Powiązanie praworządności z funduszami UE – a to rozwiązanie coraz mocniej forsowane w samej Unii – może zagrozić polskiej gospodarce i każdemu z nas. Nie dość, że nie dostaniemy żadnych nowych pieniędzy, to nie przyjdą do nas już obiecane przelewy. A to oznacza, że staną tysiące mniejszych i większych inwestycji.
W zeszłym roku Polska wpłaciła do unijnej kasy 4,5 mld euro, dostała z niej ponad 15 mld euro. Byliśmy więc od przodu o 11,5 mld euro, czyli ponad 49 miliardów złotych według obecnego kursu. To pokazuje skalę ryzyka, jakie podejmuje nasz rząd idąc na starcie z organami Unii Europejskiej w sprawie praworządności. Bo jeśli uznają one, że Polska nie przestrzega własnego i unijnego prawa, mogą po prostu zawiesić nam wypłaty. Efekty są trudne do opisania.
Ale nie ona jedna o tym mówi, w Europie jest to coraz szerzej lansowana idea. Prezydencję w Unii obejmuje właśnie Finlandia, a politycy z tego kraju są również zwolennikami powiązania praworządności z funduszami. Do tej pory Unii przewodzili Rumuni, oni akurat tych kwestii nie podnosili.
Mimo wszystko prace nad przepisami, które umożliwiłyby ukaranie państw nie przestrzegających prawa, toczyły się już od jakiegoś czasu. Unijne machiny urzędnicze nie są specjalnie ruchliwe. Jednak propozycje, by powiązać wypłacanie środków z przestrzeganiem prawa, pojawiały się już rok temu, a w styczniu prace nabrały tempa.
Parlament Europejski poparł wtedy propozycję KE, która zakłada, że od 2021 r. wypłata unijnych funduszy będzie powiązana z przestrzeganiem praworządności. Zasada zwana „pieniądze za praworządność” zakłada zawieszenie wypłat funduszy a nawet odebrania ich części. Gdyby te reguły obowiązywały obecnie, to zarówno Polska, jak i Węgry byłyby narażone na zawieszenie wypłaty niektórych funduszy. Oba kraje mają bowiem postępowania z art. 7 Traktatu o UE.
Teraz Finowie chcą zintensyfikować prace nad zasadą. Jednym z powodów jest konieczność wypracowania budżetu UE na lata 2021 – 2027. I to w nim szczegółowo można opisać, co się stanie, jeśli takie kraje, jak Polska, nie będą przestrzegać prawa.
Polskie inwestycje pod znakiem zapytania
Polska gospodarka jest w znacznej mierze zasilana funduszami europejskimi. Budujemy za nie drogi, mosty, chodniki i ścieżki rowerowe. Potężne pieniądze płyną do kolei – co zresztą widać po mnogości remontów – i służby zdrowia. Te wszystkie inwestycje stanęłyby pod znakiem zapytania. Zarówno państwa, jak i samorządów nie stać na samodzielne ich prowadzenie.
Przez 15 lat napłynęło do Polski 110 miliardów euro – i mówimy o wyniku netto, po odjęciu składek, które wnosiliśmy do unijnego budżetu. W przeliczeniu na dzisiejsze złotówki mówimy o sumie ok. 470 miliardów złotych. Jeśli chodzi o szczegóły rozliczeń – przez 15 lat Polska dostała z Unii Europejskiej 163 miliardy euro, wpłaciła zaś 53 miliardy. Najwięcej otrzymaliśmy na politykę spójności (103 mld euro) i rolnictwo (55 mld euro).
– Unia co do zasady stawia na dialog, a nie na sankcje. Wyraźnie widać jednak, że – mówiąc kolokwialnie – cierpliwość unijnych polityków na postępowanie polskiego rządu się kończy. Mam wrażenie, że nie chcą oni wprowadzać sankcji, lecz mechanizm, który zapobiegnie łamaniu zasady praworządności. Moim zdaniem ciągle mają nadzieję, wręcz pewność, że rząd się opamięta a PiS cofnie reformy, które tej zasadzie przeczą – mówi nam Marcin Czubaszek, specjalista funduszy europejskich.
A jeśli się nie opamięta? Grozi nam w takim razie zastopowanie pieniędzy z funduszy UE. Eksperci mają bowiem wątpliwości, czy możliwe jest zablokowanie jedynie ich części. Określanie stopnia złamania zasady praworządności i blokowanie odpowiedniego odsetka płynących do Polski pieniędzy byłoby zbyt skomplikowanym i oderwanym od rzeczywistości działaniem.
– Tego po prostu nie da się określić na zasadzie typu „za przejęcie Trybunału Konstytucyjnego obcinamy wam fundusze na rozwój kolei”. Najbardziej prawdopodobne jest więc całkowite obcięcie środków, wstrzymanie przelewów – wszystkich bez wyjątku – mówi Czubaszek.
Dodaje, że jak na razie jest są to jedynie spekulacje, bo takiej procedury w Unii jeszcze nie uruchamiano. Pewnym testem będzie sprawa Węgier, rozpatrywana najprawdopodobniej we wrześniu. W UE są dwa kraje oskarżone o łamanie zasady praworządności – Węgry i Polska. Bracia Madziarzy pod wodzą Viktora Orbána podpadli unijnym kolegom wcześniej od nas.
Kary finansowe
Ekspert przypomina, że jest jeszcze możliwość wprowadzenia kar finansowych. Tak stało się choćby w przypadku wycinki Puszczy Białowieskiej. Wtedy sprawą na wniosek Komisji Europejskiej zajął się Trybunał Sprawiedliwości UE i zagroził karą w wysokości 100 tysięcy euro dziennie za kontynuację rżnięcia drzew.
– W zasadzie wystarczyłaby realna groźba zamrożenia Polsce środków europejskich, by rząd po prostu musiał się ugiąć. Wyobraźmy sobie, że pewnego dnia rolnicy nie dostają dopłat. Konsekwencje łatwo przewidzieć – przestrzega Czubaszek.
Dziś średnia stawka dopłat bezpośrednich do hektara wynosi u nas 86 proc. unijnej średniej – 207 euro. Od 2004 r. z unijnej kasy zostało przywędrowało do nas 55 mld euro, z czego 33,6 mld to dopłaty bezpośrednie, które trafiły wprost do rolników. To prawie 144,5 miliarda złotych według obecnego kursu.
Unijni politycy już od dawna wypominają rządowi PiS chęć brania pieniędzy bez podporządkowania się regułom.
– UE nie jest klubem biznesowym; jest to przede wszystkim wspólnota oparta o wartości i zasady. Fundamentem, na którym została zbudowana Wspólnota, jest szacunek dla wspólnych wartości. Żaden rząd nie może ich naruszać bez ponoszenia konsekwencji – grzmiała w styczniu hiszpańska europosłanka grupy socjalistów Eider Gardiazabal Rubial, recenzując projekt prawa uzależniającego wypłatę funduszy od praworządności.
Ekonomiści zwracają jeszcze uwagę na fakt, iż w globalnej gospodarce czai się kryzys. Wojny celne USA z Chinami i Europą, niepewność na rynku surowców (przede wszystkim ropy) czy trudne do przewidzenia skutki Brexitu (na razie niepewne, jak sam Brexit) mogą spowodować osłabienie Europy. A Polska, rozwijająca się dziś dzięki wewnętrznej konsumpcji a nie inwestycjom, wyjdzie z tych potyczek silnie poobijana. Gdybyśmy dodatkowo zostali odcięci od funduszy UE, scenariusz byłby tragiczny.