Zabetonowane skwery bez śladu cienia, gołe połacie asfaltowych dróg, których obrzeża aż proszą się o kilka drzew, rozgrzane od słońca kompleksy budynków - tak właśnie wyglądają polskie miasta. Obraz jest tym koszmarniejszy w omdlewających upałach, których w przyszłości z powodu zmian klimatu będzie tylko więcej. Jeśli nie chcemy żyć w takiej rzeczywistości, nie czekajmy na opieszałe decyzje rządzących. Weźmy sprawę we własne ręce.
Beton, wszędzie beton
Ostatnim hitem w polskim internecie są zdjęcia miejskich skwerów „przed” i „po” rewitalizacji. Zyskały na popularności, gdyż paradoksalnie witalności w tych zmianach nie ma żadnej. Chyba że ktoś „ożywieniem” nazywa zabetonowane połacie bez śladu zieleni.
Internauci zjawisko betonowania wspólnych przestrzeni miejskich okrzyknęli mianem „betonozy”. Trudno nie zgodzić się z trafnością określenia, szczególnie w obliczu ekstremalnych fal upałów, nawiedzających w ostatnim czasie Europę i piekła, jakim przy takich temperaturach staje się życie w mieście.
Miejskie tereny zielone coraz bardziej się kurczą, zaś bezlitosne słońce nie odpoczywa i „rozkosznie” nagrzewa wyasfaltowane place i żelbetonowe elewacje. Potem przychodzi noc i nagrzane za dnia przestrzenie całe ciepło oddają otoczeniu, tworząc tzw. miejskie wyspy ciepła.
Chyba nie trzeba mówić, że opisane warunki nie sprzyjają zdrowiu mieszkańców miast - większość z nas nieprzyjemne skutki spiekoty odczuwa na własnej skórze. Nie wspominając o licznych badaniach dowodzących, iż stałe przebywanie w upale źle wpływa na ludzki organizm, w szczególności osób starszych, niepełnosprawnych, dzieci oraz ludzi z chorobami układu krążenia lub oddechowego.
A będzie tylko gorzej. Jeszcze przed stuknięciem drugiego millenium dni, w których temperatura powietrza przekraczała 32 stopnie, w Warszawie było średnio 11 w całym roku. Dziś jest ich 23, zaś za następne 50 lat skwaru doświaczymy średnio przez 36 dni w roku, w porywach do 48, co pokazuje interaktywna animacja przygotowana przez „New York Times”.
Młode drzewko cienia nie daje
Tymczasem deweloperzy nieustępliwie starają się wyrwać każdy skrawek wolnego jeszcze terenu pod budowę nowego bloku czy kompleksu handlowego, zaś samorządy dokładają swoje „cegiełki”, tworząc nowe miejsca parkingowe czy rezygnując z zieleni na skwerach miejskich, gdyż betonowy plac jest zwyczajnie tańszy w utrzymaniu.
I choć w mieście niby wszyscy wiedzą, że wystarczyłoby kilka drzew więcej, a temperatura spadłaby diametralnie, nawet o kilkanaście stopni, to miasta sukcesywnie je wycinają. Przekonują, że w zamian za jedno stare ścięte drzewo, sadzą więcej nowych. Jednak młode drzewko cienia nie daje, a jak wyliczył niegdyś prof. Krzysztof Błażejczyk z Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN w rozmowie z TVN24, jeden stuletni buk w godzinę wyprodukuje tyle samo tlenu, co 2700 młodych drzewek.
Warto docenić zapał Hanny Zdanowskiej, prezydent Łodzi, o której gigantycznej zielonej rewolucji pisała wczoraj "Gazeta Wyborcza". Obiecała ona, że za 10 lat Łódź stanie się wolna od smogu z węglowych pieców oraz plastiku, a na jej terenie zostanie posadzonych 50 tys. drzew. To godne podziwu, ale to wyjątek. Większości samorządowców nie obchodzi, że w wszechobecnym betonie mieszkańcy smażą się jak frytki w oleju.
Solidarni w cierpieniu
My zaś, aby okazać nasz sprzeciw wobec działań rządzących, solidarnie wznosimy lamenty nad brakiem zieleni w miastach i podczas dających wycisk upałów, ochoczo postujemy w mediach społecznościowych o tym, jaka ta betonowa Polska jest beznadziejna.
Dużo w tym krzyku i hałasu, mało działania. W końcu stagnacja i utrzymywanie statusu quo jest takie wygodne, prawda? Bo choć podczas lejącego się z nieba żaru trudno wytrzymać w wyasfaltowanym mieście, to do jesieni jakoś dociągniemy, a wtedy będzie przecież chłodniej. Cierpienie zacznie się od nowa w następne lato, więc znowu wrzucimy kilka oburzonych postów i nie zrobimy nic. Historia zatoczy koło i minie kolejny rok w rozprażonym mieście.
A przecież nie musi tak być. Zamiast czekać z założonymi rękami, aż nasze miasto weźmie się za zwiększanie miejskiej zieleni i sadzenie drzew, możemy zrobić to sami. Wspólnymi siłami.
Zaś obszarów działań dla chętnych i dbających o środowisko mieszkańców jest całe mnóstwo. I wcale nie chodzi o organizowanie strajków klimatycznych pod Sejmem (co w dzisiejszych czasach robią już nawet 13-latki) - wiadomo, nie każdy ma w sobie ducha bojownika. Wystarczy rozejrzeć się w obrębie najbliższego otoczenia, by znaleźć coś, co można zmienić, usprawnić.
Jak można zazielenić miasto?
Chociażby w ramach budżetu obywatelskiego. W tym roku w Warszawie zgłoszono 194 projekty, z czego ponad 80 jest związanych z ochroną środowiska i zielenią miejską. W tym momencie trwa ocena pomysłów, zaś głosowanie nad wybranymi rozpocznie się 6 września br. i potrwa do 23 września. Warto odwiedzić wtedy stronę budżetu i pochylić się nad ekologicznymi projektami, które pomogą zrobić z naszego miasta miejsce pełne zieleni.
Działać można również we współpracy z samorządami. W gminach coraz bardziej popularne stają się lokalne inicjatywy społeczne. Jak czytamy na stronie Miasta Stołecznego Warszawy, to forma wykonywania zadań publicznych przez administrację samorządową wraz z mieszkańcami na rzecz społeczności lokalnej. Z inicjatywą nie muszą wychodzić samorządy - swoje pomysły we wnioskach mogą zgłaszać chętni mieszkańcy. A do złożenia wniosku wystarczą zaledwie dwie osoby.
W obrębie inicjatywy społecznej, oprócz budowy nowych dróg czy sąsiedzkiej siłowni, można zgłosić projekt dotyczący „ochrony przyrody, w tym zieleni w miastach i wsiach, a także ekologii i ochrony zwierząt oraz ochrony dziedzictwa przyrodniczego”.
W przeciwieństwie do BP w realizację inicjatywy społecznej zaangażowani są jej wnioskodawcy. To oznacza, że zgłaszając wraz z sąsiadami projekt stworzenia wspólnego ogrodu warzywnego, to właśnie my będziemy zajmować się jego tworzeniem. Wszystkie potrzebne informacje na temat organizacji zielonej inicjatywy lokalnej można znaleźć na stronie ngo.pl.
Bezczynne nie muszą pozostać również wspólnoty sąsiedzkie czy mieszkaniowe. Przejdźmy się na najbliższe posiedzenie wspólnoty lub porozmawiajmy z którymś z członków zarządu na temat ekologicznych możliwości w naszym bloku. A nuż sąsiadom spodoba się pomysł zazielenienia naszego dachu lub zasadzenia kilku drzew na pustym placu pod blokiem, zaś w kasie spółdzielni znajdą się na to wolne fundusze?
Szanujmy zieleń
Nie zapominajmy, że dbać o zieleń można codziennie, nie wspominając już o podstawowych kwestiach, jaką jest jej dewastowanie. Najczęściej odpowiedzialni za to są kierowcy, którzy parkują w miejscach do tego nieprzeznaczonych - na trawnikach, pod drzewami, niszcząc w ten sposób ich korzenie czy w krzewach. Tymczasem tabliczka z napisem „szanuj zieleń” zamiast wetknięta w trawnik, powinna na stałe zagościć w naszych głowach.