Do naszej redakcji zgłosili się informatorzy, którzy utrzymują, iż los najsłynniejszego w Polsce stada krów jest przesądzony. Mają zostać wybite, bez przeprowadzania badań. Okazuje się jednak, że ze stada i tak regularnie znikały cielaki, które najprawdopodobniej trafiały do rzeźni i na stoły.
Słynne krowy z Deszczna to stado ok. 170 sztuk, które w większości nie są nigdzie zarejestrowane i wypasają się na polach innych rolników. Żyją na wolności, nie są jednak objęte opieką weterynaryjną i zdarza się, że stwarzają zagrożenie na drogach albo wchodzą w szkodę. Ich właściciel porzucił je kilkanaście lat temu.
Sprawą zajęły się w końcu służby, ale w sposób budzący sporo kontrowersji. Ministerstwo Rolnictwa wyłożyło 350 tysięcy złotych na wyłapanie i wybicie całego stada. Wielu ludzi zaprotestowało przeciwko takiemu rozwiązaniu, aktywiści zaczęli im szukać nowych domów.
Krowy z województwa lubuskiego poruszają wyobraźnię ludzi – są wolne, żyją tak, jak chcą i świetnie dają sobie radę w naturalnym środowisku. Nikt nad nimi nie panuje, nie daje schronienia. Same znajdują sobie jedzenie, same się rozmnażają i znajdują schronienie przed zimnem. Trwa to już kilkanaście lat.
Przyszłość krów z lubuskiego
Nasi informatorzy donieśli nam jednak, że tuż po wyborach ma się zacząć akcja wybijania stada i to bez próby przeprowadzenia jakichkolwiek badań. Gdyby bowiem okazało się, że krowy są chore, to swoje stada musieliby prawdopodobnie wybić wszyscy okoliczni hodowcy. A dzikie krowy żerują na obszarze ok. 400 hektarów, poszkodowanych mogłoby być więc sporo.
Docierają też do nas informacje, że w okolicach, gdzie często bywa stado, znaleziono klatki z sianem – służące najprawdopodobniej jako pułapki na cielęta. Oznacza to, że krowy z dzikiego stada i tak pewnie trafiły już na stoły w postaci cielęciny. Rolnik może bowiem zgłosić odpowiednim służbom urodzenie cielaka i zakolczykować go w ciągu kilku dni po porodzie. Nie musi przy tym udowadniać pochodzenia zwierzęcia.
Dzikie stado intensywnie się rozmnażało – kilkanaście lat temu liczyło zaledwie kilkanaście sztuk. Cielaków musiało więc rodzić się całkiem sporo, to zaś dawało okazję do bezkarnego przygarnięcia sobie zwierzęcia i zarobienia na nim.