15 lat temu stałem z grupą przyjaciół i znajomych na Placu Zamkowym w Warszawie. Oficjalnie zostaliśmy obywatelami Unii Europejskiej, co udało nam się dość hucznie uczcić. To była wielka feta, pełna radości i nadziei. Dziś, w dobie polaryzacji nastrojów, wiele osób pyta, co dała nam Unia, czy też "wyimaginowana wspólnota", jak słychać na prawicy, i na co ona nam potrzebna? Sprawdźmy.
W 2004 roku wzrost PKB Polski wynosił 5,1 proc. A obecnie? W 2018 roku również wyniósł 5,1 procenta. Czy to znaczy, że staliśmy w miejscu? Nic podobnego. Nasza gospodarka tuż po wejściu do Unii nieco wyhamowała, ale potem wystrzeliła w górę. Przez te 15 lat słupki PKB Polski rosły zawsze szybciej, niż unijna średnia, nigdy nie spadając do wartości ujemnych, nawet w czasach najostrzejszego globalnego kryzysu.
PKB to nie jest jednak coś, co interesowałoby statystycznego Kowalskiego – i nie ma w tym nic złego czy dziwnego. To wskaźnik ekonomiczny, zaś ekonomia wbrew pozorom nie jest nauką ścisłą, choć posługuje się ich metodami.
Nas z pewnością bardziej interesuje to, co możemy za swoje pieniądze kupić. Tu wykres rósł bez żadnych przestojów – polskie PKB w przeliczeniu na osobę, liczone według standardu PPS (czyli purchasing power standard, chodzi o siłę nabywczą) wzrosło z poziomu 50 do 70. W praktyce chodzi o to, że w 1994 roku polskie PKB wynosiło połowę średniej unijnej. Dziś to 70 procent, więc naprawdę nie jest źle. Chociaż jeszcze sporo przed nami.
Wsparcie nie do przecenienia
Przed 15 lat napłynęło do Polski 110 miliardów euro – i mówimy o wyniku netto, po odjęciu składek, które wnosiliśmy do unijnego budżetu. W przeliczeniu na dzisiejsze złotówki mówimy o sumie ok. 473 miliardów złotych. Planowane na 2019 rok dochody polskiego budżetu to niemal 388 miliardów złotych. A to oznacza, że dostaliśmy ekstra pieniądze na rok i dwa miesiące działania państwa. To tak, jakby każdy z nas dostał dodatkowo swoją roczną wypłatę, trzynastkę i czternastkę.
Jeśli chodzi o szczegóły rozliczeń – przez 15 lat Polska dostała z Unii Europejskiej 163 miliardy euro, wpłaciła zaś 53 miliardy. Najwięcej otrzymaliśmy na politykę spójności (103 mld euro) i rolnictwo (55 mld euro).
15 lat to szmat czasu, więc wiele osób może nie pamiętać o panującym w Polsce bezrobociu. Dziś, gdy pracy w kraju jest sporo, a bezrobocie oscyluje wokół 6 procent, nie bardzo chcemy sobie przypominać dość mroczne czasy, gdy stopa bezrobocia dobijała niemal do 20 procent. W 2004 roku co piąty Polak nie miał pracy.
Sporo zmieniło się też na drogach. 15 lat temu mieliśmy ok. 550 km autostrad. Dziś mamy prawie 2 000 km autostrad (z czego ok. 300 km jest w budowie) i ponad 5800 km dróg ekspresowych (wiele jest w realizacji, gotowych jest ok. 2100 km). Tych drugich w 2004 roku mieliśmy niewiele ponad... 200 km.
Najwięcej kilometrów nowych dróg wybudowano w 2012 roku, kiedy starano się zrealizować program na mistrzostwa Europy w piłce nożnej Euro 2012. Wtedy przede wszystkim skupiono się na trasach szybkiego ruchu: udostępniono m.in. odcinek autostrady A2 z Łodzi do Warszawy. Łącznie w 2012 roku oddano kierowcom ponad 600 km nowych dróg.
Wiele osób nie zwraca uwagi na inne inwestycje. W wielu miastach powstały nowe trasy autobusowe, tramwajowe, ulice, ścieżki rowerowe itp. W Polsce wyrosło prawie 500 nowych oczyszczalni ścieków.
Wracając do rolnictwa – od 2004 r. z unijnej kasy zostało przywędrowało do nas 55 mld euro, z czego 33,6 mld to dopłaty bezpośrednie, które trafiły wprost do rolników. To prawie 144,5 miliarda złotych według obecnego kursu. 15 lat temu Polska importowała więcej żywności, niż wysyłała za granicę. Teraz te proporcje się odwróciły, a niektóre branże wyrosły na europejskich czy światowych potentatów.
Obecnie Polska eksportuje rocznie żywność za blisko 29 mld euro, a jeszcze w 2004 r. było to tylko 5,4 mld. Na eksport trafia olbrzymia część polskich kurczaków – a hodowcy wypuszczają na rynek jakieś 3 miliony ton rocznie. Żaden inny kraj w Europie nie przebija poziomu 2 mln ton. Aż 16 proc. kurczaków na świecie pochodzi z Polski. Kurczakom jest to raczej obojętne, ale hodowcy zacierają ręce.
Są i problemy
Niestety nie cały kraj rozwija się równo. O ile na przykład w aglomeracji warszawskiej średni poziom zamożności przebił unijną średnią i przekroczył 150 proc. normy, o tyle w przypadku trzech regionów PKB per capita wyrażony w parytecie siły nabywczej był niższy niż 50 proc. średniej UE. Mowa o województwach: warmińsko-mazurskim i podkarpackim (po 49 proc.) i lubelskim (48 proc.).
Problemy pojawiają się też na wsi. Mimo olbrzymiej skali dopłat do rolnictwa, nasi gospodarze dostają o wiele mniej pieniędzy, niż ich koledzy z Niemiec czy Francji. W 18 z 28 krajów UE dopłaty bezpośrednie dla rolników są wyższe niż w Polsce. Średnia stawka dopłat bezpośrednich do hektara wynosi u nas 86 proc. unijnej średniej – 207 euro. Więcej dostają choćby rolnicy z Czech czy Węgier, mniej Hiszpanie i Portugalczycy.