Choć dla wielu polityka jest intratnym zajęciem, jest również kosztownym biznesem - szczególnie wtedy, gdy polityk stara się pozyskać głosy wyborców. Przekonał się o tym Jarosław Wałęsa oraz jego rodzina i współpracownicy, którzy na kampanię wyborczą w Gdańsku wydali niemały majątek.
Kosztowna przegrana
145 tys. zł - tyle za porażkę w wyborach prezydenckich w Gdańsku zapłacił Jarosław Wałęsa i jego bliscy, jak podaje „Gazeta Wyborcza” na podstawie danych Państwowej Komisji Wyborczej. Sam Jarosław Wałęsa wpłacił 15 tys. zł, jego siostra Magdalena 10 tys. zł, szwagier - 10 tys. zł, a rodzice - Danuta i Lech - łącznie 60 tys. zł.
Wpłaty na poczet kampanii wyborczej posła Wałęsy popłynęły też ze strony współpracowników. Jego asystentka oraz dyrektorka biura poselskiego, Magdalena Gielo-Politewicz, na kampanię swojego szefa przeznaczyła 30 tys. zł. Prawnik Wałęsy, Arkadiusz Rozpędowski, zainwestował 20 tys. zł.
Wałęsę wsparli również działacze PO, m.in. Michał Owczarczak, były wicewojewoda i szef sztabu kampanii w Gdańsku, który wpłacił 15 tys. zł oraz Łukasz Zaręba, były szef doradców premier Ewy Kopacz, który na kampanię przeznaczył 14 tys. zł. Wpłaty przekazali również darczyńcy PO z Pomorza oraz kandydaci na radnych.
Kandydat PiS nie poniósł strat
Ciekawych informacji dostarczyły dane dotyczące finansowania kampanii wyborczej kandydata na prezydenta Gdańska z ramienia PiS, Kacpra Płażyńskiego. Wśród ludzi wpłacających niebagatelne kwoty na kampanię PiS na pomorzu, znalazło się sporo osób związanych z partią, które dostały intratne stanowiska na zależnych od państwa spółkach.
Okazało się, że wśród darczyńców Płażyńskiego nie było ani samego kandydata na prezydenta, ani jego członków rodziny. Z kolei wiele osób, które wpłaciły duże pieniądze na kontrowersyjnego posła, pochodzi z zarządu i menedżerskich stanowisk Energi.