegłorocznego. Nie będzie klęski nieurodzaju - stwierdziła sekretarz generalny Krajowej Unii Producentów Soków Barbara Groele. To spora różnica w porównaniu z producentami warzyw, którzy straszą że z powodu suszy może być problem z warzywami.
Drzewa owocowe i krzewy przezimowały dobrze, są one głęboko ukorzenione, więc na razie susza nie powinna mieć na nie wpływu - uważa Groele w rozmowie z PAP. Jej zdaniem w tym roku zbiory owoców, jeżeli nie zdarzą się jakieś klęski żywiołowe, mogą być podobne albo trochę mniejsze niż w ubiegłym roku.
Według danych Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, w ubiegłym roku zbiory jabłek były rekordowe i wyniosły 3,9 mln ton, a zbiory wiśni wyniosły ok. 200 tys. ton, podczas gdy w 2017 r. wyniosły one zaledwie 71,6 tys. ton. Ponadto zakłady przetwórcze nadal mają zapasy koncentratu jabłkowego.
Według Światowego Stowarzyszenia Jabłek i Gruszek, na 1 kwietnia 2019 r. zapasy jabłek w Polsce wynosiły 665 tys. t, wobec 286 tys. t w 2018 r. (większe o ponad 132 proc.). W ocenie ekspertów, tak dużej ilości owoców trudno będzie się pozbyć przed nowymi zbiorami, więc część sadowników prawdopodobnie poniesie straty.
Będzie problem z truskawkami?
Groele przyznała, że jeżeli utrzyma się susza, to może być problem z truskawkami. Ale zwróciła uwagę, że coraz więcej jest upraw pod osłonami i nawadnianych. A więc nie powinno być drastycznego spadku produkcji.
Sekretarz generalna KUPS zaznaczyła, że przemysł przetwórczy tylko w niewielkim stopniu przerabia truskawki na koncentrat, więcej ich potrzebują zakłady na mrożonki. Susza może spowodować problemy z jakością, owoce będą mniejsze, ale to dla przetwórstwa nie ma znaczenia.
Problemem może być za to fakt, że coraz trudniej będzie sprzedawać owoce z Polski na zagranicznych rynkach. Z powodu nagłego i ogromnego skoku importu owoców znad Wisły jabłka produkowane przez Francuzów tracą na popularności. Konkurenci znad Sekwany uważają, że sukces w zagranicznej ekspansji polskich jabłek jest możliwy dzięki unijnym dotacjom i najniższym w Europie wymogom sanitarnym.
Jak podaje gazeta, Francuzi są rozżaleni, że sprzedaż polskich jabłek idzie tak dobrze. Zarzucają polskim sadownikom, że od 10 lat czerpią pieniądze z Unii Europejskiej na modernizowanie swoich sadów, co daje im przewagę, bo w naszym kraju obowiązują „najniższe środowiskowe, socjalne i sanitarne normy w Europie”.
Warzywa, w przeciwieństwie do owoców, cierpią
Sytuacja jest więc znacznie lepsza niż na rynku warzyw. Jedne uprawy zostały już zupełnie zniszczone, zbiory innych będą mniejsze niż w poprzednich latach. Rolnicy czekają na deszcz i liczą straty.
Problemy z suszą dotknęły zwłaszcza gminę Przytyk, która zwana jest "paprykowym zagłębiem". Wszystko dlatego, że papryka lubi dużą wilgotność powietrza i wysokie temperatury.